Artykuły

Kochaj wesoło

Nawet serial "M jak miłość" nie pokona "Ślubów panieńskich". Te przekomarzania, dąsy, intrygi, podstępy... Ileż to rewolucji obyczajowych przetoczyło się od premiery tej arcykomedii. A hrabia Fredro jak zwyciężał, tak zwycięża. Cała sztuka w tym, żeby nie przesadzać z wiernością. Teatr rodzi się przecież pod naporem pulsującego życia. Reżyser Jan Englert znalazł złoty środek. Dał pierwszeństwo autorowi, a jednocześnie uchwycił ducha czasu. Tchnął w "Śluby..." nowe życie, bliskie dwudziestemu pierwszemu wiekowi. Świat, który odszedł na zawsze, zmieścił w saloniku wypełnionym fotografiami, paroma meblami, bibelotami. Z tego intymnego wnętrza Barbara Hanicka, scenograf, przenosi widza na dużą scenę Teatru Narodowego, gdzie akcja toczy się w swobodnej, otwartej przestrzeni. Za świadków potyczek dwóch młodych par wystarcza powóz z budą i solidny stół, przy którym kwitnie życie rodzinne. Tłem żywych dialogów jest pyszna scena upychania do słoików ogórków, naturalnie z czosnkiem. Pani Dobrójska pogania dziewczyny, a młodzieńcy przeszkadzają im swoimi podchodami, chcąc skruszyć opór wybranek, które ślubowały "nigdy nie być żoną".

Marcin Hycnar został wprost stworzony do roli Gucia. Kocha wesoło. Szelmowski, naturalny, złamie serce niejednej dziewczynie. Kamilla Baar jako Klara jest aż nadto zatwardziała w swoim feminizmie. Gra brawurowo, ale jednorodnie. Nieśmiały Albin w interpretacji Grzegorza Małeckiego nie zamienia się w fontannę płaczu. Wzdycha, ale bez przesady. Pełna wdzięku, wahań uczuciowych i delikatności jest Aniela Patrycji Soliman. Sam reżyser wkracza do akcji w roli Radosta, inkrustuje tę rolę Fredrowskimi maksymami z "Trzy po trzy" i "Zapisków starucha", sekunduje - życzliwie - zakochanym. Nie zanudza, jest pobłażliwy i wyrozumiały: Niezłe to głupstwa wieku młodego, kiedy i starzy żałują czasem, że już ich robić nie mogą. Sam ulega magnetyzmowi serca. Zasadnicza pani Dobrójska (Gabriela Kownacka), pilnująca ładu domowego, jest mu przychylna. Wśród bohaterów przemyka tajemnicza dziewczyna (Anna Gryszkówna), zjawiskowo piękna, stylowa, z poetycką aurą, znakomicie zestrojona z muzyką Leszka Możdżera, łącząca świat dawny i bliski. Finał może być tylko jeden: triumf miłości, i to w tonacji romantycznej, bo jak mówi Gucio:

Wierz mi - są dusze dla siebie stworzone,

Niech je w przeciwną los potrąci stronę,

One wbrew losom, w tym lub tamtym świecie,

Znajdą, przyciągną i złączą się przecie;

Tak jak dwóch kwiatów obce sobie wonie

Łączą się w górze, jedna w drugiej tonie.

(Akt IV, sc. III)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji