Artykuły

Żeby ludzie pękali ze śmiechu

- Można z tego tekstu zrobić farsę, można zrobić dramat w stylu Ibsena, ale nam zależy na tym, żeby to była komedia - mówi KARINA PIWOWARSKA, reżyser "Gąski" w Teatrze Polskim w Poznaniu.

Premiera Gąski Nikołaja Kolady jutro o godz. 19 w Teatrze Polskim. Spektakl reżyseruje Karina Piwowarska. To drugie przedstawienie w jej zawodowej karierze.

Ewa Obrębowska-Piasecka: Jest 5. rano w prowincjonalnym miasteczku. Do pokoju w hotelu robotniczym, gdzie mieszka młoda aktorka, wpada stara aktorka i robi awanturę. Ku swemu zdziwieniu w łóżku młodej aktorki widzi...

Karina Piwowarska: Nie! Tego nie wolno mówić!

No dobrze, nie powiem. Ale powiedz, co może być interesującego w takiej banalnej sytuacji dla młodego, zdolnego reżysera?

- Jak to co? To stara jak świat afera łóżkowa, której rozwój i finał można oczywiście przewidzieć, ale za to jest świetnie napisana, ma uroczo przerysowane postacie i rosyjską duszę. Jest nad czym pracować. Zapewniam. Można z tego tekstu zrobić farsę, można zrobić dramat w stylu Ibsena, ale nam zależy na tym, żeby to była komedia.

Co Cię urzekło w tym tekście? Znalazłaś w nim jakieś drugie dno? Jakiś podtekst? Jakieś przesłanie?

- Moim marzeniem jest zrobienie śmiesznego spektaklu. Nic więcej. Naprawdę. Takiego, żeby ludzie przychodzili na niego po trzy razy i pękali ze śmiechu. Ciężki dramat o szarpaniu duszy to nic w porównaniu z komedią. To jest dopiero wyzwanie; szalenie trudne dla kogoś tak niedoświadczonego jak ja, ale - na szczęście - mam doświadczonych aktorów.

Mało kto się dziś na poważnie zajmuje rozśmieszaniem. A jeśli już, to przeważnie za pomocą najtańszych chwytów.

- Ja stawiam na środki proste i od wieków sprawdzone w teatrze. One są szlachetne - jak farby olejne na obrazie. Niczego nie trzeba udziwniać. Wystarczy człowiek i trochę światła. Nikt przecież nie dogoni w teatrze możliwości montażu amerykańskiego filmu. Telebimy na scenie stały się zbyt modne...

W Twoim spektaklu nie będzie żadnej projekcji filmowej?

- Nie.

To brzmi jak prowokacja!

- Mój Kufehek, zrealizowany w Wałbrzychu, został oceniony jako szalenie nowatorskie przedstawienie. Uśmiałam się, bo tam nie było nic nowatorskiego, nie chciałam niczym zaskakiwać, skupiłam się po prostu na tym, co teatralne. Gąska napisana jest jak libretto i bardzo przypomina operę. Wszyscy się tu kłócą. Awantura wznosi się na coraz wyższe piętra. Ale pojawiają się też stany melancholii. Wtedy wychodzimy na moment z komedii i wchodzimy w lirykę.

A Ty wychodzisz czasami z teatru?

- Rzadko. Zajmuję się moimi papugami. Nie oglądam telewizora, bo go nie mam. Jest radio. Źle odbiera, ale i tak słychać, że podaje przerażające informacje...

Bo źle się dzieje na świecie.

- Źle. Dlatego właśnie robimy komedie... W finale będzie taka scena...

Nie mów! Niech widzowie mają niespodziankę.

- Dobrze. Nie powiem.

Karina Piwowarska o sobie:

Postanowiłam pięć lat temu zdawać do szkoły teatralnej w Krakowie, żeby mieć zajęcia z księdzem Tischnerem i Krystianem Lupą. Teatr wziął się z tego, że obejrzałam spektakle Georgio Strehlera - takie klasyczne, takie nienowatorskie - i mnie poraziły, podcięły mi nogi. Wcześniej chciałam być malarzem, zdawałam na okrągło na ASP - na wszystkie możliwe kierunki; w tym czasie studiowałam na uniwersytecie. Do szkoły teatralnej dostałam się z głupia frant, potem przerobili mi osobowość na lepszą. Miałam same dwóje, czasem jakąś dobrą ocenę, ale przeważnie wciąż zdawałam poprawki... I miałam zajęcia z Lupą, Grabowskim, Ziołą, Bradeckim... Mnóstwo spotkań ze wspaniałymi ludźmi. Bo teatr dla mnie to przede wszystkim spotkania z ludźmi. W teatrze nie ma granic między nikim i niczym. Debiutowałam w lutym u Piotra Kruszczyńskiego w Wałbrzychu Kufehkiem Jana Purzyckiego. To wszystko."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji