Wiedeńscy Filharmonicy tylko dla sponsorów?
Koncert Wiedeńskich Filharmoników reklamowany przez Teatr Wielki jako wydarzenie sezonu prawdopodobnie będzie zamknięty. "Zwykłym" słuchaczom już anulowano rezerwacje. To nie pierwszy koncert tylko dla sponsorów - pisze Anna S. Dębowska w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
Po naszym czwartkowym tekście, w którym pisaliśmy o skandalu w Teatrze Wielkim, związanym z dystrybucją biletów na dwa koncerty Wiedeńskich Filharmoników, dostaliśmy kolejne sygnały od czytelników, którzy czują się oszukani przez Teatr Wielki. Wtedy kasjerki dawały im jeszcze nadzieję. Teraz mówią wprost: - Sytuacja się zmieniła, dyrektor Pietkiewicz szuka nowych sponsorów, potrzebuje dla nich biletów, więc tamte rezerwacje są nieważne. Jeden z koncertów (25 czerwca) prawdopodobnie będzie zamknięty dla "zwykłej" publiczności, a drugi (26 czerwca) odbędzie się w innym mieście. - Usłyszałam w kasie, że moja rezerwacja już nie istnieje, że nie ma już moich biletów - mówi pani Małgorzata Świetlik, która jeszcze w lutym "zaklepała" po sześć biletów na każdy koncert. Podobnie jak pani Halina Świderska, której z trudem udało się zarezerwować dwa pojedyncze miejsca. W takiej sytuacji znalazły się setki osób.
Dyrektor Teatru Wielkiego Janusz Pietkiewicz uważa, że nic złego się nie stało. O osobach, które nie mogą doprosić się swoich biletów, mówi: - To snobi, których widuję na wszystkich głośnych koncertach, nie ma kogo żałować.
Pani Małgorzata Świetlik czuje się wystawiona do wiatru: - Przecież Teatr Wielki to instytucja publiczna, a w ogóle nie liczy się z ludźmi. Zerwano ze mną umowę i nikt mnie nawet nie przeprosił.
Sławny muzyk jako dodatek do bankietu
Bez sponsorów nie byłoby koncertów największych sław muzyki poważnej. Co z tego jednak, skoro ich głównym odbiorcą są sponsorzy, a melomani muszą się zadowolić zapowiedziami, ewentualnie - resztkami biletów.
Skandal w Teatrze Wielkim to jeszcze jeden przykład tego problemu. Czołowe instytucje muzyczne organizują koncerty wielkich artystów, nagłaśniają je, reklamują, przy okazji podnosząc swój prestiż, po czym okazuje się, że to tylko pozory.
Tak było w przypadku koncertu wybitnego skrzypka Gidona Kremera, który wystąpił trzy lata temu na VIII Festiwalu Beethovenowskim organizowanym przez Elżbietę Penderecką. Jego koncert miał być perłą festiwalu, a skończył się skandalem - sławny muzyk został potraktowany jako dodatek do gali biznesowej sponsora - Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych. Słuchaczami byli prawie wyłącznie biznesmeni wymykający się co chwila na korytarz, żeby coś przegryźć na trwającym równocześnie bankiecie. Melomanom sprzedano tylko 20 wejściówek.
Wizyty wielkich sław to dla niektórych organizatorów pole do nadużyć. Rok temu urząd miasta pod rządami komisarza Mirosława Kochalskiego (PiS) zorganizował w Teatrze Wielkim koncert w pierwszą rocznicę śmierci Jana Pawła II. Dyrygował Placido Domingo. Jak się okazało, wstęp mieli tylko zaproszeni przez ratusz goście - politycy wszystkich szczebli, przedstawiciele Kościoła, liczni sponsorzy i partnerzy, w sumie przeszło tysiąc osób.
Dla "zwykłych" warszawiaków miejscy urzędnicy przeznaczyli 241 bezpłatnych biletów, z czego do rąk zainteresowanych trafiło jedynie 131. Do dziś nie wiadomo, co stało się z resztą.
Sponsor może żądać
Instytucje muzyczne, nawet te najlepiej dotowane przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, jak Opera Narodowa i Filharmonia Narodowa, żeby realizować swoje plany, muszą korzystać z pomocy mecenasów i sponsorów. Ciągle nie jest łatwo skłonić w Polsce ludzi biznesu do tego, by finansowali jakieś wydarzenie kulturalne. Zwłaszcza z dziedziny muzyki poważnej, jako niemasowej. Dlatego instytucje, którym udało się zdobyć stałego sponsora, gotowe są pójść na niejeden kompromis. Kto daje pieniądze, ten może wiele żądać.
Jakie błędy popełnił dyrektor Janusz Pietkiewicz przy organizacji koncertów Wiedeńskich Filharmoników? Mógł uzyskać pomoc władz miasta, ale zwrócił się z tym za późno. Wydawało mu się, że jako były urzędnik miejski (był dyrektorem Biura Teatru i Muzyki) może z tym zwlekać. Koncert reklamował od października zeszłego roku, a do miasta z prośbą o dofinansowanie zwrócił się dopiero w kwietniu, kiedy już od dwóch miesięcy były ustalone miejskie wydatki na kulturę. Teraz rozpaczliwie szuka nowych sponsorów. I gotów jest dać im wszystko, byle tylko koncerty Wiedeńskich Filharmoników doszły do skutku.
