Artykuły

Warszawa Europejska Stolicą Kultury?

Pytanie, czy Warszawa ma szansę być Europejską Stolicą Kultury, jest źle zadane albo po prostu podchwytliwe. Warszawa bowiem jest stolicą kulturalną Polski, choćby z powodu spuścizny po centralizacyjnym układzie władzy i środków, który dotyczył także kultury. A zatem jest jedną ze stolic kultury europejskiej na co dzień. Pytanie, jak wypada w tej roli, jest czymś zupełnie innym - pisze Piotr Gruszczyński w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

O tytuł Europejskiej Stolicy Kulturalnej powinny ubiegać się miasta niemające przywileju rzeczywistej stołeczności, których oferta kulturalna jest bardzo atrakcyjna, ale mało znana lub nieznana wcale. Więc Warszawa nie powinna ścigać się z Toruniem, tak samo jak Kraków nie powinien odbierać innym szansy, zresztą tylko po to, żeby urządzić kolejną nieznośną cepeliadę na wzór 750. urodzin miasta. Nie zmienia to jednak tego, że w Warszawie jest sporo rzeczy do zrobienia, choćby w celach psychoterapeutycznych. Warszawa ma kompleksy, które pokrywa manią własnej wielkości.

Warszawa ma szansę przede wszystkim wykorzystać swoje pomostowe położenie między Berlinem i Moskwą. Opowiada się o tym od dawna i bez końca, ale niewiele z tego wynika. Zdaję sobie sprawę z obiektywnych trudności i ogromu wysiłku, jaki trzeba by w to włożyć. Ale rezultat byłby tego wart. Warszawa jako europejski "meeting point". Brzmi nawet lepiej od europejskiej stolicy kultury, ma w sobie coś trwałego i nie kryje się za tym żaden festyn, tylko porządna i strategiczna praca.

Kilka lat temu byliśmy świadkami przeprowadzki do Warszawy najlepszego polskiego teatru, który tradycyjnie rezydował na przykład w Krakowie. To było wielkie warszawskie szczęście, że panowie Jarzyna i Warlikowski zdecydowali się tu właśnie robić swoje spektakle, korzystać z dziwnej i nieoczywistej energii Warszawy. Zresztą, przylgnięcie Krystiana Lupy do Teatru Dramatycznego, do którego zaprosił go Piotr Cieślak, też było szczęśliwym zdarzeniem, które wcześniej wydawało się niemożliwe. Warszawa zyskała nową siłę teatralną i nadal jest miejscem wysokich teatralnych napięć. Ale czy ta sytuacja została należycie wykorzystana?

W sfilmowanym spektaklu Grzegorza Jarzyny "Macbeth: 2007" pojawia się informacja o hali Zakładów Waryńskiego przy ulicy Kolejowej, która została zburzona tydzień po zakończeniu zdjęć do filmowej wersji przedstawienia. Zresztą zburzenie hali uniemożliwiło pokazywanie tego spektaklu. Takich miejsc jak ta hala jest więcej, choć nie bardzo dużo, i choćby z tego powodu przestrzenie postindustrialne w Warszawie powinny być szczególnie chronione. Ale nie są. Bo bardziej opłaca się sprzedawać dobrze położone grunty pod zabudowę komercyjną. Chwała Bogu, udało się wygospodarować przestrzeń dla teatru Krzysztofa Warlikowskiego. Obawiam się jednak, że teraz przez lata to posunięcie będzie listkiem figowym władz. A tymczasem potrzeby są znacznie większe. Niedawno TR Warszawa odwiedzili przedstawiciele festiwalu organizowanego w Zagłębiu Ruhry. Z dumą wręczyli nieduży katalog zawierający postindustrialne obiekty przygotowane do prezentowania działań artystycznych. Przestrzenie fantastyczne, świetnie wyposażone. Możemy tylko zazdrościć.

Inną niewykorzystaną teatralną szansą Warszawy jest brak festiwalu teatralnego, który nie tylko pozwalałby warszawiakom oglądać najciekawsze spektakle powstające w mniejszych ośrodkach, ale przede wszystkim pozwoliłby selekcjonerom ze świata w krótkim czasie (ci ludzie są bardzo zajęci!) zobaczyć to, co w polskim teatrze najlepsze. Polski teatr ma bardzo dobrą opinię za granicą, więc dlaczego Warszawa nie organizuje festiwalu, który by go promował? Wiele krajów urządza podobne imprezy i zabiega o przyjazd najważniejszych dyrektorów festiwali ze świata. A my mamy festiwal, na którym rządzi publiczność warszawska i przyznaje w głosowaniu bezwartościową, bo pozbawioną prestiżu i znaczenia nagrodę. A przecież na takim festiwalu zyskałaby też Warszawa. Tymczasem najlepsza prezentacja polskiego teatru odbywa się co dwa lata na festiwalu Dialog we Wrocławiu. Szkoda. Bo w ten sposób rozmaite szanse wyciekają między palcami. Warszawa jest miastem uprzywilejowanym i właściwie bez wielkiego wysiłku powinna zdobywać tytuły stolic europejskich i inne promocyjne naklejki. Samym teatrem można wiele zdziałać, a przecież teatr to tylko część potencjału kulturalnej Warszawy.

A czego chcą mieszkańcy Warszawy? Wystarczy pójść do słynnego już Dotleniacza na plac Grzybowski. Prosty i niezbyt kosztowny pomysł okazał się tak trafiony, bo tworzy żywe miejsce. Meeting point. Warszawie najbardziej potrzeba życia w przestrzeni miejskiej, a tego nie stworzy się decyzjami administracyjnymi i deklaracjami, tylko codzienną pomysłowością i pracą. Sztuka i kultura mogą w tym pomóc i uwolnić Warszawę od rosnącego monopolu centrów handlowych będących najpowszechniejszym sposobem spędzania życia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji