Artykuły

Performanse tożsamości

III edycję Brave Festival Zatopione pieśni we Wrocławiu podsumowuje Mirosław Kocur w Teatrze.

Działalność artystów rdzennych jest w swej istocie praktykowaniem własnej kultury, służbą ku zachowaniu tożsamości lokalnej. Na Tajwanie trzynaście rdzennych ludów, uznanych oficjalnie przez rząd, od lat walczy o zachowanie własnej tożsamości w obliczu bezwzględnej inwazji kultury Chin. We Wrocławiu wystąpili członkowie jednego z takich właśnie plemion - Bunun. Wspaniałe pieśni polifoniczne, oparte na czterech podstawowych dźwiękach, były dojmującym świadectwem odrębności kulturowej ludzi, którzy takie utwory potrafią skomponować i wykonać. I zapamiętać! "Pasibutbut" ma podobno kilka tysięcy lat. Jest to pieśń liturgiczna, wykonywana każdego roku w lutym, przed okresem zasiewów. Sprzyja obfitym żniwom. Jej wykonanie wiąże się z wieloma restrykcjami. "Pasibutbut" mogą śpiewać tylko dorośli mężczyźni o czystych sercach. Musi ich być co najmniej ośmiu. Stają wkoło, w odpowiednim porządku, i poruszają się w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara. Śpiewają tylko cztery podstawowe dźwięki, ale w taki sposób, że słychać tych dźwięków osiem. Grzegorz Bral, pomysłodawca i dyrektor festiwalu, wyjaśnił mi, że członkowie plemienia Bunun wykształcili unikalną technikę produkowania alikwotów naturalnych. Ich wokalizy zwielokrotniają się o dźwięki dodatkowe, które słychać, choć nikt ich nie wykonuje. Potęga "Pasibutbut" rozwibrowała żydowską Synagogę pod Białym Bocianem, bo tam występowali. Ekumenizm jest częścią tożsamości plemienia z Tajwanu. Pod koniec lat czterdziestych w kilku tradycyjnych pieśniach wymienili imię" starego boga na "Jezus".

Mocnym świadectwem trwania przy własnej tożsamości był występ sześciu Berberyjek z Maroka. One także należą do kultury zagrożonej wyginięciem. Przybyły z miasta Tourdant, leżącego w górach Atlas i otoczonego wysokim murem. Może dlatego zdołały się oprzeć arabskiej asymilacji i zachować własny, odrębny język i sztukę. Ich śpiew to zbiorowy krzyk. Frazy powtarzane są monotonnie, jak w transie, choć kobiety zachowują pełny spokój i coś w rodzaju żartobliwego dystansu do wykonywanych przez siebie pieśni. Tym większe wrażenie wywołuje bogactwo struktury rytmicznej tej muzyki. Każda z wykonawczyń ma inny bębenek, domowej roboty, i wygrywa na nim własną, osobną od innych ścieżkę rytmiczną. Suma tych dźwięków ma moc koncertu rockowego. Co jakiś czas lekko puszysta Berberyjka odkłada bębenek, by z wielkim dostojeństwem i rozbrajającym uśmiechem ruszyć do tańca. Wykonuje zawsze takie same kroki do synkopowanych rytmów wystukiwanych przez równie puszystą koleżankę w zawrotnym tempie i z potężnym impetem. Taniec kończy olbrzymimi skokami na dwóch nogach. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego. Zapierało dech!

Fascynujący dialog z tradycją zaproponował żeński kwintet z Sardynii, Teatro Actores Alidos. Kobiety brawurowo odśpiewały serię pieśni polifonicznych, których wykonanie jeszcze do niedawna zastrzeżone było wyłącznie dla mężczyzn. Przepiękne głosy, anielskie harmonie, pełne uroku i dowcipu ozdobniki teatralne świadczyły o znakomitym opanowaniu rzemiosła. Dramaturgię występu pogłębiało wspaniale wnętrze kościoła św. Marii Magdaleny, gdzie odbywał się ten niezwykły koncert.

Bardzo trudno być artystą rdzennym. Trzeba sporo umieć. Ale niekiedy potrzebne są też talenty wrodzone. Niewielu ludzi na świecie potrafi wyprodukować naturalne ali-kwoty. Nie wiadomo też, w jaki sposób wydają dźwięki starsze panie z ukraińskiej wsi Stari Koni na Polesiu. One same też nie potrafiły tego wyjaśnić. Liderka czteroosobowego zespołu, Domynika Chekun - fenomenalna śpiewaczka obdarzona niezwykle wysokim, mocnym głosem - miała tylko jedną radę: "Trzeba śpiewać na czczo, bo człowiek jest wtedy lżejszy".

Byłe republiki Związku Radzieckiego obfitują w naturalne talenty i lokalne wspólnoty, które - pomimo sowietyzcji - zachowały kulturową odrębność. Dostojni Gurowie przybyli na wrocławski festiwal z zachodniej Gruzji. Sławna kaukaska wielogłosowość w ich wykonaniu zabrzmiała zaskakująco bogato i delikatnie. Niezwykle wrażenie robiły ozdobniki w głosie najwyższym, zwane krimanczuli, a przypominające jodłowanie. Przepiękne skomplikowane polifonie wykonywane były głosami naturalnymi, nietemperowanymi, co skutecznie wzbogacało dynamikę pieśni. Trzeba usłyszeć "Suliko" w wykonaniu sześciu mężnych mieszkańców Guni - każdy miał u pasa sztylet - żeby zrozumieć, dlaczego Stalin płakał, kiedy Gruzini śpiewali mu tę pieśń miłosną.

Szamanka Chyskyyrai (prywatnie Valentina Romanova) brawurowo wykonała jakuckie eposy, dając przy okazji wielką lekcję pokory. Na półtorej godziny powierzyła swoje ciało i głos we władanie syberyjskich demonów, herosów, ludzi i zwierząt. Jej gardło dokonywało karkołomnych akrobacji wokalnych: szeptała, mlaskała, krzyczała, jodłowała, śpiewała głosem to delikatnym, to potężnym, warczała, charczała. Jej ciało bywało opętane przez dziewczynki, starców, groźne bóstwa, kokietki, mężczyzn. Niezwykły monodram odegrany został z pełną świadomością występu estradowego. Chyskyyrai na scenie bardziej przypominała Bjórk niż szamankę z Syberii. Nie udawała, że odprawia autentyczny rytuał, choć na wszelki wypadek naprawdę oczyściła przestrzeń kościoła św. Katarzyny, paląc trociczki i łój. Kolejne techniki wokalne demonstrowała bez taryfy ulgowej, z pełnym zaangażowaniem. Towarzyszył jej, z absolutną wręcz pokorą, znakomity perkusista Stanislav Parfienov. Entuzjazm młodej widowni był równie szczery. Dziękując za oklaski, trzydziestosześcioletnia szamanka zaimprowizowała przepiękną pieśń o swojej wsi, o zmarłych rodzicach, o ukochanej córce i o tym, jak bardzo jest szczęśliwa, mogąc żyć.

Największy gwiazdor festiwalu, AJim Qasimov [na zdjęciu], również urodził się w byłej republice radzieckiej. Qasimov to Azer. Jemu także sztuka pomogła odkryć i umocnić własną tożsamość. Artysta kończy w tym roku pięćdziesiąt lat. Ponad dwie trzecie życia spędził w ZSRR, ale nigdy nie nauczył się mówić dobrze po rosyjsku. Dziś to jeden z "największych śpiewaków na świecie", jak go niedawno ochrzcił wybitny francuski muzykolog Jean During. Qasimov obdarzony jest unikalną barwą głosu i niezwykłymi możliwościami wokalnymi. Techniki uczył się cztery lata u azerbejdżańskich mistrzów mugam. Fest to rodzaj muzyki improwizowanej o swobodnej strukturze rytmicznej. Improwizacja w mugam nie polega jednak na rozwijaniu podstawowego tematu, jak to się często praktykuje w jazzie. Solista - czy to pieśniarz, khanande, czy instrumentalista - od początku do końca utworu tworzy własną, oryginalną linię melodyczną. Operuje z góry ustalonymi grupami dźwięków, wzbogacając je o niezwykle bogate ozdobniki. Qasimov do mistrzostwa opanował zangula, wokalne wibracje. Skala siedmiu interwałów diatonicznych uzupełniona jest o dodatkowe interwały chromatyczne. Taki rodzaj muzyki znakomicie nadaje się do wyrażania silnych emocji. Wrocławski koncert wypełniły tradycyjne pieśni miłosne. Śpiewacy - Qasimov i jego córka Fargana Movlamova - akompaniowali sobie na tamburynach duff. Towarzyszyli im czterej wyśmienici muzycy. Ali Asgar Mammadov na lutni tar z długą szyjką i dodatkowymi strunami burdonowymi, Rauf Islamov na pionowo trzymanych, spiczastych skrzypcach kamancha, fenomenalny perkusista Natig Shirinov na kotle nagara oraz Rafael Asgarov na piszczałce balaban. Najpiękniej zabrzmiały w ich wykonaniu długie suity muzyczne, w ramach których pieśniarze wiedli niekończące się dialogi miłosne. Qasimov z wielką pasją angażował w swój śpiew całe ciało, Fargana, gruntownie wykształcona, śpiewała silnym, czystym głosem, pozbawionym ozdobników, bez zbędnej gestykulacji czy mimiki, niemal statycznie. W azerbejdżańskiej poezji miłość kojarzona jest z wiosną, ogrodem i kwitnieniem. Gul, kwiat, symbolizuje kobietę, bulbiil, słowik, to mężczyzna.

Hzr seuimli giilun óz aęhiąi, z bulbulii var,

Mm da bir bulbiilum óz ganceń hamdatni tar.

"Każdy śliczny kwiat ma pieśniarza, słowika,

Jestem tym słowikiem, który szybuje wokół

pączka [róży]".

Swobodna struktura rytmiczna suit sprawia, że utwory w połowie jakby się rozsypują, popadają wchaos. Melodie ani się nie zaczynają, ani nie kończą. Zachodnia muzykologia nie wykształciła narzędzi do rozumienia takiej muzyki. Do dziś trwają spory nad opisaniem zasad mugam.

Wszyscy artyści rdzenni zaproszeni w tym roku do Wrocławia nagrywają płyty, odbywają tournee, wielu ma własne strony internetowe, uczą swoich technik podczas licznych warsztatów, bywają bohaterami poważnych prac naukowych i monografii. Ich sztuka dawno wykroczyła poza naturalne konteksty geograficzne czy etniczne. Gruzińskie polifonie, jakucki epos czy azerbejdżański mugam wpisano na światową listę dziedzictwa niematerialnego UNESCO. We Wrocławiu artyści często nie wyjaśniali tego, co robią. Prezentowali przekaz czysty, bez komentarza, odarty z turystycznego sentymentalizmu. Młoda publiczność, która zdecydowanie przeważała na widowni, odbierała występy entuzjastycznie. Można się było dokładnie przyjrzeć bardzo różnym technikom artystycznym i praktykom tożsamościowym, a nawet wybrać coś dla siebie. Studenci wydziałów humanistycznych wrocławskich uczelni coraz częściej piszą prace o egzotycznych sztukach performatywnych i praktykach kulturowych. Wielu młodych ludzi uprawia te techniki na co dzień, jako element własnej tożsamości. Nie po to jednak trenują, żeby popisywać się przed innymi, ale żeby wzbogacić samych siebie. Brave Festival pokazuje alternatywne sposoby życia, a każdy z innego kosmosu. Pięknych czasów dożyliśmy!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji