Chaos w modzie
Nieszczęściem tego spektaklu jest materiał wyjściowy - chaotyczna sztuka Ewy Lachnit, której intryga utkana została ze ścinków problemów, ledwie naszkicowanych reakcji psychologicznych i konturów postaci, okraszonych (obowiązkowo?) cytatem z "Małego księcia". Trudno odmówić autorce szlachetnych pobudek - schizofreniczny tryb naszej współczesności, wypełnionej mieszaniną lęków, a dla wielu także brakiem perspektyw na przyszłość, na pewno zasługuje na odnotowanie nie tylko w gazetach. Bałagan narracyjny nie przysłużył się jednak słusznej sprawie; sztuka jest pretensjonalna i powierzchowna. Cóż miała z tym materiałem zrobić Natalia Koryncka-Gruz, reżyserująca "Złodziejki chleba" w Teatrze TVP? Przynajmniej uporządkować tworzywo i pogłębić problem, wykorzystując możliwości kamery. Sztuka nie bardzo sprawdziła się na scenie, mogła ją "poprawić" realizacja telewizyjna. Moim zdaniem nic z tego nie wyszło.
Przedstawienie składa się z obrazów akcji rzeczywistej i z projekcji myśli głównej bohaterki, czytającej listy kobiet wpędzonych w pułapkę kradzieży przez biedę. Owe cytaty - filmowane w monochromatycznej, niebieskawej poświacie - to jakby przeciwwaga dla rozterek Teresy, zatrzymującej się na progu samounicestwienia. Ale i pokarm dla jej silnej woli i odwagi, dzięki którym sama nieszczęśliwa, pomaga innym pokrzywdzonym. Kalejdoskop nieszczęść, jakie prezentuje każda z postaci sztuki jest jednak tak długi, że aż niewiarygodny. Jakoś byśmy to jednak znieśli, bo Danuta Stenka nawet rachunek z supersamu czyta fascynująco, więc rolę Teresy dowartościowała swoim talentem. Niestety, decyzją autorki Teresie przyszło mieszkać przez ścianę z niejaką Kingą, której Natalia Koryncka-Gruz kazała wyłącznie piszczeć i to na najwyższych tonach. Grająca tę rolę Małgorzata Kożuchowska jest aktorką o dobrej dykcji i dużym talencie, jakże musiała się więc namęczyć, by bełkot młodocianej alkoholiczki rzadko docierał do widza. To naprawdę kuriozalny zabieg, którego nic nie broni. Ze skrawków losu Mikołaja nie był w stanie niczego wykrzesać także Krzysztof Pieczyński. Nie wiem jaka była myśl interpretacyjna autorki tej realizacji i czemu miały służyć dziwactwa inscenizacyjne. Wiem, że postmodernizm to coś innego niż zestawianie różnych elementów bez ładu i składu.