Artykuły

Spowiedź w drewnianej chacie

Choć budynek teatru pozostał gdzieś daleko, na drugim końcu miasta, wygląda na to, że wszyscy wspólnie przeżyli tu, trudny do określenia, rodzaj teatralnej magii - o "Spowiedzi w drewnie. Żywotach świętych" w reż. Krystiana Kobyłki w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora pisze Aleksandra Konopko z Nowej Siły Krytycznej.

Stara drewniana bierkowicka chata pachnie żywicą i drewnem. Wieczorne, wiejskie powietrze przenika przez nieduże okna i szczeliny między belkami. Mimo że taka sceneria nie jest współcześnie naszym codziennym doświadczeniem, przestrzeń wydaje się być swojska i wyjątkowo intymna. Chata nie jest duża, a dość wysoki, zbity z nieregularnych desek podest, który za moment stanie się sceną - jeszcze mniejszy. Tak bardzo, że w chwili, gdy stojąca bezpośrednio na nim figurka Chrystusa "sama" zaczyna się poruszać, trudno uwierzyć, że pod tą sceną zmieścił się animujący ją aktor.

W tym przedstawieniu lalki-figury są jednym z najważniejszych punktów odniesienia. Zaprojektowane przez wybitnego scenografa Adama Kiliana, który otoczył je charakterystyczną dla folkloru aurą, zostały zainspirowane twórczością beskidzkiego rzeźbiarza Jędrzeja Wowro (między innymi o nim opowiada spektakl), a wyrzeźbione przez opolskiego artystę Ignacego Nowodworskiego. To one komentują tu z własnej (a jakże ludzkiej!) perspektywy wydarzenia i życie poczciwego świątkarza Jaśka i to o nich właśnie, jako o dziele artysty, jest również ta historia.

Reżyser Krystian Kobyłka obdarzył te figury szczególnym zaufaniem. Przez dłuższy czas trwania przedstawienia pozwala im zawłaszczyć niemal całą przestrzeń i prezentuje je zdecydowanie na pierwszym planie. Aktorzy, w tej części, pracują w większości bardzo dyskretnie, ustępując miejsca wszędobylskim i niezwykle przyciągającym uwagę lalkom. A te, przy ich pomocy, ożywają na oczach widza jakby niespodziewanie i zaskakująco ekspresywnie. Chata wypełniona kolorowymi świątkami, stopniowo zamienia się w rodzaj ruchomej ludowej szopki, na którą widz patrzy całkowicie zauroczony i z ciekawością dziecka odkrywa kolejne jej elementy. A to niespodziewanie sfrunie z nieba wcześniej niewidoczny anioł, a to znowu za chwilę na belce pod sklepieniem pojawi się ich cały chór. Z niedużego kufra Jaśka wychodzą kolejni Święci, jak gdyby skrzynia była bez dna. Wszyscy niczym z beskidzkich przydrożnych kapliczek, czy ołtarzy w drewnianych kościółkach, a jednak odmienieni - bo niemal realnie żywi i jakże wygadani!

Trwa ostatnia spowiedź umierającego artysty. To "spowiedź w drewnie", gdyż Jaśko (urzekająca kreacja Andrzeja Mikoszy) próbując ostatkiem sił skończyć struganie figury Chrystusa Frasobliwego (bardzo dobra rola Łukasza Schmidta), prowadzi zwyczajną rozmowę z Bogiem i z samym sobą. Z tego dialogu wydobywa się refleksja o ludzkiej niedoskonałości i ograniczeniach, a także o sztuce i losie artysty oraz jego dzieła. W opolskim przedstawieniu spotykamy łagodnego, miłosiernego i jednocześnie bardzo ludzkiego Chrystusa zafrasowanego "bez ten świat". Z jego ust płyną wielkie i głębokie mądrości i mimo że są dalekie od moralizatorskiego kościelnego tonu (lub właśnie dlatego!), wydają się być najważniejsze, bo prawdziwe i bliskie ziemskiemu spojrzeniu na życie. Kobyłka wraz z współtwórcami przedstawienia zadbał o szczególną prostotę (w dobrym znaczeniu tego słowa) przedstawienia, tak by stało się ono bliskie naszym sercom. Bo kiedy uważnie się w nie wsłuchamy, staje się niemal osobistą modlitwą każdego z nas, odnalezioną, gdzieś na dnie duszy.

Reżyser mocno podkreślił w inscenizacji również wątki humorystyczne. Pomogła mu w tym zapewne także beskidzka gwara, którą zaskakująco sprawnie posługują się w przedstawieniu opolscy aktorzy. Humor ma jednak w tej sztuce wymiar nie kpiarski, czy satyryczny, ale bardzo "ciepły", co sprawia, że śmiech widza miesza się niemal cały czas ze łzami wzruszenia.

W drugiej części przedstawienia, w której opowiadane są "Żywoty Świętych" aktorzy stają się widocznymi partnerami lalek. Teraz na nich skupia się uwaga publiczności i to oni właśnie (ubrani w skromne lniane stroje) królują na scenie i jakby uczą drewniane rzeźby, w jaki sposób opowiadać ludziom historie.

Przedstawienie kończy się na zewnątrz. Publiczność opuszcza drewnianą chatę podążając za aktorami, którzy przy dźwiękach końcowej pieśni (podkreślająca ludowy nastrój muzyka autorstwa Andrzeja Zaryckiego i pieśni w wykonaniu Anny Chowaniec-Rybki oraz Anny Trebunia-Wyrostek i Krzysztofa Trebunia-Tutka), ustawiają figurę Frasobliwego w przydrożnej kapliczce. I chociaż budynek teatru pozostał gdzieś daleko, na drugim końcu miasta, wygląda na to, że wszyscy wspólnie przeżyli tu, trudny do określenia, rodzaj teatralnej magii.

Spektakl grany w Muzeum Wsi Opolskiej - skansenie w Bierkowicach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji