Artykuły

Piękny, trzydziestoletni

30 lat to piękny wiek, na drugie tyle darzy się niech! - tym nieco awangardowym rymem można by sobie westchnąć po inauguracji XXX Dni Muzyki Karola Szymanowskiego. W tle tego koncertowego jubileuszu swój własny, również 30-letni, celebruje Towarzystwo Muzyczne im. wielkiego zakopiańczyka - pisze Andrzej Głowaczowski w Tygodniku Podhalańskim.

Sam patron miałby dziś równe 125 lat, gdyby nieuchronny fatalizm biologii zamknął go równe 70 lat temu w sarkofagu na krakowskiej Skałce.

Skondensowana siła jubileuszy sprawiła, że nasza parlamentarna elita, pomiędzy obrzucaniem się zwyczajowymi inwektywami ku uciesze elektoratu, podjęła stosowną uchwałę o uczczeniu, a dostojny resort ministra Kazimierza Ujazdowskiego nawet nieskąpo popatrzył na darowane dotacyjne zera, no i efekty dały się widzieć i słyszeć nawet na samym dnie mapy naszej umiłowanej ojczyzny, zwanej także przez dowcipnisiów Czwartą Rzepą.

Rację miał chyba ten bystry kpiarz, co orzekł, że Polakom najlepiej wychodzą wszelkie obchody, rocznice i jubileusze, w przeciwieństwie do mizerii dnia codziennego.

Urokliwy podkopany kurort różne już w swej bogatej historii przeżywał dziwactwa, ale takiego, jaki zdarzył się w reprezentacyjnym ranczo znanego mecenasa kultury Andrzeja Stocha, czyli w kawiarni Morskie Oko, to jeszcze chyba poczciwa Krupcia nie przeżywała.

A tam właśnie spod błękitnych fal Bałtyku przyjechała dwójka cyrkowców - Anna i Arkadiusz Szafrańcowie - ze szlachetną iskrą szaleństwa w dłoniach, którymi pocierając baterię kieliszków, wyczarowywali subtelne brzmienia evergreenów muzyki klasycznej.

Tego nawet przereklamowany Harry Potter by nie potrafił.

Za namową niżej podpisanego (ma się te zasługi, nieprawdaż), pomiędzy klasykami - Bachem, Mozartem, Musorgskim i Szopenem - nie zabrakło i naszego Karola!

Pierwszy mazurek z op. 50-go na takim barowym zestawie (fachowo zwanym szklaną harfą) był przeżyciem zgoła metafizycznym. Sam kompozytor, gdyby mógł być świadkiem takiego ewenementu, z pewnością by się wzruszył, bo jak wszyscy wiemy, do abstynentów na szczęście się nie zaliczał.

Oficjalne natomiast otwarcie festiwalu nastąpiło w święty wieczór niedzielny (15 lipca) w największej świeckiej sali koncertowej, czyli w kinie Sokół.

Warunki panują w niej nieco harcerskie, ciasna estrada pozwala na granie w zredukowanych składach, a jak tubista przypadkiem kichnie na fortissimo, to go nawet w pierwszym rzędzie nie słychać, ale dopóki włodarze miasta nie postawią, choćby i na Monte Giewonto, sali z prawdziwego zdarzenia, która miała już stanąć 50 lat temu (kolejny jubileusz!), to trzeba kochać to, co się ma.

A mieliśmy okazję wysłuchać dwóch arcydzieł Mistrza - I Koncertu skrzypcowego op. 35 z wrażliwą solistką Anną Rechlewicz oraz II Symfonii B-dur pod sprawną batutą amerykańskiego dyrygenta chińskiego pochodzenia - Cheng Chau'a.

Zbiorowym bohaterem wieczoru był młoda poznańska orkiestra Sinfonietta Polonia, jak każdy nowy mechanizm wymagająca jeszcze dotarcia, ale budząca nadzieję, że kiedyś zabłyszczy jak klejnot doskonałej eufonii.

Rangę symfonicznej inauguracji podnosił fakt jej długoletniego braku z powodu mizerii dutkowej. Ale, jak już wiemy, czego nie robi magia jubileuszy

Przed nami jeszcze koncertowy kalendarz, zapełniony recitalami w Atmie i kwartetową konkluzją w Galerii Orskiego. Ale o tym następnym razem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji