Artykuły

Brave Festiwal. Dzień czwarty

Spotkanie z zespołem ze wsi Stari Koni można chyba określić mianem największej dotychczas prawdy festiwalu. Pisze Aleksandra Konopko z Nowej Siły Krytycznej.

Urok poleskich pieśni wciągnął, wzruszył i oczarował bez reszty publiczność zebraną w Kościele św. Katarzyny. Spotkanie z zespołem ze wsi Stari Koni można chyba określić mianem największej dotychczas prawdy festiwalu. Cztery Panie (z których najstarsza ma siedemdziesiąt dziewięć lat) o niezwykłej charyzmie i otwartości emanowały coraz rzadziej spotykanym wielkim ludzkim ciepłem. Wszystko, co działo się na scenie, było dla artystek zwyczajne, a dla publiczności w pełni autentyczne i uczciwe. Żadna z Pań nawet by nie pomyślała, że śpiewając swoje tradycyjne pieśni można na scenie coś udawać.

Poprzez pieśń z Polesia można jedynie coś przekazać, bo one po prostu "opowiadają". Przywołują zawsze jakąś historię, ludową mądrość, obrazują fragment codziennego życia, tłumaczą obrzęd. Sposób ich wykonywania, często w wąskim ambitusie, heterofonicznie i raczej wysoko, wytwarza szczególną aurę i za każdym razem buduje odpowiedni nastrój "opowieści". Dzięki temu nawet, gdy nie rozumiemy do końca ukraińskich słów, możemy poczuć, o czym w danej chwili się śpiewa. Zadziwia ocalona siła i barwa głosu (szczególnie wyróżnia się założycielka zespołu Dominika Czekun) dojrzałych wiekowo Pań, które dzięki wciąż wykonywanym archaicznym melodiom sprawiają, że tradycyjna kultura pogranicza ukraińsko-białoruskiego wciąż wydaje się żywa.

Występ stał się przekrojem przez tradycyjny rok obrzędowy, któremu obowiązkowo muszą towarzyszyć konkretne pieśni. Na początek przypomniano obrzędy doroczne, związane z rytmem przyrody i następujących po sobie pór roku. Usłyszeliśmy pieśni wiosenne, letnie i takie, które związane są ściśle z obrzędem Nocy Świętojańskiej i kolędowaniem w czasie Zielonych Świątek. Nie trudno było także rozróżnić pieśni wykonywane przy pracy w polu i tak zwane "szczedriwki"(kolędy życzeniowe).

Druga część koncertu poświęcona była obrzędom rodzinnym, czyli tym obecnym przy narodzinach, chrzcie, weselu i śmierci. W tym miejscu dobrze wkomponowały się także pieśni liryczne mówiące najczęściej o zalotach, miłości i rozczarowaniach, które ta może ze sobą przynieść. Ostatni utwór zamknął wieczór z kulturą Polesia pozostawiając po sobie refleksję na temat przemijania. Była to krótka historia dziewczyny, która prosi o to, by zaprzęgnąć konie, aby te dogoniły jej oddalające się młode lata. Ale tych lat nie można już niestety dogonić.

Blok filmowy poprzez hiszpańską propozycję "Aguaviva" kolejny raz nawiązał do wypędzeń z kultury. Tym razem był to obraz "wypędzeń" nieco z własnej woli, bo w pogoni za chlebem, za nadzieją na lepsze warunki życia. Nadzieja jednak szybko pryska, a gorycz po utracie własnych korzeni pozostaje i nie daje spokoju. Będąc tak daleko od własnej kultury i znanych miejsc, wiedząc, że powrót do domu, czy choćby odwiedzenie rodzinnych stron, nie jest ani łatwe, ani oczywiste, w nowej przestrzeni wciąż pozostaje się "obcym". Tak jawi się los Argentyńskich przesiedleńców, którzy zdecydowali się na życie w hiszpańskim, mocno wcześniej opustoszałym, miasteczku Aguaviva w zamian za posadę i mieszkanie.

Film trwa 95 minut i jako obraz-dokument wydaje się za długi. Z czasem rozmywa się jego przesłanie. Należy jednak przyznać mu sporą wartość artystyczną, gdyż wiele w nim interesujących i dobrze wykonanych zdjęć.

Druga filmowa propozycja przeniosła nas ponownie na Ukrainę, tyle, że tym razem na huculszczyznę. Ten dokument realizowany przez polskich twórców Danę Buchczyk i Jerzego Kołodziejczyka opowiedział z kolei o tym, jak mimo wielu przeciwności za nic w świecie mieszkańcy Wschodnich Karpat nie chcą się ani oddalić od własnej tradycji i ojczyzny, ani tym bardziej dać się z własnej kultury wypędzić. Czują się bezpiecznie i wiedzą, kim są tylko wtedy, gdy żyją tu i kontynuują od pokoleń ten sam styl wspólnej egzystencji.

Obraz filmowy pokazuje jak płynie codzienny rytm dnia, w tej wydawałoby się odseparowanej od reszty świata, krainie. Hucułowie mają swoje prawo i zasady narzucone głównie przez rygorystyczne podejście do religii. Ale nie ma tu konfliktu między wyznaniem greko-katolickim i prawosławnym, najważniejsze by człowiek nosił Boga w sercu i czynił wokół dobro. Religia wciąż jednak żyje w tej społeczności obok magii. W siłę obu niemal tak samo nadal się tu wierzy. Żyje się ciężko, dużo pracuje. Może gdzieś byłoby lepiej ale chyba nie Hucułowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji