Artykuły

Festiwal Szekspirowski. Dzień drugi

"Król Lear" w znakomitej realizacji Dodina jest niezwykle, boleśnie wręcz aktualny. Każdy szczegół, jak cisza sceniczna, wykorzystana przez reżysera dla wzmocnienia nastroju, pojawia się w ściśle określonym celu. Po drugim dniu Festiwalu Szekspirowskiego pisze Łukasz Rudziński z Nowej Siły Krytycznej.

Po "Komedii Omyłek" przyszedł czas na "Króla Leara". To dzieło w tegorocznej edycji festiwalu ma charakter wyjątkowy, ponieważ interpretację mistrza Lwa Dodina będzie można skonfrontować z wizją innego wielkiego reżysera Roberto Ciullego.

Pierwsze słowo należy do Lwa Dodina. Reżyser "Braci i sióstr" według prozy Abramowa, które utrzymują się na afiszach Małego Teatru Dramatycznego w Sankt Petersburgu nieprzerwanie od ponad dwudziestu lat, jeden z najwybitniejszych rosyjskich reżyserów, zaprezentował Leara portret własny. W "Królu Learze" Dodinowi nie chodzi o tragedię jednej postaci. Jego spektakl to tragedia wszystkich bohaterów, którzy pojawiają się na scenie. Nawet tak marginalna postać jak Oswald, staje się pełna odcieni, co każe się powstrzymać przed stawianiem jednoznacznych diagnoz.

Przepis na wybitną sztukę wydaje się prosty, gdy ogląda się teatr Dodina. Wystarczy znaleźć świetnych aktorów, którzy są w stanie "wejść" w postać, a nie tylko ją odegrać. Dodać do tego należy drobiazgowo opracowaną wizję reżyserską, która rozkłada się na długie lata przemyśleń i kilka lat realizacji przedstawienia, a wszystko poprzeć bezkompromisową, przekonującą scenografią i warstwą muzyczną. I wszystko to w "Królu Learze" gra, nie ma żadnych ozdobników. Scenografia jeszcze przed spektaklem nachalnie "wbija się" w oczy swoją ascezą - czarne ściany, które "rozdzierają" białe deski skrzyżowane iksowato, oczywiście w skali makro. Kolorystyka czarno-biała jest tu obowiązująca od początku do końca, bo całą gamę odcieni zapewniają aktorzy, grający wyraźnie w kontrze do tego spolaryzowanego układu scenografii.

Lew Dodin oczywiście nie zabrałby się za Szekspira, gdyby miał podejść służalczo do dramatu elżbietańskiego dramaturga. "Król Lear" jest tragedią wielką - Dodin wielkość króla (Petr Semak) zamienia na małostkowość ojca, który kocha córki wielką odwzajemnioną miłością z wyraźnym kontekstem erotycznym. Córki nie są tu jak w bajkach, dobre i złe. Wszystkie ubóstwiają ojca, choć starsze prócz niego kochają też władzę. Z kolei najmłodsza swoje uczucia dzieli między ojca i przystojnego księcia Burgundii, któremu bez posagu nie wydaje się już tak atrakcyjna, a król Francji zabiera ją jak niechcianą zabawkę, pozostawioną na stole przez znudzone nią dzieci. To małżeństwo z wyrachowania - bez cienia miłości. Ojciec - zgorzkniały starzec - ma trudny, wybuchowy charakter. Momentami przypomina małego chłopca, którego błazen (najciekawsza postać sztuki, zaskakująca nie tylko grą na klawesynie) strofuje zgodnie z literą tekstu i nie tylko. Z czasem położenie Leara staje się dolą człowieka cierpiącego, odartego ze wszystkiego co ma wartość (dobitnie ukazane przez "strój Adama" króla i jego dzielnej świty - błazna, przebranego Kenta i Edgara-biednego Tomka).

Gloucester (Sergiej Kuryszew) swoją charyzmą dorównuje królowi Learowi. Nigdy nie kochał Edmunda, którym pogardza, czego nie ukrywa od początku do końca sztuki. Ten, napiętnowany bękarcim poczęciem, nie potrafi się wyzwolić spod obsesyjnej myśli o swojej upodrzędnieniu względem brata, który, jak na bawidamka i lowelasa przystało, bawi się prezerwatywą i wciąga amfetaminę. Zazdrość o ojcowską miłość do brata skłania Edmunda do wypełnienia szekspirowskiej intrygi.

Gdy Edmund przejmuje godność hrabiego Gloucestera, zainteresowanie starszych córek Leara jego osobą, obecne od początku sztuki, urasta do wymiaru łóżkowych przyrzeczeń. Jednak w chwili miłosnych uniesień, obie na ustach mają słowo "ojciec".

Scena spotkania oślepionego Gloucestera i oszalałego eks-króla Leara to kwintesencja mistrzostwa gry aktorskiej - ich losy wcześniej oparte na majestacie władzy, zrównuje cierpienie, które nie respektuje zasad starszeństwa czy urodzenia. Ono stanowi klucz do tej sztuki. Cierpi Lear zaślepiony własną porywczością, odkrywając, że nie tylko on stłamsił w sobie człowieczeństwo. Cierpi Gloucester ze świadomością, że odtrącił ukochanego syna Edgara, cierpią córki Leara odrzucone przez ojca, Edmund odtrącany przez hrabiego i Edgar, który na odludziu przechodzi swoistą męską inicjację, zakończoną bratobójstwem.

Lew Dodin marginalizuje zarówno rywalizację Goneryli i Regany o Edmunda, jak i konflikt zbrojny, który okazuje się ogólną zagładą i ostrą krytyką wojny. Giną wszystkie córki Leara, który czule opłakuje tylko Kordelię, zdobywczynię jego serca. Granica między miłością rodzicielską a zmysłowo-erotyczną zostaje ostatecznie zniesiona. Kończy życie Lear jak Romeo w ramionach trzymając ukochaną kobietę. Tylko tym razem żadna inna trucizna poza świadomością życia bez ukochanej nie była potrzebna.

Wielka tragedia Szekspira w wielkiej realizacji Dodina jest niezwykle, boleśnie wręcz aktualna. Wszystkie postaci są jakieś, odgrywane w interakcji z innymi i osobno. Każdy szczegół, jak cisza sceniczna, wykorzystana przez reżysera dla wzmocnienia nastroju, pojawia się w ściśle określonym celu. Sztuka z wielu stron ociera się o wirtuozerię i choć można się z interpretacją Lwa Dodina nie zgodzić, trudno jej nie docenić. Ci, którzy uważają twórczość Szekspira za przeżytek, a wystawianie jego dramatów za odrabianie pańszczyzny, po obejrzeniu tej sztuki muszą zweryfikować swoje przekonania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji