Artykuły

Straszna wizja. Po premierze spektaklu "2007:Macbeth" w hali Waryńskiego

Kolejne w tym sezonie nadużycie, za które powinien ścigać prokurator. Tak jak "Romeo i Julia" na Torwarze, tak i "2007: Macbeth" w hali Waryńskiego to bezpodstawne żerowanie na Szekspirze.

Plonem mijającego sezonu w Warszawie są m.in. dwa halowe widowiska luźno powiązane z Szekspirem. Pierwsze z nich to musical "Romeo i Julia" Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy - widowisko, z którego bonmoty w stylu "Tybald, bez jaj!" (czyt. "Tybaldzie, nie mówisz prawdy!") weszły na stałe do słownictwa szczególnie złośliwych widzów. Drugie, to "2007: Macbeth" Grzegorza Jarzyny, które imituje amerykańskie filmy wojenne i w pierwszych minutach przynosi nawet uciechę, jaką daje oglądanie takich obrazków.

Szkocja wzięta

Zaczyna się od zadymy w sztabie generała Duncana, któremu jeden z podwładnych, Macbeth, odmawia wykonania rozkazu - powrotu do bazy - i samowolnie wypełnia niebezpieczną misję.

Zamaskowany żołnierz Macbetha spuszcza się głową w dół przez specjalny otwór do przedsionka meczetu, by ustrzelić czekającego już na to w drzwiach islamskiego wojownika. Wśród przerażających wybuchów, w językach ognia, przy wtórze charkotu dławiącej się od gazu publiczności jego dwóch modlących się właśnie towarzyszy spotka ten sam los.

Za ten wyczyn, zgodnie z przepowiednią wiedźm zredukowanych do jednej postaci skrytej za czadorem, otrzyma strefę Cawdor. Jego druhowi, Banko, przypada strefa Glamis. Przepowiednia, jaką kreśli sam Jarzyna, jest więc dużo straszniejsza od tej, którą Macbethowi podarowały wiedźmy. Lada moment, być może już w 2007, islam zaleje świat i amerykańskie wojska będą zmagać się z nim na terenie dzisiejszej Szkocji.

Mimo tak zabawnego, a zarazem trzymającego w napięciu początku, spektakl, który miał ożywić ponure wnętrze hali Waryńskiego, siada i nie wraca mu już energia z pierwszych scen. Jest w nim męcząca rozwlekłość, błąd, który odbiera widowisku całą urodę.

Malownicza krew

Jedyny, przykuwający jeszcze na chwilę uwagę moment to kolacja, na której zjawia się duch Banka i zasiadając na miejscu Macbetha, malowniczo zalewa się krwią. Tym samym odpowiada mu wstrząsany już przedśmiertnymi skurczami Macbeth.

Słabo wypada natomiast końcowa scena. Jak w reżyserskiej wprawce Jarzyna zderzył tu brutalny obraz Macduffa, odrzynającego łeb Macbethowi, z ckliwymi trelami Caetano Velosó śpiewającego "Cucurrucucu Paloma".

Nie ma w tym spektaklu uderzających kreacji aktorskich, bo też nie dla nich "2007: Macbeth" został obmyślony. Dlatego w roli głównej można było obsadzić Cezarego Kosińskiego. Szansy na zagranie Lady Macbeth nie zmarnowała Aleksandra Konieczna i w tym prostym, płaskim jak supernowoczesny kineskop, przedstawieniu stworzyła najciekawszą, mającą swój nerw, postać. Godnym jej partnerem okazał się Tomasz Tyndyk w roli Banko. Niestety, nie nagrał się, bo Bańko, jak chciał Szekspir, ginie zbyt szybko. Można by to zmienić. Czemu nie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji