Artykuły

Triumf teatru skromnego

Okazało się, że sukcesu na scenie nie osiąga się przez inscenizacyjny przepych. Najciekawsze były widowiska odchodzące od wystawności na rzecz prostoty wyrazu - miniony sezon teatralny podsumowuje Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Za najlepsze przedstawienie uważam szlachetnie skromną w formie "Miarkę za miarkę" Szekspira, znakomicie wyreżyserowaną przez Annę Augustynowicz na Małej Scenie warszawskiego Teatru Powszechnego. Kunsztownie zagrali aktorzy odziani w niemal współczesne kostiumy. Niezmiernie aktualne widowisko o hipokryzji sfer rządzących przywraca wiarę w siłę słowa w teatrze. Premiera "Miarki..." zbiegła się w czasie z seksaferą na szczytach władzy, przydając tym samym spektaklowi nadspodziewanej aktualności. Jednak przedstawienie sprawdza się bez tych podpórek aluzyjno-politycznych, co stwierdzam z satysfakcją po obejrzeniu go pół roku później na festiwalu Kontakt w Toruniu.

Intymne klimaty

Teatr metafory, powściągliwy formalnie, wyszedł też spod ręki Krzysztofa Zaleskiego. Adaptator i reżyser zarazem, nawet niesceniczną prozę Marka Nowakowskiego przekuł w intrygujący "Wagon" w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Artystyczną ucztę zapewnił też widzom Kazimierz Kutz w "Czaszce z Connemary" McDonagha w warszawskim Ateneum, z wielką kreacją nieodżałowanego Jana Kociniaka [na zdjęciu].

Intymne klimaty widz mógł także odnaleźć w monodramie "Kwiaty dla Algernona" Keyesa, który na nieistniejącej już scence Garaż w stołecznym Powszechnym wystawił Rafał Sisicki, z fenomenalnym Tomaszem Błasiakiem w roli upośledzonego umysłowo młodego mężczyzny.

Leszek Mądzik, znany wcześniej z widowisk w mroku Sceny Plastycznej KUL, po raz pierwszy wystąpił jako wykonawca - i to w pełnym świetle -we wspaniałej "Bruździe". Równie skromne w formie, co bogate w treści były przedstawienia Piotra Tomaszuka "Bóg Niżyński" i "Wierszalin. Reportaż o końcu świata" w Teatrze Wierszalin w Supraślu oraz "Teczki" Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu.

Przesyt formy

Wielkich widowisk, które zasługiwałyby na uwagę, nie było wiele. Muzyczne "Tango Piazzolla" Anny Burzyńskiej w reżyserii Józefa Opalskiego rewelacyjnie się wpisało w kunsztowny wystrój Teatru im. Słowackiego w Krakowie. Rzadko używaną obrotówkę w warszawskim Teatrze Dramatycznym uruchomił Krystian Lupa w widowisku "Na szczytach panuje cisza" Thomasa Bernharda. Naprzeciw, w Teatrze Studio, Agata Duda-Gracz precyzyjnie i na wielu planach wykorzystała przestrzeń sceny w "Prze(d)stawieniu" Tankreda Dorsta. Podobnie - Marek Fiedor w "Baalu" Brechta wystawionym w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu. Tyle.

Przesyt formy przyczynił się do fiaska działań całej armii młodych reżyserów, spośród których najbardziej eksponowana była Maja Kleczewska, dzięki MK Fest., czyli warszawskiemu przeglądowi jej przedstawień. Wszystkie były jak spod tej samej sztancy, której rok wcześniej - przy podobnej okazji - użył Jan Klata. Miary bezguścia dopełniła wystawieniem "Fedry" na Scenie przy Wierzbowej Teatru Narodowego. Z bohaterami ulegającymi żądzom na suto zastawionym stole, przez co garmażeryjne frykasy lądowały na podłodze. Poziom artystyczny tego konceptu jest akurat odwrotnie proporcjonalny do jego kosztów.

Niepokoje wychowanków

Szkoda miejsca na opisywanie prawdziwej licytacji inscenizacyjnych ekscesów, których dopuszczali się niektórzy początkujący reżyserzy. Teatr Dramatyczny w Warszawie na Małej Scenie gościł m.in. Michała Borczucha i Kubę Kowalskiego. O ile w "Niepokojach wychowanka Törlessa" Musila w reżyserii debiutanta Kowalskiego widać chęć sprostania w teatrze wielkiej literaturze, jakkolwiek efekt pozostawia nieco do życzenia, o tyle "Leonce i Lena" Büchnera w wydaniu Borczucha to tylko chęć szokowania widza za wszelką cenę. Także wulgarnością i kiczem. Wierzę w reżyserską wrażliwość Kowalskiego, obawiam się jednak, że większe publicity zdobędzie ofensywność jego kolegi.

***

Najlepsze przedstawienie

Anna Augustynowicz w "Miarce za miarkę" Szekspira w warszawskim Teatrze Powszechnym wykazała się niebywałą intuicją w przeniesieniu problematyki sprzed czterech wieków w nasze czasy. Tak bliski kontakt widzów z aktorami - siedzieli, wypowiadali kwestie i grali z sąsiednich foteli - nie zdarza się w teatrze często. Są dosłownie obok, na wyciągnięcie ręki, dzięki czemu ich problemy stają się namacalnie bliskie. Dominika Ostałowska (na zdj. z Adamem Woronowiczem) za wspaniałą rolę Isabelli zdobyła nagrodę dla najlepszej aktorki tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Kontakt w Toruniu. Widowisko nagrodzono Złotym Yorickiem za najlepszą polską adaptację szekspirowską sezonu.

Najgorętszy temat

"Teczki" nazywanego sumieniem lat 70. Teatru Ósmego Dnia z Poznania. Czwórka aktorów na nowo odtwarza fragmenty scen z legendarnych już widowisk, konfrontując je z donosami na swój temat pozyskanymi z IPN. Pisała je armia ludzi: 46 tajnych współpracowników i wielkie gremium resortowych funkcjonariuszy.

Najlepsza rola

Jan Kociniak - w "Czaszce z Connemary" McDonagha w reżyserii Kazimierza Kutza - stworzył dramatyczną kreację jako Mick Dowd. W tej złożonej, równie groteskowej co tragicznej postaci pokazał pełną skalę swych możliwości. Była to ostatnia rola zmarłego 20 kwietnia aktora w macierzystym Teatrze Ateneum w Warszawie.

Największe rozczarowanie

"Miłość na Krymie" Mrożka, wzbogacona nie wiedzieć czemu cytatami z Lenina, ukazuje zagrożenia czyhające na ludzi, którzy nie umieją szczerze kochać. Reżyser Jerzy Jarocki przestraszył się "niemęskiego" pokazywania uczuć, dając w Teatrze Narodowym w Warszawie nudną obyczajówkę o zgubnym wpływie polityki na życie płciowe obywateli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji