Artykuły

Moje podwórze - wielki świat

- Moje spektakle rozgrywają się na prawie pustej scenie z jakimiś elementami scenografii. Lubię kameralny teatr. Taka forma daje możliwość ekspresji aktora - mówi ZIUTA ZAJĄCÓWNA, aktorka, reżyserka i wykładowca PWST w Krakowie.

Skąd wzięła się Pani miłość do teatru?

- Mój teatr zaczął się od słowa, a właściwie od konkursów recytatorskich i od poezji, która zawsze bardzo mnie interesowała. Później tej poezji szukałam też w teatrze.

Dlaczego odeszła Pani z teatru instytucjonalnego? Czy to świadoma decyzja?

- Moje życie jakoś tak się potoczyło. Po skończeniu studiów w krakowskiej PWST wyjechałam do Jeleniej Góry, właściwie za Krystianem Lupą, ponieważ chciałam pracować z tym wspaniałym reżyserem. Los jednak zadecydował inaczej. Nie spotkaliśmy się w teatrze, więc pracowałam sama, wtedy zrobiłam pierwszy monodram. Później przyjechałam do Tarnowa, pół roku pracowałam tam na etacie, grałam też w Teatrze STU, gościnnie występowałam w Teatrze im. J. Słowackiego. Najdłużej, bo 12 lat byłam związana z Teatrem Ludowym w Nowej Hucie. Jednak przyszedł taki czas, że 2 lata nie występowałam na scenie, i wtedy podjęłam decyzję o rozstaniu z Teatrem Ludowym. Miałam poczucie, że nie mogę być na etacie i nie grać, a dyrektor uważał, że ze względu na moje warunki psychofizyczne reżyserzy nie chcą ze mną pracować. W momencie, gdy wzięłam los w swoje ręce, poczułam pełnię sił twórczych.

Czy był kiedyś taki moment, że żałowała Pani podjętej decyzji?

- Nigdy nie żałowałam swojej decyzji. Wiem, że jestem niezależna. Nie ulegam modom i cieszę się, że mogę realizować swoje pomysły teatralne. Mam ogromną satysfakcję, gdy to, co robię, podoba się widzom. Czasami jest trudno, bo bywa tak, że na moje spektakle przychodzi 5, 6 osób. Niestety, nie mam świetnej promocji czy reklamy. To cena, jaką płaci się za niezależność.

Myślę, że nie poszła Pani na skróty, decydując się na niekomercyjne przedstawienia.

- Jeśli ktoś, jest nieobecny w mediach, to nie ma go wcale. Ja nie jestem w mediach, ponieważ nie gram w serialach. Byłoby mi łatwiej robić artystyczne rzeczy, gdybym miała znaną twarz, jest inaczej. Ale jest bardzo dobrze.

To znaczy, że jest Pani silną osobowością?

- Chyba tak. Czasami aktorzy, w teatrze instytucjonalnym trochę boją się ryzyka, bo podlegają przecież dyrekcji, i boją się tego by nie stracić etatu. Oczywiście, nie chcę generalizować, ludzie mają różne sytuacje życiowe i ja to rozumiem. Na mojej twarzy zawsze było widać, gdy coś mi się nie podobało w spektaklu. Paradoksalnie, nie potrafię w życiu grać, udawać kogoś, kim nie jestem. Mówiło się o mnie, że jestem "kontrowersyjna", ale czy kontrowersja polega na tym, że zadaje się pytania na temat sztuki?

"Niesie Pani teatr w sobie, a nie siebie w teatrze" - powiedział Jerzy Stuhr przy okazji wspólnej realizacji spektaklu "Iwona, księżniczka Burgunda" w Teatrze Ludowym. To było dawno, w 1991 roku.

- Miło mi słyszeć takie słowa, bardzo dobrze układała się nasza współpraca przy okazji tego przedstawienia. Rola Iwony była jedną z moich najważniejszych ról teatralnych. Sama wydaję się sobie bardzo mało ciekawa, dopiero rola, którą mogę zagrać daje możliwość ekspresji tego, co w środku i co może stać się ciekawe dla widzów.

W jaki sposób udaje się Pani tak fenomenalnie skupić uwagę widzów?

Jest to pewnego rodzaju zawłaszczenie.

- Rzeczywiście czuję czasami, że jestem takim "przekaźnikiem" roli, którą gram. Chcę, aby widownia, oglądając mnie, miała dreszcze. To jest taka potrzeba "magnetyzmu" w teatrze. Widz, może nie do końca rozumieć, może myśleć, że to jakieś wariactwo, ale jak się temu podda, i poczuje energię ze sceny, to jest to dla mnie największa satysfakcja. Może dzieje się tak, dlatego, że jestem spod znaku Ryb, jak Witkacy. Osoby spod tego znaku są empatyczne i wyczuwają innych ludzi.

Pracę doktorską na PWST napisała Pani o werbalnych środkach w "Osmędeuszach" Mirona Białoszewskiego. Józef Baran, we wspomnieniu o Białoszewskim, napisał, że jego twórczość jest "osobna, oryginalna, osobliwa, osobista i zawiera w sobie dziecinny zachwyt i zdziwienie". Myślę, że te określenia pasują do tego, co realizuje Pani w swoim życiu i na scenie. Może, dlatego fascynuje Panią Białoszewski?

- Białoszewski jest wyjątkową osobowością i jego wizja świata jest mi bardzo bliska. Gdy pracowaliśmy nad "Osmędeuszami", to tłumacząc kolegom ideę spektaklu, mówiłam o jego wielowymiarowym widzeniu rzeczywistości. Białoszewski zapisywał dźwięki, odgłosy zdarzeń rozgrywających się obok. On dostrzegał poezję i metafizykę w życiu codziennym. Całe życie mieszkał w bloku, jest to chyba najmniej poetyckie miejsce, jakie można sobie wyobrazić, a mimo to potrafił dostrzec w nim niezwykłość. Jego twórczość nie podlegała żadnym modom, realizował swój "teatr osobny". Szymborska powiedziała kiedyś o Białoszewskim, że to taki "podsłuchiwacz i podglądacz" świata, rejestrujący wszystko w sposób bardzo precyzyjny. W pełni się z tym zgadzam.

Spektakl "Osmędeusze" M. Białoszewskiego w Pani reżyserii został nagrodzony na Festiwalu Małych Form Teatralnych "Kontrapunkt" w Szczecinie w 2004 r. Jak udało się Pani zainteresować kolegów, aktorów swoim pomysłem na to przedstawienie.

- Jest to niezwykły tekst - partytura, "oratorium szyldowe zamkniętej epoki przedmieścia". Dwaj moi koledzy, Stanisław Dembski i Włodzimierz Jasiński, z którymi już pracowałam wcześniej, zaufali mi. Oczywiście, jak się później dowiedziałam, po pierwszej próbie byli przerażeni tym, co chcę zrobić, ale szybko sami zapalili się do tego pomysłu i bardzo dobrze nam się pracowało. To przedstawienie cały czas mamy w repertuarze i choć często trudno zorganizować na nie publiczność, to liczę na to, że jeszcze je zagramy.

Dlaczego sięga Pani po takich twórców, jak Białoszewski, Witkacy czy Gałczyński?

- To jest fascynująca literatura, wciąż do odkrywania, dlatego myślę, że jest to znakomity materiał do interpretacji w teatrze. Moje spektakle rozgrywają się na prawie pustej scenie z jakimiś elementami scenografii. Lubię kameralny teatr. Taka forma daje możliwość ekspresji aktora. Jego transformacje, nasycenie życiem tekstu literackiego, budują atmosferę spektaklu i pozwalają odkryć głębsze sensy.

Czym dla Pani jest reżyserowanie, praca z innymi ludźmi?

- To jest za każdym razem próba przekonania i "zapalenia" ich pomysłem spektaklu. Zdaję sobie sprawę z tego, że swoim kolegom proponuję czasem bardzo trudne rzeczy, które wymagają przekroczenia jakichś granic czy własnych zahamowań. Nie zawsze jest komfortowo, ale cieszę się, że spotykam ludzi, którzy chcą ze mną podejmować to ryzyko. Jest to ryzyko nie tylko artystyczne, ale często, jak to bywa w nieinstytucjonalnym teatrze, finansowe.

Współpracownicy mówią o Pani "nieznośna","apodyktyczna", "bardzo wymagająca".

- Chyba trochę żartowali. Zdaję sobie sprawę z tego, że praca ze mną do momentu premiery może być trudna, zwłaszcza, gdy sama reżyseruję.

Teatr to Pani pasja, miłość czy sposób na życie?

- Myślę, że gdybym nie robiła przedstawień na ulicy Kanoniczej, to na pewno zapraszałabym znajomych do siebie na domowe teatrzyki albo czytanie literatury. Tym, co mnie interesuje chciałabym się dzielić z innymi. Bez teatru byłoby mi trudno żyć. Od wielu lat zajmuję się też uczeniem. Pracuję ze studentami, młodzieżą czy nauczycielami. To także ważna dla mnie część mojej działalności. Jednak, gdy za dużo czasu poświęcam uczeniu, to tęsknię za teatrem, za graniem. Z teatru czerpię energię do uczenia. To są zazębiające się dziedziny.

Czego przede wszystkim chce Pani nauczyć w szkole teatralnej swoich studentów?

- Chciałabym im przekazać, aby traktowali ten zawód twórczo, kreatywnie, żeby chcieli pokonywać bariery, te w sobie i te na zewnątrz, by traktowali to, co robią, poważnie i wciąż doskonalili swój warsztat. A najistotniejsze, żeby nie załamywali się, gdy przyjdą trudniejsze momenty w życiu. Ważne jest, aby umieli wyważyć komercję i eksperymenty artystyczne. By nie odcinali kuponów od sławy, od sukcesów, by za każdym razem "spotkanie z teatrem", było dla nich żywym świętem.

Na zdjęciu: Ziuta zajacówna w "Manifeście" wg Witacego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji