Artykuły

W zaklętym kręgu miłości i śmierci

"Sinobrody - nadzieja kobiet" w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Recenzja Iwony Kłopockiej w Nowej Trybunie Opolskiej.

"Sinobrody - nadzieja kobiet to groteskowa opowieść o poszukiwaniu miłości, niemożności spełnienia i samotności we współczesnym świecie.

Legendarny Sinobrody, żyjący w XV wieku Gilles de Rais, był okrutnikiem, sadystą i nekrofilem. Sinobrody z bajki Charles'a Perraul-ta to morderca kobiet, karzący okrutną śmiercią zgubną ciekawość i nieposłuszeństwo kolejnych żon.

Współczesny Sinobrody, Henryk z dramatu Dei Loher, nie jest ani okrutnikiem, ani sadystą. Jest sprzedawcą damskich butów. Nieśmiałym, bez mę-sko-damskich doświadczeń, niemal miłym, choć trochę prostackim. A jednak kobiety lgną do niego od pierwszego wejrzenia. Ta niczym nieuzasadniona - i niezawiniona - siła przyciągania staje się dla Henryka prawdziwym przekleństwem.

Historia opowiedziana w dramacie Loher rozkłada się na siedem epizodów, związanych z siedmioma kobietami. Wszystko różni te kobiety - wiek, status społeczny, życiowe doświadczenia, okoliczności, w jakich spotykają Henryka. Wszystkie jednak natychmiast chcą się z nim związać, kochać i być kochane. Łączy je nie tylko poszukiwanie miłości, ale także samotność. To z niej bierze się głód uczuć, wręcz żarłoczność bohaterek. W lekturze cała historia wydała mi się bardziej poetycka i nastrojowa. Reżyser Małgorzata Bogajewska nadała jej silny zmysłowy charakter. Kobiece postaci wyposażyła w groteskową drapieżność i zachłanność, ale też jakąś dziwną nerwowość, emocjonalno-fizyczne rozedrganie, które czyni z nich... potwory.

Henryk im się nie narzuca, wręcz przeciwnie - opędza się od nich, nawet ostrzega. W końcu musi zabić, ale nie dlatego, że rządzą nim krwiożercze instynkty. Robi to dla świętego spokoju. Uwalnia się, ale uwalnia też kobiety - od nich samych, ich samotności i niszczących namiętności. Morduje, ale to on raczej wydaje się ofiarą.

Kiedy Henryk spotka prawdziwą miłość i będzie chciał kochać ponad miarę, jego samego już nie będzie można kochać. Jedyne, co można będzie dla niego zrobić, to go zabić. Tak, jak wcześniej on sam zabijał.

To bardzo pesymistyczna diagnoza współczesnego świata - w którym ludzie tak bardzo pragną bliskości drugiego człowieka i tak bardzo nie potrafią jej zdobyć, a kiedy nawet są od tego na wyciągnięcie ręki, nie są w stanie temu sprostać.

Przedstawienie Małgorzaty Bogajewskiej jest zwarte, logiczne i dynamiczne. Trafną metaforą jego głównej tezy jest dekoracja - której głównym elementem jest ławeczka (miejsce miłosnych spotkań) umieszczona na prowadzących donikąd torach - dzieło Anity Burdzińskiej. Dobrze gra też ośmioosobowy zespół, w którym szczególną uwagę zwracają: Grażyna Rogowska, w jakby stworzonej dla niej roli Niewidomej, Judyta Paradzińska, brawurowo grająca prostytutkę Tanję, Elżbieta Piwek z ironią i-dystansem kreująca przegraną Ewę i Beata Wnęk-Malec, która w postaci Krystyny zawarła już nie tyle głód uczuć, co rozpaczliwą furię w dążeniu do zaspokojenia. Osobne brawa należą się Przemysławowi Kozłowskie-mu w roli Henryka Sinobrodego".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji