Artykuły

Gombrowicz źle widziany

Pamiętam, z jaką pogardą o nim [Witoldzie Gombrowiczu] się wyrażano w okresie stalinowskim. Józef Cyrankiewicz wskazywał wówczas na jego twórczość jako na przykład degeneracji, jakiej podlega kultura zachodnia. Nie trzeba być szczególnie dociekliwym, by spostrzec, że wicepremier Giertych znajduje się bardzo blisko premiera Cyrankiewicza - pisze Michał Głowiński w Tygodniku Powszechnym.

1. Pamiętam rozmowę z połowy lat 80. z pewnym moim znajomym o przekonaniach skrajnych, reprezentującym tak zwaną narodową prawicę. Poglądy jego były mi zdecydowanie obce, mogłem jednak je zrozumieć, jedno tylko wydało mi się niepojęte: jego stosunek do Gom­browicza [na zdjęciu]. Wyrażał się o nim z pogardą jako o szkodniku, ośmieszającym Polskę w świecie, jego międzynarodowy sukces nie stanowił wielkiego osiągnięcia rodzimej kultury, był w istocie wynikiem spisku sił nieprzyjaznych naszej ojczyźnie, które z premedytacją lansują tego błazna, w istocie wroga wszystkiego, co polskie. Rozmowa toczyła się w czasie, gdy dzieła Gombrowicza wciąż były w Polsce Ludowej prawie niedostępne, czytano je w egzemplarzach z trudem docierających z Paryża bądź dzięki publikacjom drugiego obiegu. Fascynacja jego twórczością stanowiła w tym czasie jeden z objawów nonkonformizmu. Dla mojego znajomego nie miało to wszelako żadnego znaczenia. Gombrowicz godzien był tylko potępienia i pogardy. Wówczas tego rodzaju poglądy wydawały mi się indywidualną aberracją mojego znajomego, dla którego największym wytworem polskiego ducha był bezdyskusyjnie Sienkiewicz. Dzisiaj, po dwudziestu paru latach, widzę, jak bardzo się myliłem.

Nie sposób nie postawić pytania: dlaczego, z jakich powodów przedstawiciele tej ideologicznej formacji mają taki właśnie stosunek do Gombrowicza, co sprawia, że są mu tak radykalnie przeciwni? Postaram się znaleźć odpowiedź na te kwestie. Najpierw muszę odrzucić pewne wyjaśnienia, które wydać się mogą doniosłe. Narodowi prawicowcy alergicznie reagują na słowa "lewica" i "lewicowy". To prawda, nie był on pisarzem prawicowym, ale też nie był pisarzem lewicowym, do jego życia i dzieła tego rodzaju polityczne podziały w ogóle nie przylegają, od samego początku znajdował się ponad nimi. Nie miał stryjów w Komunistycznej Partii Polski, żadna z licznych ciotek nie była ciotką rewolucji, dziadek nie należał do SDKPiL; cały okres wojenny i powojenny spędził na emigracji, wydawało się, że jest czysty jak łza pięcioletniego dziecka. Poza tym - co w tych kręgach ważne - był rdzennym ("prawdziwym") Polakiem wywodzącym się z rodziny ziemiańskiej o długich tradycjach. Cóż zatem zdecydowało o tym, że ten pisarz został potępiony i zdyskwalifikowany, a na miejsce jego dzieł wprowadzono do lektur szkolnych książki autora nie tylko przeciętnego, znajdującego się poniżej literackiej średniej, a przy tym o mocno zaszarganej biografii z czasów Polski Ludowej (to, że przed wojną był bliski ideologii faszystowskiej, dla przedstawicieli tego rodzaju ugrupowań może stanowić zaletę)?

2.

Powtórzmy pytanie: co zatem decyduje o nienawiści kierowanej do wielkiego pisarza, niewątpliwie największego prozaika polskiego XX wieku, jedynego, który zdobył mocną pozycję międzynarodową i jest wymieniany obok najwybitniejszych powieściopisarzy, dramaturgów i eseistów minionego stulecia? Odpowiedź, że nie jest się prorokiem we własnym kraju, niczego nie załatwia, bo pisarz "prorokiem" był i jest, o czym świadczy rozległa od drugiej połowy lat 30. fascynacja jego twórczością czy liczba książek i artykułów, jakie o nim napisano. Zresztą gdyby nie zajmował tak ważnej pozycji w polskiej kulturze, mająca niewielkie ambicje intelektualne skrajna prawica zapewne w ogóle by się nim nie zainteresowała, z pewnością by go nie dostrzegła. Stał się jednak dla niej problemem.

Można powiedzieć: nic dziwnego, skoro za ideał polskiego pisarza uznaje się w jej kręgach Dobraczyńskiego, autora zideologizowanych powieści tendencyjnych. Do ideału takiego twórczość Gombrowicza nie przylega, można powiedzieć, że oglądana z tego punktu widzenia jest wręcz skandaliczna, a przy tym tak szkodliwa, że przed kontaktami z nią chronić należy naszą młódź niewinną i cnotliwą. Nie tylko ze względów obyczajowych, choć i one mają niewątpliwie znaczenie, przede wszystkim dlatego, że szarga polskość, a przynajmniej traktuje ją w sposób wysoce niewłaściwy.

Ale tu ujawnia się znaczące zjawisko. Nie będzie przesady, gdy się powie, że Gombrowicz jest z wszystkich wybitnych pisarzy polskich XX wieku autorem najgłębiej i najbardziej świadomie osadzonym w polskiej kulturze i w polskich tradycjach. Wiele rzeczy o tym świadczy, także niezliczone odwołania do klasycznych dzieł rodzimej literatury, od "Kazań świętokrzyskich", z których przytoczenie pojawia się w "Ferdydurke", po koniec XIX wieku - ze szczególnym uwzględnieniem baroku i romantyzmu. Ktoś niechętny powie jednak, że to tylko oznaki zewnętrzne, jedynie stylistyczna maniera. Trudno zaprzeczyć, że chodzi o fenomeny istotniejsze. Wagę zasadniczą ma to przede wszystkim, że Gombrowicz patrzy na sprawy polskie od wewnątrz, albowiem tkwi w nich, ale w sposób swoisty, krytyczny, daleki od przyjętych konwencji. Stosunek do polskości to dla niego problem osobisty, element egzystencjalnego położenia, polskość wchodzi w skład powietrza, którym oddycha niezależnie od tego, czy znajduje się w śródmieściu Warszawy, czy na ulicach Buenos Aires, w Paryżu czy w Berlinie. Polska kultura towarzyszy mu wszędzie, w każdym życia przypadku.

Wydawałoby się, że postawa taka raczej nie powinna budzić niechęci nawet najbardziej zapamiętałych nacjonalistów, brana zaś w izolacji mogła skłaniać do aprobaty. Sprawa wszakże się komplikuje. Gombrowicz nie tylko nie jest kontynuatorem uwielbianego w tych kręgach Sienkiewicza, nie pisze ku pokrzepieniu serc, nie należy do chwalców minionych czasów i piewców różnorakich, niekiedy wątpliwych dokonań, sam nie tworzy narodowych mitów i ich nie utrwala. Patrzy na tę spuściznę z bliska, bo w niej tkwi, ale jednocześnie z daleka, bo traktuje ją jako problem, dostrzega jej rozmaite strony i powikłania. Wypowiada się o tym ze środka, z bliskości, ale równocześnie z dystansu. Jest zarazem uczestnikiem i obserwatorem, osobą odczuwającą ciężar tych spraw we własnej biografii i krytykiem. Identyfikowanie się nie wyklucza zarówno odrzucania wielu elementów, jak i spojrzenia krytycznego. Dla kogoś w rodzaju mojego rozmówcy sprzed lat taka postawa jest nie do przyjęcia, bo ten, kto jest polskim patriotą, powinien wyzbyć się krytycyzmu, być apologetą wszystkiego, co nasze, żyć w micie w pełni aprobowanym.

To patrzenie jednoczesne z zewnątrz i od wewnątrz wydaje się ludziom z tej opcji ideologicznej wyjątkowo groźne i irytujące. Spojrzenie krytyczne na narodowe stereotypy i mity, wmówienia i legendy niejako wykluczać ma ze zbiorowości, jest groźnym działaniem podstępnym, gdy czyni to ktoś, kto podkreśla, że do tej zbiorowości należy, chce na nią oddziaływać, żyje jej problemami. W obrębie tego typu myślenia taka postawa, odbierana jako dwoista i oparta na fałszu, wydaje się szczególnie niebezpieczna, bo wielu bierze ją poważnie i daje się na nią nabrać. Oczywiście sytuacja jest inna, gdy krytycznie o Polsce, polskim społeczeństwie, polskiej kulturze i polskiej historii wypowiada się ktoś jednoznacznie z zewnątrz, jakiś Niemiec czy Żyd, kosmopolita nie będący w stanie niczego pojąć czy - strach powiedzieć - mason. Wtedy wszystko jest jasne, mamy do czynienia z kimś, kogo możemy określić jako obcego, a w takich lub innych przypadkach - jako wroga. Gombrowicz jest szczególnie irytujący, bo narusza wszelkie myślowe schematy, choć obcy niby nie jest, ale przecież jest, i to w jakim stopniu! To, co stanowi o jego wielkości, przekracza horyzonty intelektualne tych ideologów.

Przekracza przede wszystkim to, co wydaje się jednym z najważniejszych elementów stosunku pisarza do świata i co w dużej mierze umożliwiło światowy sukces. A mianowicie, że w stosunku do kultury, w której się wyrosło i w której się żyje, dostrzegł problem o zasięgu ogólnym. Można powiedzieć, że kwestię stosunku do "polskiej estetyki" (taka formuła pojawia się w eseju o Sienkiewiczu) czy "polskiej formy" zuniwersalizował, partykularność i swojskość uczynił elementem kondycji ludzkiej i ogromnie ważnym składnikiem sytuacji egzystencjalnej. Innymi słowy, nie kwestionując rodzimych odrębności, nie ignorując swojskości, stosunkowi do nich nadał wymiar powszechny. A to sprzeciwia się myśleniu ideologów z kręgów nacjonalistycznej prawicy, bo oni podkreślają jedyność i jednowartościowość tego, co ojczyste. Odniesienia ogólne nie tylko ich nie interesują, ale są im wrogie. Wszystko, co wykracza poza lokalne mitologie, jest oceniane jako niebezpieczne.

3.

Nienawiść kierowana w stronę Gom­browicza wynika z tego, że zakwestionował cały szereg stereotypów i wmówień, że zdystansował się wobec przyjętych wyobrażeń uznawanych za jedynie słuszne i jedynie dopuszczalne, że rodzime mitologie przekształcił z przedmiotu wiary w istotny problem, krótko, że nie podporządkował się ideom uproszczonego, oleodrukowego patriotyzmu na wysoki połysk. Stwierdził w "Ferdydurke", że z powtórzeń powstaje wszelka mitologia - i powtarzania odmówił. W ten sposób odkrył jeden z najważniejszych składników swojej wizji świata, ale naruszył świadomie i konsekwentnie decorum. Kategoria decorum, czyli stosowności, była jednym z ważniejszych składników doktryn klasycystycznych, jednakże jej zasięg jest znacznie szerszy. Ideolodzy piętnujący Gombrowicza mają pewien obraz polskości osadzony w selektywnie traktowanej przeszłości, jednowymiarowy, krańcowo uschematyzowany i zaksjologizowany, wszystko to, co go narusza, a tym bardziej jemu się przeciwstawia, jest traktowane jako działanie paszkwilanckie, wrogie, zasługujące na radykalne odrzucenie.

Tutaj właśnie wypada przywołać formułę, która w ostatnich dziesięcioleciach zdobyła wielką w świecie sławę: poprawność polityczna. Prawica przypisuje ją lewicy, poddaje ostrej krytyce, spektakularnie odrzuca, ale przecież sama ma swoją własną poprawność polityczną, tylko że inną, w wielu punktach jeszcze bardziej restryktywną. Z tego, że ten zespół zakazów i nakazów nie nosi miana poprawności politycznej, wynika niewiele. Gombrowicz dlatego właśnie tak irytuje figury w rodzaju Romana Giertycha, że tej wysoce skonwencjonalizowanej narodowo-radykalnej poprawności nie tylko się nie poddawał, ale uczył wobec niej dystansu. "Forma polska", z którą był pisarz na różne sposoby związany, która była przedmiotem jego fascynacji, w tak rozumianej politycznej poprawności się nie mieści, gdyż polega ona na bezkrytycznym przyjmowaniu, nie - na analizowaniu. Wszelki niezależny opis w istocie traktowany jest jako wotum nieufności wobec tego, co prawdziwie narodowe, podgryzanie, wroga robota.

Obecne odrzucanie Gombrowicza ma oczywiście podstawy ideologiczne, tak jak je miało odrzucanie twórczości Słowackiego przez jego współczesnych. W obydwu przypadkach wchodzą jednak w grę także pewne metody postępowania literackiego. Myślę przede wszystkim o grotesce, której przedstawiciele i zwolennicy bezwzględnego ideologicznego serio nie mogą aprobować, a w istocie nie są w stanie jej pojąć. Pokazał to Michaił Bachtin w swej wielkiej książce o twórczości Rabelais'go: groteska jest sprzeciwem wobec myślenia uschematyzowanego i oficjalnego, jedną z form jego kwestionowania. I dzięki temu staje się domeną wolności. W naszych czasach groteska była i jest protestem przeciw myśleniu totalitarnemu i przeciw totalitarnym systemom. Gombrowicz jest pisarzem konsekwentnie groteskowym. Także to jest nie do przyjęcia dla radykalnych nacjonalistów i populistów. W ich rozumieniu groteska tego typu jest politycznie, a więc narodowo, niepoprawna. Wynika z tego jeden wniosek: należy chronić młodzież przed tego rodzaju zarazą.

4. Obecne dyskwalifikowanie Gom­browicza nie jest pierwszym. Paweł Huelle przypomniał w artykule opublikowanym w "Gazecie Wyborczej" (nr 157 z 7-8 lipca 2007 r.), co pisali o "Ferdydurke" zaraz po ogłoszeniu powieści przedstawiciele postaw radykalnych, nie tylko zresztą prawicowych. Pamiętam, z jaką pogardą o nim się wyrażano w okresie stalinowskim. Józef Cyrankiewicz wskazywał wówczas na jego twórczość jako na przykład degeneracji, jakiej podlega kultura zachodnia. Nie trzeba być szczególnie dociekliwym, by spostrzec, że wicepremier Giertych znajduje się bardzo blisko premiera Cyrankiewicza.

***

Prof. Michał Głowiński jest literaturoznawcą, historykiem literatury (autorem m.in. zbioru szkiców "Gombrowicz i nadliteratura"), pisarzem (głośne "Czarne sezony"). Ostatnio wydał tom rozpraw "Monolog wewnętrzny Telimeny i inne szkice" (2007).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji