Artykuły

Blisko Czechowa

- W twórczości Czechowa zakochałam się bardzo dawno temu; to uczucie zapewne nigdy się nie skończy, ale nie zaczynam pracy nad tekstem od założenia sobie, że chcę stworzyć dramat w stylu Czechowa - mówi dramatopisarka IWONA KUSIAK.

Agata Zawrzykraj: Czy Hubert miał moralne prawo wrócić do dzieci, które porzucił piętnaście lat wcześniej? Oczekiwać opieki, wtrącać się w ich życie, wypytywać o bolesne szczegóły z przeszłości, udzielać rad? Skazywać je na to, by po raz drugi przeżyły jego śmierć? I czy rzeczywiście Hubert nie ponosi, jak twierdzi, winy za to, że jego dzieci nie mogą ułożyć sobie życia?

Iwona Kusiak: Nie umiem odpowiedzieć wprost. Nie osądzam Huberta ani jego dzieci. Nie wyjaśniam w sztuce, dlaczego wyjechał - nie pojawia się tam żaden ukryty motyw kochanki, nudy w małżeństwie, chęci podróżowania. Po prostu pewnego dnia Hubert odszedł. Wraca po wielu latach i w jakiś sposób wpływa na życie swoich nieszczęśliwych, nieprzystosowanych do życia dzieci. Ale to nie jego wina, że młodzi nie ułożyli sobie życia, że kurczowo trzymają się siebie. Nieszczęścia, które ich spotkały, są usprawiedliwieniem ich braku zaangażowania w życie, podjęcia ryzyka. Tłumaczą sobie, że wraz z odejściem ojca opuściło ich szczęście. Tylko że nigdy nie próbowali się o nie postarać. Są bezwolni i słabi; wchodzą bezmyślnie w związki, które niszczą ich albo partnera. Czy to dlatego, że są z rozbitej rodziny? Myślę, że to Grześ ma rację, kiedy mówi, że dzieci Huberta uwielbiają być nieszczęśliwe. To rodzaj wygodnej pozy, sposób na życie. Nic, co jest wartościowe, nie przychodzi bez trudu, a Czekajowie o nic się nie starają. Sami wykluczyli się z grona żywych. Trudno powiedzieć, kto jest bardziej żywy - śmiertelnie chory Hubert czy jego dzieci. Wydaje nam się na początku sztuki, że powrót ojca odwróci życie Heleny, Julii i Janusza o sto osiemdziesiąt stopni. Nie wiemy, czy tak się w końcu stanie. Jest takie zdanie w Wojnie i pokoju, że najtrudniej jest uwierzyć w możliwość szczęścia dla siebie. Szczęście to odwaga cierpienia. Dzieci Huberta wybierają puste cierpienie, bo panicznie lękają się odpowiedzialności i ryzyka. Może teraz, ponownie przeżywając śmierć ojca, nareszcie się z tym pogodzą?

Jakie znaczenie ma scena, w której Helena świadomie rozlewa sok?

- To trudna, symboliczna scena. Celowo przerysowana, dosłowna. Długo szukałam sposobu, jak pokazać w warstwie emocjonalnej uczucia Heleny względem brata. Odpowiedź pojawiła się sama, w charakterze tej postaci. Helena jest impulsywna, zadziorna, często zachowuje się w sposób prowokacyjny, niedelikatny. Jest zdolna do takiego tandetnego, wulgarnego gestu. Czerwony kolor kojarzy jej się wyłącznie z próbą samobójczą brata; na początku sztuki Helena wypytuje go o czerwony kolor sukienki. To jasne, że nie może pogodzić się z tym, co próbował zrobić, ale myślę, że również prześladuje ją sam obraz tej sytuacji, dlatego świadomie odgrywa podobną scenę. Często ludzie mniej lub bardziej świadomie rozkoszują się bólem sytuacji, która ich naprawdę przeraża czy brzydzi. Helena boi się tego, co mogło się wydarzyć - gdyby nie zapomniała portfela, nie wróciła do domu, nie uratowałaby brata. Ale Janusz wcale nie przejawia chęci do życia. Może Helena oczekuje podziękowania, wdzięczności. Kocha brata i cierpi, bo wie, że jest nieszczęśliwy. Jako mała dziewczynka była w niego bezgranicznie zapatrzona; on sam zburzył ten wizerunek, okazał się egoistą i cynikiem. Miłość do niego idzie w parze z nienawiścią, bo Helena zdaje sobie sprawę z wad Janusza i jego słabostek. Może żałuje, że go "ocaliła"? Może jej się to wcale nie udało? Prowokuje brata, żeby przypomniał sobie, że żyje.

Nie próbuje pani tuszować czechowowskich inspiracji, przeciwnie: akcentuje je pani, nie pozostawiając żadnych wątpliwości. Na jakim etapie pracy pojawiły się inspiracje z literatury rosyjskiej? Czy postanowiła pani napisać współczesnego Czechowa?

- W twórczości Czechowa zakochałam się bardzo dawno temu; to uczucie zapewne nigdy się nie skończy, ale nie zaczynałam pracy nad tekstem od założenia sobie, że chcę stworzyć dramat w stylu Czechowa. "Czekaj" jest sztuką o tyle dla mnie wyjątkową, że beznadziejnie smutną. Moim ulubionym gatunkiem - do czytania, pisania, oglądania - jest komediodramat. Niedoścignionym wzorem do naśladowania - Woody Allen, nowojorski Czechow naszych czasów. Jego bohaterowie, neurotyczni, zagubieni hipochondrycy idą krok dalej niż postacie Czechowa. Są tak samo śmieszni i beznadziejni. "Hannah i jej siostr"y to przecież współczesny wariant Trzech sióstr, które mieszkają w Ameryce, mają dzieci, mężów, kochanków, ale ciągle są niezadowolone z siebie, próbują czegoś szukać. Właśnie, próbują - w odróżnieniu od postaci Czechowa. Świat, który tworzył Czechow, jest mi szalenie bliski, a ludzie podobni do postaci z jego sztuk mieszkają w mojej wyobraźni. Bohaterowie dnia codziennego, mali, śmieszni, pełni słabostek, cierpiący z powodu pewnego okaleczenia psychicznego, jakim jest niezdolność do szczęścia. Można to też nazywać nadmierną wrażliwością albo alergią na życie. Z pozoru świetnie radzą sobie we współczesnym świecie, ale zawsze mają jakąś skazę, coś, co nie pozwala im awansować, zaryzykować, iść za głosem serca, postawić wszystkiego na jedną kartę. Przemykają przez życie niezauważeni przez innych - jak tło dla barwniejszych postaci czy wątków. W tym również tkwi ich urok. Wzrusza mnie ta bezradność wobec świata. Rozumiem zainteresowanie tematami z pierwszych stron gazet, szokowanie brutalnością, epatowanie przemocą; to też jest potrzebne, żeby otworzyć ludziom oczy na zło. Ale ci ludzie, o których mówiłam, też mają prawo do swoich historii. Wiem, jak trudno im codziennie podejmować walkę, żeby spojrzeć w lustro. Pewnego dnia po prostu postanawiają przestać żyć. Moja kolejna sztuka nosi tytuł Alergia i też - w sensie dosłownym i w przenośni - opowiada o uczulonych na życie.

Pracuje pani w teatrze. Czy pisząc "Czekaj", myślała pani o konkretnych aktorach?

- Sztukę napisałam, zanim zaczęłam pracować w gorzowskim teatrze. Ale tak samo, jak w wypadku innych rzeczy, które napisałam, moja wyobraźnia tworzy całkiem wyraźne postaci. Nie myślę o aktorach z imienia i nazwiska, ale widzę tych ludzi, kształtuję ich sobie w myślach. Wiem, jak wyglądają, czy chodzą przygarbieni, w jaki sposób gestykulują. Obcuję z nimi tak długo, że dobrze ich znam. Kiedy aktorzy Teatru Osterwy czytali moją sztukę w ramach programu "Nasze Miasto", od razu wiedziałam, kto pasuje do której roli.

Jak czuje się młody teatrolog w gorzowskim teatrze? Jak zmienił się pani sposób myślenia o teatrze od czasu ukończenia warszawskiej Akademii?

- Diametralnie. Nie może być inaczej, gdy jest się samemu uczestnikiem wszystkich wydarzeń - od momentu narodzin idei aż do premiery. Poczułam to trochę na piątym roku studiów, kiedy w ramach stażu asystowałam Tomaszowi Manowi przy spektaklu "Zbyt głośna samotność" w Teatrze Studio. Ale zachłysnęłam się teatrem i jego atmosferą, kiedy zaczęłam pracować w gorzowskim teatrze. Dopiero tam nauczyłam się rozumieć teatr. Mam to szczęście, że pracuję w ciekawym zespole z cudownymi ludźmi. Zajmuję się nie tylko słowem - czytaniem sztuk i pisaniem. Byłam konsultantem literackim spektaklu "Trzy siostry, dwie książki, miłość jedyna" [na zdjęciu] na podstawie "Trzech sióstr" i "Alchemika" Paola Coelho, który przygotował młody Słowak, Peter Kočan. "Konsultacja literacka" brzmi strasznie pompatycznie, ale oznacza po prostu wiele godzin pracy spędzonej z reżyserem na omawianiu tematu i scenariusza oraz na próbach. Byłam zaangażowana w powstawanie kostiumów, muzyki, dobór rekwizytów - dosłownie wszystko. I śmiem twierdzić, że wtedy nauczyłam się więcej niż z niejednej mądrej książki. Uważam, że dla dramatopisarza jest to bardzo istotne: widzieć, jak słowo zamienia się w obraz, a obrazy w scenę. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, jak dużo niepotrzebnych rzeczy kazałam mówić moim bohaterom. Scena rządzi się swoimi prawami, bezlitośnie obnaża niedostatki tekstu. Podczas prób uczę się pisać, bo ciągle słucham. No a Gorzów ma jeszcze tę ogromną zaletę, że jest blisko mojej rodzinnej, ukochanej Zielonej Góry. Po sześciu latach spędzonych w niezbyt gościnnej Warszawie z przyjemnością odnajduję się w mieście, gdzie poznaje mnie pan w kiosku czy pani z piekarni. Lubię oswajać świat dookoła siebie.

***

Iwona Kusiak, rocznik 1980, urodzona w Zielonej Górze. Absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie.

Pisać i czytać nauczyła się sama, bardzo wcześnie, wcześnie też zaczęła tworzyć fabuły i przelewać je na papier, z początku na papier śniadaniowy, głównie smutne historie o źle traktowanych pieskach, w stylu "Lassie, wróć". Nie pamięta pierwszego obejrzanego spektaklu, przestraszyła się i trzeba ją było wyprowadzić z teatru. Pierwszą książkę zaczęła pisać pod koniec podstawówki. Na dysku ma zapisanych dziesiątki pomysłów i fabuł oraz kilkanaście rozdziałów książek.

Pierwszą sztukę napisała w pierwszej klasie liceum na konkurs "Szukamy Polskiego Szekspira" organizowany przez ASSiTEJ. Dostała wyróżnienie, potem jeszcze kilka wyróżnień, a na warsztaty prowadzone między innymi przez Macieja Wojtyszkę, Halinę Machulską i Lilianę Bardijewską jeździła co roku. Dzięki ASSiTEJ dwukrotnie reprezentowała Polskę na INTERPLAY (Europejskim Festiwalu Młodych Dramatopisarzy), w Berlinie i Pécsu na Węgrzech. To Maciej Wojtyszko namówił ją, by spróbowała studiować wiedzę o teatrze. Podczas studiów przez krótki czas pracowała przy tworzeniu scenariusza do serialu TVP "Plebania". Na piątym roku odbyła staż w Teatrze Studio, gdzie asystowała Tomaszowi Manowi przy spektaklu "Zbyt głośna samotność".

Z Gorzowem Wielkopolskim, gdzie od 2005 roku pracuje w Teatrze im. J. Osterwy jako prawdopodobnie najmłodszy kierownik literacki w Polsce, związana jest od liceum, bo właśnie tam otrzymała wyróżnienie za krótki utwór dramatyczny w Konkursie Literackim im. Zdzisława Morawskiego. To w tym teatrze - przy okazji innych obowiązków - napisała teksty piosenek do "Skąpca", była konsultantem literackim przy spektaklu "Trzy siostry, dwie książki, miłość jedyn", była też współautorką książki "Przygoda z teatrem" o piętnastoleciu Studia Teatralnego dla dzieci i młodzieży działającego przy Teatrze im. Osterwy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji