Artykuły

Niepewność to cenne uczucie

W sobotę, o godz. 18, w Galerii Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie odbędzie się wernisaż wystawy fotograficznej JANUSZA GAJOSA. To druga ekspozycja prac aktora, pierwsza miała miejsce przed dwoma laty. Rzeczpospolita jest patronem medialnym wystawy.

"Rz: Czy pana pasja fotograficzna wzięła się z tego, że o aktorstwie wie pan już prawie wszystko?

JANUSZ GAJOS: Na szczęście mój zawód ma tyle tajemnic, że nie da się zgłębić ich do końca. To mnie zresztą głównie w nim fascynuje. Ale jest coś na rzeczy - fotografowanie daje mi niezwykłą możliwość nauki od podstaw. Poznaję mechanizm działania aparatu, metody obróbki zdjęć. Czuję się, jakbym poszedł do szkoły. Kupiłem kilka książek, bo uważam, że najpierw trzeba solidnie nauczyć się rzemiosła, a dopiero potem można bawić się w sztukę. To dotyczy także aktorstwa.

- Jednak w teatrze o sukcesie decyduje przede wszystkim publiczność. W przypadku wystawy fotograficznej nie dowie się pan, jak przyjmowane są pana prace.

- To prawda. W teatrze nawet cisza na widowni jest formą wyrażania opinii. Czuję, kiedy publiczność jest zniecierpliwiona, bo nie wierzy w sceniczną opowieść. A na wystawie? Rzeczywiście, ludzie popatrzą... i wyjdą. Jednak pewna forma intymnego kontaktu między mną a odbiorcami jest możliwa. Niektórzy opiszą swoje wrażenia w księdze pamiątkowej. Po pierwszej wystawie przejrzałem te wpisy i obok prostych stwierdzeń w stylu: podobało mi się, znalazłem dość niebanalne, przychylne wypowiedzi. Nikt nie napisał: niech pan się nie wygłupia. A to mógłby być dla mnie ciężki orzech do zgryzienia, chociaż każdą krytykę trzeba przyjąć i umieć dać sobie z nią radę.

- Ma pan tremę przed poniedziałkowym wernisażem?

- Większą niż dwa lata temu. Wtedy mówiłem, że to zabawa, niegroźne hobby. Teraz nie powinienem już kokietować. Oczywiście, nadal zasłaniam się tym, że pełną odpowiedzialność mogę brać jedynie za swoje działania sceniczne i filmowe. W przypadku fotografii jest z tym różnie. Cieszę się, że niektóre zdjęcia są takie, jak ja chciałem, a nie aparat.

- Zaczął pan robić portrety. Czego pan szuka w twarzach znajomych?

- Nie wiem. To są na ogół dzieła przypadku. Uwieczniałem przyjaciół w sytuacjach, które wydawały mi się ciekawe. Jest na przykład zdjęcie Kazimierza Kutza, który wygląda, jakby bolała go głowa albo kończyła się jego wytrzymałość. Portrety traktuję raczej żartobliwie, dlatego pozwoliłem sobie pójść w stronę grafiki i przerobiłem je trochę za pomocą komputera. To tylko próby uchwycenia prawdy o ludziach, których znam. Zrobienie interesującego i niebanalnego portretu jest wielką sztuką. Na razie nie podejmuję się tego.

- Podobnie jak przed dwoma laty na pana wystawie dominują pejzaże. Powiedział pan niedawno, że to wynika z pana tęsknoty za harmonią i spokojem. Wydaje mi się jednak, że motywy przewodnie tych zdjęć - mgły, góry i drogi znikające za horyzontem - wyrażają przede wszystkim pana niepewność...

- Dla człowieka, który uprawia jakikolwiek rodzaj sztuki niepewność jest cennym uczuciem. Wielcy pisarze częściej stawiali pytania, niż na nie odpowiadali. Wychowałem się na dobrej literaturze. Mnie także bardziej interesuje to, co jest zanurzone w tajemnicy, niż to, co prześwietlone na wylot.

- Nietrudno dojrzeć, że czeka pan z aparatem, aż zajdzie słońce.

- Bo wtedy świat jest bardziej frapujący. To żadne odkrycie. Wiem, że wszyscy, którzy zajmują się fotografią, szczególnie cenią tzw. magiczne godziny, gdy światło słoneczne przestaje być ostre. Oczywiście, fotografowanie zachodów słońca jest banalne, ale urzeka mnie światło o tej porze. Pięknie bywa również wczesnym rankiem. W tym roku w Kuźnicy przez trzy dni panowała gęsta mgła. Wszystkie drzewa, ławki, krzaki, które znam na pamięć, nagle nabrały innego wyrazu.

- Jak szuka pan tematów?

Coś przykuwa mój wzrok i zaczynam czuć, że kawałek natury, który mam przed oczami, spodobałby mi się na zdjęciu. To wszystko.

- Od razu pan myśli o tym, żeby go komuś pokazać?

Na początku chcę mieć ten obrazek tylko dla siebie. To, że mogę potem wydrukować go na kartce, budzi we mnie rodzaj fascynacji. Wreszcie przychodzi moment, kiedy chcę podzielić się swoimi wrażeniami z innymi, tak rodzi się pomysł, żeby zrobić wystawę. Ale kiedy rusza cała ta organizacyjna maszyna, chowam się po kątach i zaczynam mieć wątpliwości, czy było to warte zachodu. Nie przepadam za medialnym szumem.

- Bo nie lubi pan być fotografowany?

- To zło konieczne wpisane w mój zawód, ale nie cierpię sesji zdjęciowych, organizowanych przy okazji premier teatralnych i kinowych. Co innego, kiedy fotografują mnie na planie filmowym czy w trakcie wywiadu, wtedy - proszę bardzo. Ale podczas pozowanej sesji nie wiem, co mam robić. Muszę udawać Janusza Gajosa, a to okropnie męczące".

Rozmawiał Krzysztof Feusette

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji