Artykuły

Mam władzę nad tłumem..

- Czasami odczuwam zmęczenie, ale fizyczne. Jestem uczepiony wszystkich dziedzin aktorstwa, wszystkiego poza pantomimą - mówi ANDRZEJ GRABOWSKI. Ostatnio jego wielką pasją jest kabaret.

Ogromną popularność przyniósł mu serial "Świat według Kiepskich", a rola Ferdynanda Kiepskiego przylgnęła do niego już na dobre. Andrzej Grabowski (55 I.) stara się ostatnio zmienić swój aktorski wizerunek, chętnie grywa policjantów i gangsterów. Znany jest jako Gebels z "PitBulla" i Kowal z "Odwróconych". Oprócz aktorstwa jego wielką pasją jest kabaret!

Jakie miejsce w Pana życiu zajmuje kabaret?

- Kabaretem zacząłem się zajmować bardzo późno, jakieś osiem, dziesięć lat temu. To mniej niż jedna trzecia mojego aktorskiego życia. Muszę przyznać, że sprawia mi to olbrzymią przyjemność, lubię występować przed dużą publicznością, na przykład w amfiteatrze lub jakiejś hali sportowej. Tylko ja w garniturze z mikrofonem, a przede mną tłum ludzi... Parę tysięcy osób słucha z zainteresowaniem, co ten gość z mikrofonem do nich mówi. Kiedy człowiek dojdzie już do takiej wprawy, może sobie pogratulować. To sztuka, która daje ogromną satysfakcję, bo nawet wielcy aktorzy teatralni nie zawsze dają sobie radę z taką publicznością! W teatrze, mimo wszystko, jest granica między aktorem i widzem. W kabarecie wszyscy jesteśmy razem. W teatrze można nie zwracać uwagi na reakcję publiczności, a w kabarecie, jeżeli przez dwie minuty ludzie się nie śmieją i nie biją braw, powinno się zejść ze sceny.

Zdarzały się Panu jakieś wpadki na scenie?

- Oczywiście! Takie rzeczy zdarzały się nawet największym kabareciarzom i satyrykom. Do tej pory w środowisku krąży anegdota o tym, że na jednej imprezie z tego samego tekstu ludzie wariowali ze śmiechu, a na drugiej nic, zero. A satyryk robił to tak samo, a nawet lepiej.

Co w takiej sytuacji powinien zrobić?

- Kabareciarz musi brać pod uwagę wiele rzeczy - pogodę, scenę, na której występuje, i reakcję publiczności. Czy publiczność jest trzeźwa, czy po piwku (śmiech). Równie ważny co sam tekst jest czas pomiędzy jednym a drugim numerem. Trzeba go jakoś zagospodarować. Kabareciarz musi mieć dar improwizacji.

Ma Pan swój ulubiony skecz lub monolog?

- Tak, to monolog autorstwa Roberta Górskiego z Kabaretu Moralnego Niepokoju i nazywa się "Narty we Włoszech". Najgorzej jest zacząć, bo ja nie jestem ani satyrykiem, ani kabareciarzem z prawdziwego zdarzenia. Nie mam takiej charyzmy jak Jurek Kryszak. A wiadomo, że jak on wyjdzie na scenę, to będzie się zajmował polityką i to nie tą sprzed roku, ale jak najbardziej aktualną. Nawet sprzed dwóch godzin, bo jadąc na występ, usłyszał coś w radiu. Jurek komentuje to na żywo i robi to rewelacyjnie! Podziwiam go za to. Ja mam zlepek różnych monologów, które napisali różni autorzy na okoliczność różnych programów w telewizji. I muszę to wszystko śmiesznie połączyć. Estrada jest doskonałą szkołą. Albo ma się predyspozycje, żeby na niej występować, albo nie. Kiedy się rządzi paroma tysiącami ludzi, to człowiek zapomina o bożym świecie. To przyjemne uczucie!

Można poczuć władzę nad tłumem?

- Tak, choć inną niż przewodniczący partii. Ale jest coś takiego, że to ja decyduję - teraz się będziecie śmiali, a teraz będziecie cicho. Nawet tego nie mam w planie, ale tak się właśnie dzieje i to jest przyjemne. Nie ukrywam, że ogromne fory daje mi popularność, którą załatwili mi Ferdek i Gebels. Wystarczyło, że wyszedłem na scenę i przez pół minuty nic nie mówiłem, a już wszyscy się śmiali! Jeśli Grabowski nic nie robi, to znaczy, że to jest śmieszne. Zaczyna się śmiać jeden, potem drugi i jest ogólne śmianie. Kiedy po minucie pytam, z czego się śmieją, zaczynają się śmiać jeszcze bardziej. Na tym to polega.

Czy po tylu latach bycia w zawodzie odczuwa Pan zmęczenie, rutynę?

- Czasami odczuwam zmęczenie, ale fizyczne. Jestem uczepiony wszystkich dziedzin aktorstwa, wszystkiego poza pantomimą. Gram w teatrze, od kilku lat jestem Arganem w "Chorym z urojenia" w Teatrze Słowackiego w Krakowie i cały czas gram spektakle Schaefferowskie w Teatrze STU - "Scenariusz dla trzech aktorów", "Kwartet dla czterech aktorów". Gram też w serialach: "Świat według Kiepskich", "PitBulI" i "Odwróceni", a do niedawna występowałem też w "Złotopolskich". Kręcę również filmy fabularne.

Zmęczenie psychiczne też się czasem pojawia?

- Owszem. Po trzech miesiącach kręcenia "PitBulla" musiałem odreagować. Przez ten czas, dzień w dzień, a to kogoś biłem, a to przesłuchiwałem, śledziłem, strzelałem... Tu scena w prosektorium, tam w szpitalu. Nic przyjemnego. Po tych trzech miesiącach moja psychika była mocno obciążona. Gdybym się nie ratował kabaretem, byłoby ciężko! Dzięki kabaretowi mogłem się odrodzić po tych wszystkich doświadczeniach. Nie poddawać się przygnębiającym nastrojom.

Słowem, najlepsza w takich sytuacjach jest możliwość zmiany roli?

- Tak zwany płodozmian, czy trójpolówka, a w moim przypadku nawet pięciopolówka! Jednego roku żyto, drugiego owies, a potem ziemniaki. Ja to przez cały czas robię, tyle że jednocześnie wszystko ze sobą mieszam.

Z każdego poletka ma Pan potem jednakowe zbiory?

- Nie wiadomo, na jakim będą największe. Nie wiem, co będę robił za pięć lat, za rok czy miesiąc, i na jakim poletku osiądę. Kto mnie, za przeproszeniem, kopnie w dupę (śmiech). Która z dziedzin powie: już cię nie chcemy oglądać, jesteś zerem, nikim, spadaj, skończyłeś się. Wtedy pozostanieini kolejne poletko...

W tej chwili jest Pan aktorem popularnym...

- Dopiero w wieku czterdziestu pięciu lat, czyli dość późno, zacząłem być aktorem powszechnie rozpoznawalnym. Zagrałem w "Bożej podszewce", która była świetnym serialem, ale popularności mi nie przyniosła. Nadal byłem aktorem ze Starego Teatru w Krakowie. To "Świat według Kiepskich" dał mi popularność, ale jednocześnie skazał na banicję! Dopiero po trzech latach stwierdzono, że mógłbym zagrać w czymś innym. Przez pewien czas chwytałem się wszelkich form związanych z tym zawodem. Tak jak koledzy aktorzy, którzy klepią biedę. Jednego dnia grają w teatrze, drugiego statystują w filmie...

Był moment w Pana życiu, że klapał Pan biedę?

- Nie, nigdy. Dlatego że zawsze robiłem wszystko, co się dało. Jestem bardzo pracowitym człowiekiem, a teraz może nawet pracoholikiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji