Artykuły

Wspólny mianownik: teatr

- Przez czterdzieści lat mojej pracy zawodowej wędrowałem po Polsce. Teraz trochę osiadłem na miejscu, też dlatego, że praca dyrektora tego wymaga - mówi dyrektor Teatru im. Fredry w Gnieźnie. Rozmowa z TOMASZEM i ROMĄ SZYMAŃSKIMI o teatrze i wspólnym życiu.

Tomasz od siedemnastu lat pełni funkcję dyrektora Teatru im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie. Wspólnie z kolegami założył Teatr Ósmego Dnia, którego był pierwszym szefem. Jest wykładowcą Uniwersytetu Letniego im. Jana Pawła II w Rzymie. Wielki artysta i wspaniały człowiek o ogromnym sercu.

Tomasz Szymański: Żona jest nauczycielką języka polskiego w V LO w Poznaniu. Pedagogiem wyjątkowym, bo od swoich uczniów często otrzymuje listy, w których dziękują jej za to, że zawsze mogą na nią liczyć. Pokazuje im sztukę na różne sposoby, też kierując grupą teatralną w liceum.

Poznaliście się państwo wTeatrze im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie, do którego żona wraz z młodzieżą przyszła, aby pokazać im życie zza kulis.

On: - Dobrze pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Roma stanęła w drzwiach mojego gabinetu w otoczeniu swoich uczennic i ani ja, ani moja sekretarka nie wiedzieliśmy, która z nich jest nauczycielką. I tak się spotkaliśmy, nie wiedząc wtedy jeszcze, że już na całe życie.

Ona: - Teatr interesował mnie od zawsze. Miałam to ogromne szczęście, że zarówno w szkole podstawowej, liceum, jak i na studiach filologicznych na UAM, trafiłam na wspaniałych polonistów. Jako nauczyciel języka polskiego w gnieźnieńskich szkołach nie mogłam też nie bywać w Teatrze im. Aleksandra Fredry, gdzie poznałam mojego przyszłego męża.

Z Gniezna, za mężem, przeniosła się pani do Poznania.

Ona: - Znam to miasto od dzieciństwa. Tutaj mieszka część mojej rodziny i jeden z braci, choć rodziców i drugiego brata zostawiłam w Gnieźnie. On: - Poznań jest moim miastem, gdzie jest mój dom i tutaj chcę pozostać.

Czy swoich uczniów zabiera pani do teatru w Gnieźnie?

Ona: - Nie muszę ich do tego namawiać. Młodzież poznańska jest bardzo częstym gościem w teatrze w Gnieźnie.

Czy jeździ pani na premiery teatralne męża?

Ona: - Moim obowiązkiem jest bywanie na wszystkich spektaklach premierowych. Nawet nie wyobrażam sobie, żeby męża zostawić samego. To jest bardzo trudny moment dla mego, też jako artysty i chcę mu towarzyszyć. Oglądam jego przedstawienia po siedem, dziesięć razy, zawsze z tą samą przyjemnością.

Bywa pani krytyczna?

Ona: - Nieraz chyba tak.

On: - Ale nie odbieram tego jako przejawu surowości. Będąc przedstawicielką młodszego pokolenia żona ma świeższe, inne spojrzenie na teatr. Zauważy coś, co może umknąć mojej uwadze, a jej opinia jest dla mnie szczególnie cenna i ważna. Cieszę się, że na bieżąco mogę konfrontować się z osobą, która jest tak otwarta na młodych ludzi. Rzadko chyba zdarza się, aby młodzież zapraszała swoich nauczycieli na osiemnastki, a Roma dostaje takie propozycje.

Ma pani ulubione spektakle wyreżyserowane przez męża?

Ona: - Uwielbiam "Balladynę", która jest genialnym spektaklem. Sztuki Szekspira ("Wesołe kumoszki z Windsoru", "Poskromienie złośnicy") w jego reżyserii zrobiły na mnie niesamowite wrażenie. I dzieło naprawdę wybitne - "Wesele" [na zdjęciu], które bardzo mnie zachwyciło.

Czy trudne jest życie z artystą, reżyserem, dyrektorem?

Ona: - Trudne? Nie, raczej urozmaicone, niebywale ciekawe. Mam możliwość nie tylko poznania ciekawych ludzi, ale też na co dzień obcowanie z człowiekiem o niebywałej wrażliwości, to dotyczy nie tylko sztuki, ale też odbioru tego, co się dzieje dookoła. Jest człowiekiem bardzo uczciwym, a takich ludzi spotyka się coraz rzadziej.

Czy bywa uciążliwy przed premierą? Ona: - Jak każdy artysta, trochę tak. On: - Wtedy raczej nie ma mnie w domu. Kiedy reżyseruję, to dużo czasu spędzam na próbach, rozmowach z aktorami, scenografem, choreografem, pracownikami technicznymi. Praca nad spektaklem wymaga przeczytania wielu książek. Na przykład, kiedy reżyserowałem "Balladynę" sięgnąłem po "Płeć mózgu", która okazała się interesującą lekturą.

Jak wygląda podział domowych obowiązkach?

Ona: - Bardzo dużo czasu poświęcam pracy, zarówno wszkolejakiwdomu. Tak jak życie z artystą nie jest trudne, to z polonistą nie należy do łatwych. Wolałbym, więcej czasu spędzać z naszymi dziećmi.

On: - Nasza rodzina jest duża i wymaga doskonałej organizacji obowiązków domowych, co jest zasługą przede wszystkim mojej żony. Dorosły Mikołaj, 19-letni Sergiusz, 13-letnia Sonia i 5-letni Bartek wymagają opieki, której ja nie zawsze mogę im zapewnić, z racji pracy zawodowej. Co nie znaczy, że nie staram się uczestniczyć w domowych obowiązkach. Chętnie i dobrze gotuję. Moją specjalnością jest wołowina po francusku. Podobno jestem wyjątkowym mężem, bo lubię zakupy. Iść z żoną do sklepu i doradzić jej przy wyborze sukienki, bluzki to dla mnie prawdziwa przyjemność.

Smacznie mąż gotuje?

Ona: -Bardzo smacznie. Rzadko nam się udaje razem gotować, ale wtedy to jest już prawdziwa poezj a smaku. W kwestii zakupów, Ibmasz jest moim przeciwieństwem, bo nie mam cierpliwości do chodzenia po sklepach, a on znajduje w tym przyjemność.

Czy mąż w domu też jest dyrektorem?

Ona: - Stara się nim nie być. Wręcz przeciwnie. Wpracy bardziej pełni rolę ojca niż dyrektora. Na każdym kroku widać jego ogromną troskę o drugiego człowieka.

On: - W domu, tak samo jak w teatrze, mam do innych zaufanie i staram się zostawiać im duży margines swobody.

Przez kilku laty w jednym z wywiadów powiedział pan, że największy sukces życiowy jeszcze przed nim. W międzyczasie nie udało się go już osiągnąć?

On: - Mam nadzieję, że jeszcze wszystko przede mną. Realnie patrzę na świat i zdaję sobie sprawę, że dyrektorem Teatru Narodowego w Warszawie już nie zostanę, zresztą stolicy nie lubię. Przez czterdzieści lat mojej pracy zawodowej wędrowałem po Polsce, współpracowałem z teatrami w Warszawie, Łodzi, Zielonej Górze, Płocku, przez dziesięć lat byłem współorganizatorem Festiwalu Kultury Młodzieży Szkolnej w Kielcach. Teraz trochę osiadłem na miejscu, też dlatego, że praca dyrektora tego wymaga. Mam nadzieję, że jeszcze kilka spektakli przede mną i nie pora kończyć. Sukcesem będą dla mnie osiągnięcia dzieci. Aby w życiu im się udało i by wyrosły na szczęśliwych ludzi.

Ona: - Dzieci zmagają się teraz z problemami, których w ich wieku nie brakuje. Z Sergiuszem czekamy na wyniki matury, z Sonią wybieramy dla niej gimnazjum i nawet Bartek ma swoje małe problemy.

Najbliższe plany z pewnością związane są z wakacjami.

On: - Teraz wyjazd do Rzymu, gdzie prowadzę trzytygodniowe warsztaty na Uniwersytecie im. Jana Pawła II w Rzymie. Żona do mnie dojedzie i choć trochę czasu uda nam się spędzić razem.

Ona: - Latem, jak co roku pojedziemy do Błażejewka, gdzie mąż żegluje. Będziemy przyjmować gości i cieszyć się z tego, że trochę odpoczniemy od dużego miasta, za którym i tak szybko zatęsknimy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji