Artykuły

Męski punkt widzenia

ŁATWO WYKAZAĆ, że "Te­stosteron" Andrzeja Saramonowicza nie należy do arcydzieł li­teratury. Mnóstwo w nim stereo­typów, kalek, sytuacji znanych i powielanych, gagów cokolwiek starszawych. Nie od dziś wiado­mo, czym różni się tzw. męski punkt widzenia na sprawy mę-sko-damskie od punktu widze­nia płci piękniejszej. Dowcip by­wa tu niekiedy siermiężny, by nie powiedzieć - koszarowy, w ro­dzaju bon-mociku perkusisty, który, wyrzekając na swą dawną ukochaną z Piły, powiada, że... piłowała się z każdym.

A jednak - mimo mielizny i dłużyzny, języka soczystego i słonawego, fabułki wątłej, choć zawikłanej (okazuje się, że 7 mężczyzn łączy nad podziw wie­le) - składa się ten scenariusz na inteligentną satyrę nie tylko na męskie roszczenia ale także na­sze najnowszego chowu pomysły na sukces, marketing i kulturę masową. Autor doskonale uchwycił językowe prycizny, w których przeglądają się mieli­zny myślowe i banały, jakimi kar­mi nas telewizja i zalew podejrza­nej angielszczyzny fachowej - swego rodzaju język "polgielski". Nie masz już zdarzeń tylko "iwenty", nie ma grupy docelo­wej tylko "target", a sukces gwa­rantuje odpowiedni "tąjming". Dodać trzeba, że tekst powsta­wał z myślą o konkretnych wyko­nawcach - mamy tu do czynienia z pisaniem pod określonego ak­tora, na konkretny "instrument", dzięki czemu słowa idealnie przylegają do wykonawcy.

Opowieść jest prosta - oto panna młoda, niejaka piosen­karka Alicja, ucieka sprzed ołta­rza powiadając, że jej serce nale­ży do innego. Ojciec narzeczone­go dyszy zemstą, sam narzeczo­ny, słabej kompleksji, ląduje w szpitalu, a potem zasila się kroplówką, domniemany konku­rent pada pastwą prześladowań, a kilku gości weselnych: brat pana młodego, nadto perkusista Alicji, kolega narzeczonego z pracy i kelner na dokładkę, ki­bicują temu niefortunnemu przedsięwzięciu. Wszystko to oczywisty pretekst do ukazania męskiej szarży na kobiece flanki i charakterystyki stanu ducha naszej zabieganej inteligencji.

Publiczność bawi się na przedstawieniu świetnie, zarów­no dzięki etatowym montowniakom, czyli kwartetowi: Adam Krawczuk, Marcin Perchuć, Rafał Rutkowski (Pan Młody) i Maciej Wierzbicki, jak i zapro­szonym do tego spektaklu To­maszowi Karolakowi, Roberto­wi Więckiewiczowi i Krzysztofowi Stelmaszykowi. Każdy z ak­torów tworzy wiarygodną, krwi­stą postać, znajdując za pomo­cą kilku kresek charakterystycz­ne dla bohaterów rysy. Szczegól­nie Krzysztof Stelmaszyk ma świetną okazję do ukazania swojej siły komicznej w roli wszędobylskiego ojca który po całej Polsce - jak długa i szeroka - pozostawił ślady swej obecno­ści (w potomstwie).

Rzecz poprowadzona wpraw­ną ręką przez Agnieszkę Glińską odznacza się dobrym tempem z celowymi spowolnieniami akcji (prawie do granic możliwości wykorzystują aktorzy efekt dłu­żącego się milczenia na scenie), a nade wszystko trafnym uchwy­ceniem sposobu myślenia ludzi nowych, próbujących nadążyć za duchem czasu, acz nostal­gicznie wracających do przebo­jów Czerwonych Gitar. Jednym słowem, jak powiada Fistach (perkusista), "masakra", czyli codzienność złapana za rękaw.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji