Artykuły

Zbyszko z Międzyrzeca

- Kiedy zaproszono mnie z tekstem roli [Zbyszka z Bogdańca w "Krzyżakach" w reż. Aleksandra Forda] na Łąkową do Łodzi, byłem tak zdenerwowany, że nie mogłem powiedzieć ani słowa. Pierwsza próba wypadła fatalnie. Ford jednak nie rezygnował i zaprosił mnie na kolejną do Warszawy - mówi warszawski aktor, MIECZYSŁAW KALENIK.

W latach 60. i 70. szalały za nim nastolatki. Po roli Zbyszka z Bogdańca stał się bowiem ucieleśnieniem najpiękniejszych cech przypisywanych mężczyźnie. Był przystojny, rycerski, silny, wierny w miłości i każda kobieta w jego towarzystwie mogła się czuć bezpieczna. Do dziś wspomina tę rolę z rozrzewnieniem, będąc na emeryturze i pojawiając się czasem na scenie Teatru Polskiego w Warszawie, do którego przed laty zaprosił go Kazimierz Dejmek.

Kiedy Aleksander Ford przygotowywał "Krzyżaków", wielu młodych aktorów marzyło o roli Zbyszka z Bogdańca. Ja musiałem zrezygnować z marzeń, bo przeczytałem, że ma ją zagrać Bogusz Bilewski. Jednak los zadecydował inaczej - mówi Mieczysław Kalenik. Kiedy zaszedłem do Klubu SPATiF, zobaczyłem trzech panów z ekipy filmu. Jeden z nich, kierownik produkcji, dowiedziawszy się, że jestem aktorem, zaprosił mnie na krótką rozmowę z Fordem. Ten, przyglądając się mi uważnie, zapytał, czy zechciałbym zagrać w "Krzyżakach". "Kogo miałbym grać?" - zapytałem. "Na przykład Zbyszka z Bogdańca". Nie wierzyłem własnym uszom. Okazało się jednak, że kandydatura Bogusza nie jest przesądzona. Kiedy zaproszono mnie z tekstem roli na Łąkową do Łodzi, byłem tak zdenerwowany, że nie mogłem powiedzieć ani słowa. Pierwsza próba wypadła fatalnie. Ford jednak nie rezygnował i zaprosił mnie na kolejną do Warszawy. Zdjęcia zaczęły się w sierpniu 1959 roku i trwały do listopada, potem były ujęcia w atelier. Najbardziej bałem się walki z niedźwiedziem. Myślałem nawet, że jak mnie pokona, trzeba będzie zrobić nagłe zastępstwo. Na szczęście nie było tak źle. 16 lipca 1960 r. na polach Grunwaldu odbyła się premiera, druga, na której ja byłem, miała miejsce w Moskwie.

Mieczysław Kalenik przyznaje, że tak bardzo zrósł się z bohaterem "Krzyżaków", iż przez wiele lat nie dostawał w kinie żadnej znaczącej propozycji. Bardzo ucieszyła go kolejna propozycja Forda, czyli postać Otta w "Pierwszym dniu wolności".

- Po tej roli jedna z pań dała mi najpiękniejszą recenzję. "Nigdy nie przypuszczałam, że szarmancki mężczyzna potrafi być takim chamem i gwałcicielem".

Potem było wiele ról epizodycznych. Większe zagrał m.in. w filmach: "Smarkula" Leonarda Buczkowskiego (1963), "Noc generałów" Anatole'a Litvaka (1967, produkcja brytyjsko-francuska), "Paryż - Warszawa bez wizy" Hieronima Przybyła (1968, główna rola męska), "Hrabina Cosel" Jerzego Antczaka (1968). Ciekawostką był "Wódz Indian - Tecumseh" w reż. Hansa Kratzerta (1972, produkcja NRD).

- Jedną z najnowszych ról i trzecim spotkaniem z Andrzejem Wajdą był Stolnik w "Panu Tadeuszu". To był zaledwie epizod, a jednak musiał zapaść w pamięć widzom, bo wciąż jestem o niego pytany - mówi aktor. Od lat wielką pasją Mieczysława Kalenika jest teatr. Zaczynał od cieszącego się ogromnym powodzeniem musicalu "Pocałuj mnie, Kasiu" wg "Poskromienia złośnicy" w warszawskiej Komedii. Potem przez wiele lat towarzyszył teatrowi Kazimierza Dejmka. Zarówno w Teatrze Narodowym, jak i Polskim w Warszawie. Do dziś właśnie Dejmka uważa za swego mistrza. Jest mężem pisarki i publicystki Wiesławy Czapińskiej i chętnie powraca do swego rodzinnego Międzyrzeca.

Na zdjęciu: Mieczysław Kalenik w "Krzyżakach" w reż. Aleksandra Forda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji