Artykuły

Szekspir kryminalny czy musicalowy?

Brzozie udało się wyciągnąć z tekstu Szekspira to, co sam autor ukrył chyba najgłębiej. Pod osłoną zabawnych perypetii i komicznych sytuacji kryje się przecież pytanie o ludzką tożsamość - o "Komedii omyłek" w reż. Zbigniewa Brzozy w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku pisze Anna Bielecka z Nowej Siły Krytycznej.

Dzisiejszy Szekspir koniecznie musi być współczesny. I nie jest to bynajmniej sprawka wiekopomnego już dzieła Jana Kotta, lecz zwyczajnych teatralnych tendencji, spopularyzowanych pewnie bardziej przez media niż świadome i konieczne zabiegi inscenizacyjne. Szekspirowska "Komedia omyłek" zrealizowana przez Zbigniewa Brzozę w mariaż z rzeczywistością wchodzi niechętnie. Jej uniwersalność kryje się raczej w ponadczasowości zwykłych spraw i bezustannej plątaninie utajonych ról i póz, które każdego dnia przywdziewamy na siebie, starając się ukryć prawdziwe oblicze. Sygnały tych starych jak świat prawd wysyła jednak reżyser niezbyt jawnie, odsłaniając jak na złotej tacy wachlarz konstrukcyjnych zabiegów, lecz przez subtelne mrugnięcia okiem w stronę widza, delikatne zaczepki i pozornie niewinne gesty, w cieniu których kryje się niebanalna maska nowej jakości i teatralnej estetyki.

"Komedia omyłek" w wydaniu Zbigniewa Brzozy przywdziewa na siebie kryminalny sztafaż rodem z lat 20. albo 30. minionego wieku. Antipholus (Dariusz Szymaniak) - jeden i drugi - przypomina wysoko postawionego przywódcę włoskiej mafii, Dromio (Michał Kowalski) jego wyręczyciela w niezbyt czystych porachunkach, a Baltazar (Maciej Konopiński) i Angelo (Cezary Rybiński) ścigających go (ich), bezlitosnych przedstawicieli konkurencyjnego obozu. W tym świecie tajemnych porachunków i zagrywek nic nie jest oczywiste. Na tle kotłujących się z wielką żądzą pasji, czerń i biel, na bazie których zbudował swoją scenografię Marcin Jarnuszkiewicz, nie są elementem wartościującym, lecz uwznioślającym, dodającym powagi i grozy zarazem. Mieniące się na ich tle barwy złotego łańcucha, który Antipholus z Efezu zleca wykonać jako podarek dla żony Adriany oraz złotego zegarka, który Antipholus z Syrakuzy musi dać w zastaw za ocalenie własnej wolności, tylko potęgują to wrażenie.

U Szekspira rzecz dzieje się w Efezie. To ważne miejsce, bo w oparciu o dwa miasta - Efez i Syrakuzy, z których pochodzą główni bohaterowie, bliźniacy rozdzieleni przed laty katastrofą okrętu i ich identyczni słudzy buduje elżbietański autor komizm sytuacyjny i słowny. To, co na poziomie języka u Szekspira bawiło, u Brzozy zupełnie ginie. Dla reżysera nie bliźniacze perypetie są bowiem najważniejsze, lecz maski, które mnoży, nakładając je na kolejne elementy teatralnego świata. W tym natłoku i chaosie spraw, szeregu wątpliwości i dezorientacji nieznający szekspirowskiego tekstu widz szybko się pogubi. Zaczyna się przecież od najgrubszej, zewnętrznej warstwy, której Brzoza bez skrupułów nadaje kolory kryminalnej historii z lat 20. Mafijnym porachunkom wtóruje muzyka Jacka Grudnia, doskonale oddająca tajemną atmosferę całej historii i grana na żywo przez męski kwartet, który w finale stworzy akompaniament dla musicalowych popisów bohaterów. To kolejna maska, która przykryje teatralne, kryminalne, a nawet muzyczne tło rozgrywanych wydarzeń. Ubrane w skąpe czerwone stroje kobiety, z czarnymi kapelusikami rodem z filmów z Charlim Chaplinem zatańczą popisowy układ, śpiewając wraz z Księciem ostateczne wyznanie prawdy. Niby utrzymane w zabawnej konwencji, a jednak przejmujące i dotkliwe, a na pewno zaszczepiające w widzu kolejną dawkę niepewności, spotęgowaną przez ustawione wewnątrz tego świata lustra, które tworząc jego geometryczną granicę naprzemian zacieśniającą się i rozszerzającą. Stoją one na straży budowy nowej przestrzeni pełnej cieni, bliźniaczych odbić, a nawet skrywanych wewnętrznie głosów, które jak identyczne postaci, wyłaniające się z ciemności i konstruujące od nowa każdy element tego świata, powracać będą cichym, ledwie słyszalnym echem. Czy są realne, czy tworzą kolejne maski, nakładki realności, niezbyt jawne i klarowne?

Brzozie udało się wyciągnąć z tekstu Szekspira to, co sam autor ukrył chyba najgłębiej. Pod osłoną zabawnych perypetii i komicznych sytuacji kryje się przecież pytanie o ludzką tożsamość, o własną nieskrępowaną konwenansami i opiniami otoczenia osobowość. Zbudował przy tym spektakl wartki, złożony z szybko i sprawnie następujących po sobie sekwencji, przypominających w swojej konstrukcji telewizyjne kadry, co znakomicie komponuje się tak z kryminalną, jak musicalową konwencją. Tym założeniom dobrze poddają się aktorzy, którzy zręcznie podążają za biegiem kolejno zmieniających się masek tego świata. Jeśli Brzoza miał być "młodszym zdolniejszym", jak pisał o nim Piotr Gruszczyński to swoją "Komedią omyłek" w Teatrze Wybrzeże udowodnił - przynajmniej swój drugi epitet.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji