Artykuły

Najpiękniejszy głos XX wieku

- Jego głos był pełen słońca, złota, radości, optymizmu. Był kwintesencją włoskiego belcanta. Mimo że XX wiek był erą wielkich tenorów, z Włoch pochodzili chociażby Enrico Caruso, Beniamino Gigli, Giuseppe Di Stefano, Mario del Monaco czy Franco Corelli, on był z nich najwspanialszy - Luciano Pavarottiego wspominają Sławomir Pietras, Bogdan Paprocki, Bernard Ładysz i Bogusław Kaczyński.

Był to najpiękniejszy głos w XX wieku - erze wielkich tenorów - tak o zmarłym w czwartek włoskim śpiewaku Luciano Pavarottim powiedział dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu, Sławomir Pietras. - Jego głos był pełen słońca, złota, radości, optymizmu. Był kwintesencją włoskiego belcanta. Mimo że XX wiek był erą wielkich tenorów - z Włoch pochodzili chociażby Enrico Caruso, Beniamino Gigli, Giuseppe Di Stefano, Mario del Monaco czy Franco Corelli - on był z nich najwspanialszy - ocenił. - Kariera Luciano Pavarottiego powiązana była na długo z karierami Jose Carrerasa i Placido Domingo. To właśnie ta trójka zdecydowała o prymacie sztuki tenorowej w naszych czasach - powiedział Pietras, który widział artystę wielokrotnie na scenie w La Scalli czy w Metropolitan Opera. Uczestniczył też w kilku jego megakoncertach w Niemczech, Austrii i Francji.

Luciano Pavarotti był tak magicznym śpiewakiem, że po kilku frazach, słuchającym go ludziom wydawało się, że stoi przed nimi piękny efeb, młodzieniec, italiański bożek, a przecież był to potężny mężczyzna o fizjonomii włoskiego mafiozo - zauważył dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu.

* * *

- Luciano Pavarotti miał łatwość śpiewania wysokich dźwięków. Właśnie ta cecha głosu zmarłego śpiewaka była jedną z przyczyn jego sukcesu - ocenił w rozmowie z PAP wybitny polski tenor Bogdan Paprocki. - To bardzo ważna cecha, tenor właśnie tymi górnymi rejestrami czaruje. On to robił z uśmiechem na ustach - wspominał Paprocki.

Według niego, Pavarotti wraz z Placido Domingo i Jose Carrerasem byli niekwestionowanymi gwiazdami opery. "Ta trójka się absolutnie wybijała. Dzięki współczesnym możliwościom, czyli przede wszystkim telewizji, mogli się zaprezentować całemu światu. Zasłużyli sobie na miano tych najlepszych - powiedział.

Jego zdaniem, płyty wydawane przez trzech śpiewaków oraz ich transmitowane w telewizji występy przyczyniły się do znaczącego wzrostu zainteresowania muzyką klasyczną. - Telewizja i sława dawała im takie możliwości, że nic nie musieli robić, tylko pięknie śpiewać - powiedział Paprocki.

* * *

- Jeden wielki smutek powstaje, bo przecież takiego głosu nie było i nie będzie - powiedział PAP w czwartek wybitny śpiewak operowy Bernard Ładysz na wieść o śmierci włoskiego tenora Luciano Pavarottiego. - Dziś mówić na temat głosu i śpiewania to nie ma sensu, bo cały świat śpiewa i mikrofon śpiewa. A to był mikrofon sam w sobie. To był człowiek, który miał mikrofon, miał duszę, miał serce, miał po pierwsze głos - ocenił Ładysz, o którym Pavarotti powiedział przed jedynym koncertem w Warszawie, w 1995 roku, że "jego bas nie ma sobie równych".

Ładysz zastrzegł, że nie tylko głos decydował o wielkości Pavarottiego. - Bo oprócz głosu trzeba być człowiekiem. Głosem można dać dużo albo nic nie dać. Głos dostaje się od natury. Ale to jest mało, trzeba mieć jeszcze wnętrze, serce, uczucie. Ten człowiek miał w sobie wszystko: głos, moc, siłę, potęgę, uczucie,

serce i dziesiątki innych rzeczy. To umarło, a jeżeli to umiera, to umiera wszystko - powiedział. - Kiedy umiera dobry aktor, to umiera wszystko, bo tego aktora czy tego śpiewaka nikt nie zastąpi" - zaznaczył Ładysz. - Na szczęście pozostały nagrania - dodał 85-letni artysta.

* * *

Krytyk muzyczny Bogusław Kaczyński wspomina zmarłego w czwartek włoskiego tenora Luciano Pavarottiego jako legendę XX-wiecznej opery, a jednocześnie ciepłego, kontaktowego człowieka. - To za mało powiedzieć, że Pavarotti był wielkim śpiewakiem światowej sceny operowej - on był legendą opery XX wieku. Łączył w sobie wszystkie niezbędne cechy wielkiej gwiazdy - piękny głos, zdumiewające opanowanie włoskiej szkoły belcanta i niepowtarzalną, kolorową osobowość. To wszystko w połączeniu dawało efekt najwyższej klasy mistrzostwa. Jego kreacje, tworzone na scenach całego świata, przeszły do historii muzyki operowej - powiedział Kaczyński.

- Widziałem go na wielu scenach. Jego role były nieskazitelne, wyjątkowo piękne. Pavarotti miał wręcz magnetyczny wpływ na publiczność - po wyjściu z opery mówiono zawsze właściwie tylko o nim. Tłumy ludzi z całego świata zjeżdżały się, aby oglądać jego kreacje artystyczne. Osobiście najbardziej cenię jego role w "Napoju miłosnym", "Tosce" i "Rigoletcie" - zaznaczył krytyk.

Według Kaczyńskiego, Pavarotti spopularyzował operę, występując na masowych koncertach w plenerze, organizowanych na stadionach i w parkach, np. w Hyde Parku w Londynie czy Central Parku w Nowym Jorku.

- Wielokrotnie z nim rozmawiałem. Śpiewanie traktował jak posłannictwo. Prywatnie był bardzo kontaktowy. Wbrew obiegowym opiniom o grymaśnych gwiazdach, on był bardzo ludzki, szalenie przystępny - wspominał Kaczyński. Krytyk przypomniał, że Pavarotti przyznawał się do inspiracji Janem Kiepurą, którego płyt słuchał podobno przez całe dzieciństwo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji