Artykuły

Mam swój wywiad

- Dla mnie najważniejsze jest, że robię, to co ja chcę. Ilu spotkałem ludzi, co mówili mi: "Niech pan zrobi komedię, powygłupiacie się, dostanie pan za to wszystkie pieniądze!" A ja nie jestem w takim wieku, żeby te komedie kręcić - mówi JERZY STUHR.

Kochamy go za Maksa z "Seksmisji", za Lutka z "Wodzireja", za komisarza Rybę z "Kilera"... A ostatnio za wspaniałego gadającego osła ze "Shreka".

Super TV: Jest Pan po trzecim spotkaniu ze Shrekiem i jego towarzyszem Osiołkiem. Zmienił się choć trochę temu Osłu charakter?

JERZY STUHR W trzecim Shreku Osioł drze się bez przerwy. Tak zazdroszczę temu Zamachowskiemu, bo nie krzyczy, tylko buczy. A mnie po trzech godzinach dubbingowania odsyłali do hotelu, bo bolało mnie gardło. No ale tak trzeba, i już!

Nie szkoda Panu trochę, że dla ludzi jest pan ostatnio Osiołkiem, a o reszcie Pana ogromnego dorobku często szeroka publiczność nie pamięta?

- Pewnie, że tak. Z drugiej jednak strony dostałem za tego Osła Złotą Kaczkę, a to oznaka popularności, z której też się cieszę. Ale dla mnie najważniejsze jest, że robię, to co ja chcę. Andrzej Wajda zawsze mówił mi: rozmawiaj z ludźmi, ale na własnych warunkach. Wie pani, ilu spotkałem takich ludzi, co mówili mi: "Niech pan zrobi komedię, powygłupiacie się. Panie Jerzy, dostanie pan za to wszystkie pieniądze!" A ja nie jestem w takim wieku, żeby te komedie kręcić.

Teraz realizuje Pan film "Korowód", w którym pojawia się problem lustracji i wszechobecnych teczek. Chce się Pan opowiedzieć w nim za czy przeciw lustracji?

- To nie jest moja rola. Ja pokazuję różne oblicza skutków lustracji. Choć zapewne ktoś, kto będzie chciał wyciągnąć wnioski z mojego filmu, zrobi to i zrozumie, za czym się opowiadam.

I narazi się Pan swoim filmem naszym politykom.

- A oni chodzą do kina? Chociaż nie, czasem chodzą. W sejmie mają salę kinową. Byłem tam z panem Zanusssim, który pokazywał im "Persona non grata". Nawet duże grono posłów film obejrzało.

Nie kusiło Pana, żeby tym razem obsadzić syna w głównej roli?

- Maciek jest na nią za stary. I to nawet nie chodzi o fizyczność, tylko o mentalność. A ci aktorzy, których wybrałem, są bardzo blisko swoich bohaterów. Nawet mówią innym, własnym językiem. Wybrałem Kamila Maćkowiaka. Oczywiście zanim podjąłem ostateczną decyzję, pytałem jeszcze kolegów profesorów, którzy uczyli go. Już ja mam swój wywiad!

Właśnie skończył Pan zdjęcia do "Korowodu" na Majorce. Czemu akurat tam przeniósł Pan bohaterów swojego filmu?

- Ponieważ opowiadam w "Korowodzie" o młodych ludziach. Ich ciągnie na Majorkę bardziej niż do Ustki. Dziś dla młodych wyprawa na słoneczną wyspę to żaden problem. Kupią sobie bilet "last minute", spakują się i jadą. To znak czasu. Teraz wielu młodych ludzi wyjeżdża z kraju za chlebem. To też szczególny znak czasu...nawet, jeśli tam ktoś spotka miłość swego życia, ja bym się takiej osoby spytał: a czy ty tak do końca tę swoją drugą połówkę rozumiesz. Kiedy by stwierdził, że tak, bo dobrze zna język, ja odpowiedziałbym mu, że to niemożliwe, bo mają inne korzenie. A mówi to człowiek, który spędził wiele czasu poza Polską. Swoją drogą, kto wie, czy nie byłby to dobry temat na film...

A nasi młodzi aktorzy, by nie wyjeżdżać zagranicę, grają w telenowelach, gdzie pokazują aktorstwo niezbyt wysokich lotów. Potępia ich Pan?

- Młodzi muszą tam grać, by z czegoś żyć. Źle robią natomiast ci, którzy zmuszają ich, by byli nijacy, stereotypowi, pozbawieni drapieżności. Młodzi aktorzy boją się używać mocnych środków, żeby producent ich nie wyrzucił z obsady. Nie wiedzą, co jutro, pojutrze, za tydzień będą grali, a to przecież podstawa. To ich tak wyjaławia.

A Pana zobaczymy kiedyś w jakimś polskim serialu?

- W moim wieku? Nie, nudno...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji