Artykuły

Gdzie kończy się intymność

- Kilka lat temu, kiedy "Big Brother" wchodził na ekrany jednej ze stacji telewizyjnych w Polsce, byliśmy wstrząśnięci, zniesmaczeni. Protestowaliśmy. Ale szybko się do tego jakoś przyzwyczailiśmy. Dziś nic nas nie dziwi. Oglądamy program, w którym trzeba przejść przez najbardziej dziwaczne testy, np. zjeść 5 kg dżdżownic - mówi reżyser PIOTR ŁAZARKIEWICZ przed premierą "Metody" w Teatrze Komedia.

Cztery osoby walczą o wysokie stanowisko w firmie. Zamknięte w jednym pomieszczeniu są poddawane serii testów określanych jako metoda Grónholma. Testy mające wyłonić najlepszego kandydata przeradzają się w okrutną rozgrywkę, w której wszystkie chwyty są dozwolone...

W Teatrze Komedia trwają przygotowania do premiery spektaklu "Metoda". Hiszpańską sztukę Jordiego Galcerana reżyseruje Piotr Łazarkieiwcz.

Dorota Wyżyńska: Świat wielkich korporacji, wyścig szczurów, manipulacje, jakim się dobrowolnie poddajemy... Te tematy poruszane były w wielu sztukach i filmach. Co zaciekawiło cię w "Metodzie"?

Piotr Łazarkiewicz: Gra, którą prowadzą bohaterowie. "Metoda" opowiada o castingu na wysokie stanowisko w wielkiej korporacji. Kandydaci przychodzą na spotkanie ijuż po chwili dowiadują się, że wśród nichjest osoba podstawiona przez firmę. A ich pierwsze zadanie toj ą rozpoznać. Tak zaczyna się ta psychodrama.

Psychodrama, która z powodzeniem mogłaby się rozegrać np. w jednej z firm w Warszawie...

- Bo "Metoda" wgruncie rzeczy jest bardzo realistyczna. Przecież wiele korporacji, aby zbadać przydatność ludzi do pracy, przekonać się, czy są lojalni wobec firmy, posługuje się podobnymi metodami: podglada pracowników, podsłuchuje, sprawdza billingi .itd. Do agencji reklamowych, wielkich redakcji zgłaszają się ludzie po studiach, inteligentni, błyskotliwi, którzy bezbłędnie posługują się różnymi konwencjami i cytatami z filmów Tarantino. Tym trudniej jest korporacjom dotrzeć do tego, co tak naprawdę jest w środku człowieka: przekonać się, czy ma zdolności przywódcze, czy nie cofnie się w momencie, kiedy trzeba będzie kogoś zwolnić, czy okaże się twardy, gdy będzie musiał zachować się bezwzględnie wobec pracownika, z którym być może łączą go emocjonalne więzi. Żeby się tego wszystkiego dowiedzieć, nie wystarczy krótka rozmowa i CV. Właśnie dlatego szefowie firm decydująsię na taki bigbrotherowski, półpornograficzny psychologicznie sposób badania człowieka. Kilka lat temu, kiedy "Big Brother" wchodził na ekranyjednej ze stacji telewizyjnych w Polsce, byliśmy wstrząśnięci, zniesmaczeni. Protestowaliśmy. Ale szybko się do tegojakoś przyzwyczailiśmy. Pojawiły się nowe reality show, które proponowały jeszcze bardziej wyrafinowane i bezwzględne metody zaglądania do wnętrza człowieka. Dziś nic nas nie dziwi. Oglądamy program, w którym trzeba przejść przez najbardziej dziwaczne testy, np. zjeść 5 kg dżdżownic. I uczestnicy robią to. Dlaczego? Bo chcą wygrać. Dwadzieścia kilka lat temu, kiedy studiowałem w Katowicach, rozmawialiśmy na zajęciach z Krzysztofem Kieślowsłdm o tym, że reżyser filmu dokumentalnego musi mieć w sobie pewien hamulec, aby wiedział, kiedy trzeba wyłączyć kamerę. Gdzie kończy się intymność, a zaczyna pornografia. Ta prawdziwa, niekoniecznie dotycząca nagości i seksu. Kiedy wkraczanie na intymny obszar człowieka staje się nadużyciem.

Dziś, kiedy telewizja podaje informacje, że z 10. piętra wypadło dziecko, reporter pokazuje nam plączącą matkę, a potem pytają: "Jak się pani czuje?". I nikogo to nie dziwi.

Bohaterowie "Metody" szybko orientują się, że są poddawani pewnemu niezdrowemu eksperymentowi, a jednak tkwią w tym. Dlaczego? Dlaczego godzimy się na takie traktowanie?

- Chcą zdobyć to stanowisko. Wiedzą, że inaczej wypadną z gry. Wiedzą, że wykształcenie i ciekawe CV to w dzisiejszym świecie za mało. I dlatego godzą się na to, aby firma sprawdziła ich w sposób bezwzględny. Tak samo jak ktoś, kto decyduj e się na udział w programie typu "Big Brother", nie dziwi się potem, że w łazience jest kamera.

Ale to nie są uczestnicy programu "Big Brother", tylko inteligentni, błyskotliwi ludzie ubiegający się o ważne stanowisko w firmie.

- Nie widzę różnicy między Frytką z "Big Brothera" a Kowalskim, który walczy o stanowisko w dużej korporacji. Oboje muszą zadać sobie podobne pytanie, czy będą umiel isię całkowicie odsłonić. W pierwszym przypadku dotyczy to ciała, w drugim duszy. Ale nie ma różnicy. Jedno i drugie jest swojego rodzaju burdelem. Może być to burdel cielesny albo duchowy, prostacki albo elegancki. Ale jego istota jest taka sama.

"Metoda" dotyka właśnie tego problemu.

- A przy tym jest fantastycznie napisana, trudnoją skrócić, usunąć jakiś fragment, bo jest tak precyzyjnie zakomponowana. Doskonały jest też jej polski przekład. Mam szczęście, że udało mi się namówić na udział w spektaklu fantastycznych aktorów: Marię Seweryn, Tomka Karolaka, Rafała Mohra i Łukasza Simlata.

Premiera odbędzie się w Teatrze Komedia, ale nie jest to taka typowa komedia, raczej czarna komedia albo, jak sam powiedziałeś, psychodrama.

- Myślę, że jest to i czarna komedia, i psychodrama, ale też i komedia. A może nawet przede wszystkim komedia. Ta pierwsza warstwa jest komediowa, mamy tu mnóstwo dowcipów sytuacyj nych i słownych wynikających z błyskotliwego odbijania piłeczki między rozmówcami. Autor w taki sposób zbudował tę sztukę, że ta pierwsza warstwa jest bardzo lekka, ale kiedy sieją trochę poskrobie, a można też skrobać już po przedstawieniu, to znajdzie się tam wiele poważnych myśli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji