Nic na siłę
- Marzę o tym, żeby pokazać się na rynku europejskim, nie mówiąc już o Stanach. Ale nie robię niczego na siłę, biorę od życia tyle, ile mi daje. Na razie mam mnóstwo pracy w Polsce i nie myślę o wyjeździe - mówi PAWEŁ MAŁASZYŃSKI, aktor Teatru Kwadrat w Warszawie.
Obiecywał sobie, że w tym roku odpocznie. Nic z tego! Skończył zdjęcia do "Magdy M.", już pracuje w nowym serialu obyczajowym "Twarzą w twarz" i rozpoczyna pracę na planie "Trzeciego oficera", kontynuacji "Oficera" i "Oficerów".
Kilka miesięcy temu mówiłeś, że w 2007 r. będziesz odpoczywał...
- Miałem taki pomysł, ale pojawiły się bardzo ciekawe propozycje i trudno było mi z nich zrezygnować. Poza produkcjami serialowymi doszły jeszcze spektakle w warszawskim teatrze Kwadrat. Gram w przedstawieniu "Perfect Day". Trochę obowiązków ostatnio się na mnie zwaliło, ale nie narzekam.
Z których propozycji trudno było zrezygnować?
- Z roli Wiktora w serialu "Twarzą w twarz" Patryka Vegi. To dwunastoodcinkowy serial obyczajowy z wątkiem sensacyjnym w tle. Mój bohater zostaje niesłusznie oskarżony o popełnienie morderstwa. Nie mając możliwości oczyszczenia się z zarzutów, ucieka do Szwajcarii, gdzie poddaje się kilku operacjom plastycznym twarzy. Za granicą zakochuje się w pięknej doktor Marcie (Magdalena Walach), która dała mu nową twarz. Więcej powiedzieć nie mogę.
Żałujesz, że historia Magdy i Piotra z "Magdy M." już się skończyła?
- Być może niektórzy widzowie są niezadowoleni, bo pokochali "Magdę M." i jej bohaterów. Ale wszystko, co ma początek, musi mieć także koniec. Według mnie dobrze, że serial się skończył. 55 odcinków wystarczy.
Chciałbyś kiedyś zaistnieć aktorsko poza granicami Polski?
- Oczywiście. Marzę o tym, żeby pokazać się na rynku europejskim, nie mówiąc już o Stanach. Ale nie robię niczego na siłę, biorę od życia tyle, ile mi daje. Na razie mam mnóstwo pracy w Polsce i nie myślę o wyjeździe.
Jak znosisz krytykę?
- W pewnym sensie mnie dotyka, ale muszę się z nią pogodzić, bo jest wpisana w mój zawód. Gdybym się przejmował każdą krytyczną opinią, zwariowałbym albo rzucił aktorstwo. Trzeba się do tego przyzwyczaić.
Masz jakieś nałogi?
- Lubię palić papierosy. Walczę z nałogiem, ale wciąż przegrywam (śmiech). Nie przepadam za kawą, piję ją praktycznie tylko na planie, i to wyłącznie rano. Czasami jem słodycze, ale nie mogę powiedzieć, że jestem ich miłośnikiem. Internet też mnie jakoś nie kręci, korzystam tylko z poczty elektronicznej.
Co z twoim zespołem?
- Cały czas jest w zawieszeniu, ale nie został rozwiązany. Ze względu na to, że od dłuższego czasu mam dużo pracy i napięte terminy, nie mogę brać udziału w próbach. Chłopaki cały czas grają w innych kapelach. Mam nadzieję, wkrótce reaktywujemy Cochise. Ale nie po to, by nagrywać płyty, tylko żeby pograć dla własnej przyjemności, jak zawsze.
Jakiej muzyki słuchasz w samochodzie?
- Ostatnio wróciłem do moich muzycznych korzeni. Słucham The Cult, The Clash, Depeche Mode, zwłaszcza płyty "Viola-tor", nieustannie Alice in Chains i innych grunge'owych zespołów z Seattle. No i Sex Pistols - jakoś mnie pociągnęło w stronę anarchii (śmiech).
Dziękujemy za rozmowę.