Artykuły

Kobieta wojownik

- Chciałabym spróbować sił w filmie muzycznym, gdzie ciało i taniec także są środkiem wyrazu emocji bohatera - mówi warszawska aktorka MAŁGORZATA FOREMNIAK.

Trzykrotna zdobywczyni Telekamery Tele Tygodnia lubi zaskakiwać. Znakomita rola Miry Blachowskiej w serialu sensacyjnym "Odwróceni" pokazała nam zupełnie nową twarz Małgorzaty Foremniak.

Przyzwyczaiła nas Pani do wizerunku delikatnej blondynki, idealistki pełnej zrozumienia dla innych. Czy przerodzenie się w postać Miry, żony gangstera w "Odwróconych" było łatwe?

- To mój zawód. Cały czas uczę się wchodzić w różne postacie. Są role, w które czasem bardzo trudno wejść i to wymaga czasu. Wiele też zależy od tego, z jakim partnerem się pracuje.

Powiedziała pani kiedyś: - Na razie nie dostałam propozycji, w których mogłabym się w pełni wykazać, zagrać trudną postać, przy której mogłabym się trochę "połamać". Czy rola w "Odwróconych" i trochę panią "połamała"?

- Od początku polubiłam tę i postać. Już samo imię Mira było dla mnie trochę tajemnicze. Lubię grać kobiety, które w swym życiu muszą scalać różne, sprzeczne nawzajem rzeczy. A Mira, z jednej strony żyje w świecie, którego do końca nie akceptuje, z drugiej zaś kocha męża gangstera, który jest w nim osadzony. Żyjąc w dwóch światach, nieustannie musi dokonywać wyboru. W jej życiu coś jest zawsze kosztem czegoś. Mira toczy ciągłą walkę w sobie. Jest w bardzo trudnej sytuacji. Żyje w nieustannym strachu, że ktoś kiedyś zadzwoni i powie: załatwili twojego męża. Wejście w taką postać jest dla aktorki bardzo ciekawe.

Czy wcielając się w najróżniejsze postacie, nabywa Pani większego zrozumienia dla ludzkich słabości, wad i dziwactw?

- Mam dużo zrozumienia dla ludzi. Człowiek jest tylko człowiekiem. Każdy wybiera takie życie, jakie chce, ale też ponosi konsekwencje swoich wyborów. Każdy ma prawo iść swoją drogą, nawet, gdy ona przynosi zło, może z niej zawrócić. Ma wolny wybór. Mnie fascynuje życie, to, co ono nam przynosi i co możemy z nim zrobić.

O zagraniu jakiej kobiety Pani jeszcze marzy?

- Moim romantycznym marzeniem jest zagranie w pięknym, kostiumowym filmie o wielkich namiętnościach, (śmiech)

W stylu "Przeminęło z wiatrem"?

- Bardzo proszę! Chciałabym spróbować sił w filmie muzycznym, gdzie ciało i taniec także są środkiem wyrazu emocji bohatera. Ale najbardziej marzy mi się zagrać kontrowersyjną dla mnie samej postać. Tak, żebym musiała wyłączyć się na jakiś czas z rzeczywistości, zapomnieć na chwilę o sobie i zbudować kogoś całkowicie od nowa. Wejść w to tak głęboko, aby prawie stać się kimś innym, kimś, kim nie przypuszczałabym, że mogę się stać. Zaskoczyć samą siebie.

Kiedyś powiedziała Pani, że odkryła w sobie mężczyznę i że w poprzednim wcieleniu była Pani mężczyzną. Bardzo jestem ciekawa, jakie męskie cechy ma Małgorzata Foremniak.

- Być może w jakimś poprzednim wcieleniu byłam wojownikiem. Lubię strzelać, walczyć, myślę, że gdyby zaszła taka konieczność, mogłabym się nawet bić. Kiedy oglądam samurajskie filmy Akiry Kurosawy, mam wrażenie, jakbym to już skądś znała. Serce zaczyna mi mocniej bić.

Czy nadal działa Pani jako Ambasador Dobrej Woli UNICEF?

- Tak. Ambasadorem zostaje się do końca życia, spełniam się w tym. Nadal zbierane są pieniądze na szczepionki, by ratować afrykańskie dzieci. Jesteśmy otwarci na każdą pomoc i wsparcie. Właśnie niedawno zakończona została nasza akcja "Przepustki do życia" w szkołach w całej Polsce.

Wielokrotnie przebywała Pani w ekstremalnych warunkach. Najpierw na mroźnej Syberii musiała pani żywić się kaszą polaną łojem i popijać to koniakiem, żeby żołądek wytrzymał. W Afryce spędziła Pani dwa tygodnie bez bieżącej wody. Skąd czerpie pani siły w takich sytuacjach?

- Ależ to nie są jakieś niesamowite wyzwania! Zmienić całkowicie swoje życie to jest wyzwanie, ale pojechać do Afryki i jeść jednego starego banana na dzień albo żyć w kurzu i brudzie? To nic wielkiego. Dla mnie najważniejsza była sprawa, dla której tam pojechałam. Zobaczyć, poczuć świat dzieci, które bez naszej pomocy skazane są na śmierć.

Powiedziała Pani w wywiadzie: - Zamówię kiedyś tort. Taki olbrzymi, kilkuwarstwowy! I będziemy się nim rzucać jak w filmach.

- Tak! Miałam już okazję to zrobić w programie Szymona Majewskiego i sprawiło mi to wielką przyjemność. Uwielbiam łamać sztywne reguły i konwenanse, które ludzie sami sobie narzucają i źle się w nich czują. Nie lubię sztuczności, jestem spontaniczna. Dla mnie czymś najważniejszym w życiu są emocje.

Skąd w Pani tyle dziecka? Jest przecież Pani mamą trójki prawie dorosłych dzieci.

- Człowiek powinien mieć w sobie dziecko całe życie. Jest różnica między dojrzałością a starością. Dojrzałość to pewna mądrość życiowa oparta na wewnętrznej wolności, a starość to stawianie sobie niepotrzebnych ograniczeń i uleganie sztywnym konwenansom, zgorzknienie wobec świata, który nie zaspokoił nas tak, jak by się chciało. Można mieć 70 lat i mieć młodość w oczach. Ja staram się być człowiekiem dojrzałym, który ma w sobie dziecko. To daje mi poczucie szczęścia. I dlatego uwielbiam się rzucać tortem i będę się nim rzucała z moimi wnuczkami (śmiech)

Czy dla roli gotowa byłaby Pani całkowicie zmienić swój wizerunek, np. ogolić głowę jak Katarzyna Figura albo przytyć jak Renee Zellweger?

- Z przytyciem byłoby mi trudno. W naszych warunkach byłabym pozostawiona samej sobie. Kiedy Renee Zellweger tyła, a potem wracała do formy, opiekował się nią cały sztab lekarzy i specjalistów. Mogła czuć się bezpiecznie. Mogłabym ogolić głowę czy przefarbować włosy dla naprawdę fajnej roli w dobrym projekcie.

Czy w prawdziwym życiu znów będzie Pani brunetką?

- Nie. Dobrze się czuję w jasnym kolorze. Mam też wrażenie, że taki mój wizerunek zaakceptowali widzowie. W filmie natomiast mogę być rudą, brunetką lub blondynką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji