Artykuły

Siła dziecka na jednego

Sezon w Teatrze Dramatycznym rozpoczęła historia samotnego dziecka z ADHD. Nie każdy sobie poradził - o "Pipi Pończoszance" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie pisze Ewa Hevelke z Nowej Siły Krytycznej.

Pipi to symbol generacji 1945, z którym socjolodzy, antropolodzy i pedagodzy mają problem do dzisiaj. Jak traktować historię dziewczynki, która, nie chodzi do szkoły, nie zna podstawowych zasad współżycia w społeczeństwie, wymyśla niestworzone historie, za to świetnie odnajduje się w grupie rówieśników, imponuje im zaradnością, pomysłowością, wiedzą i zawsze kieruje się żelazną logiką?

Agnieszka Glińska - reżyser i Agnieszka Zawadowska - scenograf, za pomocą prostych środków, wyczarowały świat wzorowany na dziecięcych rysunkach. Nie ma tam niepotrzebnych sprzętów, zdobień i upiększeń, przy pomocy których dorośli przechwalają się swoją maestrią. Potrzebne są: dom Pipi z drugim oknem, przez które może wyglądać łaciaty koń, w środku stół, łóżko, jakiś kredens, krzesła i koniecznie łóżeczko dla Pana Nelsona. Inne sprzęty są wnoszone lub dyskretnie uprzątane. Reszta namalowana jest zmianą świateł, lampionami, barwą błękitną, czerwoną, zieloną, punktowym reflektorem. Proste, a genialne.

Świat kręci się na obrotowej scenie pokazując wnętrze domu, albo schematyczne zewnętrze pełne postaci narysowanych grubą kreską. Esencją dobrej pani z towarzystwa opieki nad sierotami jest Pani Prysellius (Agnieszka Roszkowska); Miłogost Reczek i Sławomir Grzymkowski są stróżami porządku, którzy pilnują by rowery karnie stawiano tam, gdzie zabroniono. Nauczycielka (Agata Kulesza) jest rozentuzjazmowana i przepełniona dobrymi chęciami. Draby (Marcin Dorociński i Krzysztof Ogłoza - Flip i Flap Dramatycznego) są wyjęci z gangu Olsena, a Silny Adolf - z XIX wiecznego plakatu "cyrk przyjechał!". Wśród nich biegają dzieci - rytmicznie i parami, jeśli są w szkole, albo każde na własną rękę, jeśli mają chociaż odrobinę swobody. Raz, obarczone są wyolbrzymionymi tornistrami i ławkami, które wnoszą do taktu.

Najlepsi przyjaciele: grzeczny Tomek (Waldemar Barwiński) i ułożona Annika (Agata Wątróbka) są pastelowo różni od kolorowo łaciatej Pipi (urodzona do tej roli Dominika Kluźniak). Wyprasowani, spieszą się pchani ciekawością, albo truchtają z tyłu, co chwila pokonując wyuczoną nieśmiałość. Widać w nich (szczególne brawo dla Barwińskiego) prawdziwe dzieciaki, a nie dorosłych w za krótkich gaciach.

Naprzeciw nich z zamaszystością "niczego się nie boję" stoją dwa sterczące warkocze na szeroko rozstawionych nogach, trzymają się pod boki ruchliwymi rękoma, szczerzą pewnym siebie uśmiechem. Kluźniak jest narwana, ale czasem zawiesi głos, albo koślawo spróbuje się przytulić, połasić. Zupełnie jak małe, wystraszone zwierzątko.

Całość jest pomyślana i zagrana wyraziście, kuglarsko przy dźwiękach jarmarcznej muzyki (autor: Sambor Dudziński). Pipi lata na fuglu, bandyci dyndają pod sufitem ku uciesze małych widzów. Wszyscy wykonują skomplikowane choreograficznie tupano-klaskane układy. W podskokach schodząc na widownię. Niemal dają się dotknąć. Tworzy się niedzielna atmosfera, przyjazna familijnemu spędzaniu czasu.

"Pipi Pończoszanka" jest spektaklem, który dzieci oglądają z zaciekawieniem, prócz nużącej sceny drewnianego ataku histerii mamy Settergen (Joanna Sydor - szkoda), który sprowadził się jedynie do spazmatycznego rozpuszczenia włosów, estetycznego pobrudzenia ich kremem i westchnień zdesperowanej żony. Dla mniejszych to przede wszystkim opowieść o dziewczynce, która kłamie, ale uchodzi jej to na sucho, terroryzuje przestępców, ale w samoobronie (zupełnie ich nie dziwi, że robi to przy pomocy tańca); ma mamę, ale w niebie i tatę (Krzysztof Stelmaszyk), ale w pirackim rejsie (oboje pokazują się widzom w śnie córki i wyglądają jak para hipisów w narkotycznym widzie). Poza tym, wymyśla śmieszne historie i umie się bronić przed złymi ludźmi, którzy niczego nie rozumieją i w ogóle nie chcą jej słuchać.

Dla dorosłych to historia skrajnie samotnej półsieroty, z ojcem w bardzo długiej delegacji, która żyje na własny rachunek i próbuje wytłumaczyć sobie świat według nie zawsze wygodnego logicznego rachunku - czarne to czarne, a białe to białe. Rzeczy nazywa po imieniu i zadaje najprostsze pytania, którymi rozbija ład społeczny. Po co dodawać pięć do siedmiu? Zastanówmy się lepiej, czy w ogóle istnieje odważny, który za jednym zamachem zje dwanaście jabłek! Po co kłaść na torcie wisienkę? Czy tylko po to, żeby ładnie wyglądała?

Wniosek: nie da się pogodzić świata młodszych i dużo starszych. W procesie dorastania dziecko zatraca naturalność, bezpośredniość, samodzielność. Zaczyna się uzależniać od rachunków, liter, innych ludzi. Umie się obronić przed złem tylko za pośrednictwem porządkowego i znajduje sobie wąską specjalizację w wybranej technice zdobienia tortu. A kiedy ktoś udowadnia brak przydatności owoców na ciastku - traci się sens bycia. Bezradność ludzi wobec istnienia prawdy niedorzecznej została zaznaczona przez Agnieszkę Roszkowską. Pani Prysellius może tylko zanieść się nienaturalnym śmiechem i zacząć kicać jak żaba. Okazuje się bowiem, że tata pirat jednak wyskoczył ze skrzyni na owies, jak diabeł z pudełka i jest jeszcze bardziej narwany niż córka. Zacumował statek w teatrze, na balkonie I piętra i wywiesił czarny żagiel z trupią czaszką.

W każdym fałszu jest ziarno prawdy - trzeba tylko sprawnego ucha, żeby tę prawdę usłyszeć i bardzo dużo dojrzałości, by ją wydobyć. A jeśli człowiek jest tylko dorosły, z przerażeniem zacznie krzyczeć, gdy własne dziecko mu oświadczy: "Pipilotta Viktualia Pirandella Złotmonetta Pończoszanka to ja".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji