Artykuły

Każdy w krzywej wieży

- Historia pary małżonków opisana przez rosyjską autorkę przypomina śmiech przez łzy. Ludzie doprowadzają się do śmiesznych sytuacji, ale raczej trudno z nich boki zrywać - o spektaklu "Krzywa wieża" w Teatrze na Woli w Warszawie, opowiada EWA KONSTANCJA BUŁHAK, grająca jedną z dwóch głównych ról.

W warszawskim Teatrze Na Woli startują "Komedie lata". Na początek "Krzywa wieża". W roli głównej EWA KONSTANCJA BUŁHAK. Z aktorką rozmawia Michał Smolis:

Czy sztuka Nadezdy Ptushkiny na pewno jest komedią?

- To, co się dzieje między dwojgiem ludzi złączonych silnym uczuciem, często przypomina komedię, ale pod spodem jest bolesna prawda. Historia pary małżonków opisana przez rosyjską autorkę przypomina śmiech przez łzy. Ludzie doprowadzają się do śmiesznych sytuacji, ale raczej trudno z nich boki zrywać.

Czym jest dla ciebie tytułowa krzywa wieża?

- To metafora naszego życia, które jest budowane w kształcie krzywej wieży. Każdy jest osobno. Każda ze stron próbuje rozpaczliwie dobić się do drugiego człowieka. Sztuka Ptushkiny opowiada o wielkiej samotności tych ludzi i wielkiej miłości, która w wyniku wielu wydarzeń została zepchnięta na drugi plan. Ktoś, kogo kochaliśmy, zamyka się na nas i nie potrafi wyjawić prawdy o sobie. Dlaczego? Zapewne z naszej winy albo z winy tej krzywej wieży...

Kim jest twoja bohaterka?

- Po pierwszej lekturze sztuki uznałam ją za ofiarę. Potem dostrzegłam, że ona również popełniła mnóstwo błędów. Żona postanawia definitywnie zerwać z bezgranicznym poświęceniem w związku, w którym - jak sądzi - już raczej nic dobrego ich razem nie spotka. Oświadcza mężowi o rozstaniu i dopiero wtedy para zaczyna ze sobą rozmawiać. Poczują się jeszcze mocniej związani, kiedy wyznają wzajemne winy. Będzie jej teraz o wiele trudniej od niego odejść.

Czy sztuka Ptushkiny to czysty realizm?

- Niezupełnie. Doprowadzeni w życiu do ostateczności robimy rzeczy nieprawdopodobne. Staramy się z reżyser Agnieszką Lipiec-Wróblewską, moim scenicznym partnerem Krzysztofem Pluskotą i scenografem Janem Kozikowskim budować przedstawienie niejednoznaczne, w którym świat rzeczywisty funkcjonuje na równych prawach z wyobrażonym. Przywoływane są obrazy z przeszłości, które pozostawiły w nas trwały ślad.

Ważną funkcję pełni muzyka, źródło inspiracji naszych bohaterów. Na początku żona nie umie dobić się do męża z informacją, że właśnie od niego odchodzi. Wtedy zaczyna tańczyć. Ból, którego nie umie wyrazić, przyjmuje taką formę.

"Krzywa wieża" przypomina małżeńskie historie Siemiona Złotnikowa i jego "Przyszedł mężczyzna do kobiety" i "Odchodził mężczyzna od kobiety", w których pamiętne role grała Anna Seniuk.

- Oczywiście myślałam o tym autorze i rolach pani Ani, ale nie inspirowałam się nim. W mojej bohaterce, jej cierpieniu i osobliwej egzaltacji odnalazłam pokrewieństwo z Czechowowskimi "Trzema siostrami". Być może to jest banalna historia, ale w życiu nieustannie ocieramy się o banał. W tej pracy opieramy się na naszych wyobrażeniach o tym, jacy sami chcielibyśmy być.

Sztuka Ptushkiny opowiada o małżeństwie z długim stażem.

- Dlatego korzystam w budowie roli nie tylko z własnego doświadczenia i obserwacji, ale też z innych przedstawień z moim udziałem.

Których?

- Jestem naznaczona piętnem pracy z Jerzym Grzegorzewskim. Dziękuję Bogu, że mogłam być jego aktorką. Zrozumiałam, że teatr jest totalną wolnością i przestałam się obawiać, że to, co proponuję, może wydać się komuś szaleństwem. Chcę tak zagrać w "Krzywej wieży", żeby widz uwierzył, że człowiek doprowadzony do ostateczności musi najpierw zatańczyć i powiedzieć: "Odchodzę". Potem pożegnać się z "tym w lustrze", aby stać się kimś innym. Być może nie każdy widz zrozumie, dlaczego moja bohaterka zachowuje się irracjonalnie, ale w teatrze nie jesteśmy zobowiązani, żeby tylko zająć grzecznie miejsce na krześle.

Poza rolami u Grzegorzewskiego i w jednym przedstawieniu Kazimierza Dejmka jesteś kojarzona z komediami. Nie czujesz się w ten sposób ograniczona?

- Pracowałam z Dejmkiem przy "Requiem dla gospodyni" Wiesława Myśliwskiego w Teatrze Narodowym. Był człowiekiem o niezwykłym intelekcie, o aktorach wiedział wszystko. Ci, którzy spierali się z nim na próbach, nie mieli racji. A Dejmek ją miał. Nie widzę powodu, żeby walczyć z emploi. Jeżeli rynek wymaga tego ode mnie - gram role komediowe. Zawsze jednak będę próbowała pokazać inne oblicze. Dlatego cieszę się, że wciąż gram w Teatrze Narodowym w przedstawieniach Grzegorzewskiego: Jewdochę w "Sędziach", Pannę Młodą w "Weselu" i Żonę Wyspiańskiego w "Hamlecie Stanisława Wyspiańskiego". Dlatego śpiewam i wystąpiłam w recitalu "Ulepiły mnie zdolne anioły". Po 10 latach pracy zawodowej mogę bronić doktoratu w Akademii Teatralnej, ponieważ - jak mi powiedziano - mam dorobek w postaci ról.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji