Artykuły

Melodramat o wariacie

Czytając dziś "Idiotę" Dostojewskiego, na podstawie którego re­alizuje pan "Księcia Myszkina", trudno nie zauważyć, że niektóre partie powieści przypominają tele­wizyjne opery mydlane. Mamy czworokąt miłosny, aferę spadko­wą, sekretne listy i spotkania, przepowiadacza apokalipsy, kradzież pieniędzy, chorobę psychiczną. Wy­korzystał pan tę aurę powieści w swoim przedstawieniu, czy też po­minął ją wymownym milczeniem?

Grzegorz Jarzyna: Pod pewnym względem "Idiota" przypomina sen­tymentalną, melodramatyczną po­wieść. Mimo to nie mogłem pomi­nąć scen przekazywania listów, se­kretnych spotkań w parku na ławeczce ani też wydarzeń związa­nych ze spadkiem. Choć tak bardzo pasują do opery mydlanej, ważniej­sze było to, że zmieniają sposób my­ślenia Myszkina. Moim zadaniem było więc przedstawienie scen ocie­rających się o melodramat w innym, wyższym wymiarze. Główny pro­blem z operą mydlaną polega prze­cież na nieprawdziwie, powierzchow­nie zagranych rolach, naiwnych środkach wyrazu i złej reżyserii. Pracuję nad stworzeniem iluzji auten­tyczności ludzkich doznań. Ale po­zostaje kwestia samego Myszkina, który wyraża swe myśli naiwnie, wprost. Na tym polega jego istota.

Kim jest dla pana bohater Dostojewskiego?

Kiedy mając kilkanaście lat, pierwszy raz przeczytałem "Idiotę", buntowałem się przeciwko zakłama­niu świata, z którym walczy Myszkin. Zafascynowała mnie postać tego ide­alisty. Byłem przekonany, że trzeba postępować właśnie tak jak on. To by­ło związane z okresem dojrzewania. Teraz pogodziłem się z myślą, że czło­wiek taki jak Myszkin nie może sobie znaleźć miejsca w naszym świecie. Może się odnaleźć tylko w klasztorze, pustelni, zakładzie psychiatrycznym. Ale na pewno nie może, na co zdecy­dował się bohater Dostojewskiego, egzystować w towarzystwie. To wy­maga udziału w grze bądź też ulega­niu konwenansom, które są wymy­ślone przez rodzinę albo wymuszone narodową tradycją, religią.

Nie zgadza się pan chyba jednak z myślą "Nastazji Filipowny", adaptacji "Idioty" w reżyserii Andrzeja Wajdy, że Myszkin chcąc czynić do­bro jak Chrystus, wywołuje zło i unieszczęśliwia ludzi.

Mój odbiór Myszkina jest pozytyw­ny. Bardziej interesowała mnie postać księcia i jego porażka, niż to, czy wy­rządza komuś krzywdę. Oczywiście to, co powiedział Wajda, jest prawdą. Myszkin poprzez swoje idealistyczne postępowanie unieszczęśliwia inne osoby w szczególności zaś Agłaję i Nastazję Filipownę. Nie kładę jednak na to akcentu w moim przedstawieniu.

Jeśli interesuje pana idealizm Myszkina, powinny pana również interesować jego negatywne skutki.

Zamierzam pokazać konflikt księcia z rzeczywistością i podtrzy­muję to, co powiedziałem, że tacy jak on mogą żyć tylko w samotności bądź w zakładzie psychiatrycznym. Ale w moim spektaklu przede wszystkim chcę pomarzyć razem z Myszkinem. Najważniejsze są dla mnie jego utopia i marzenia. W Myszkinie nie ma cienia fizyczne­go pociągu do kobiet. Tak naprawdę nie jest ważna Agłaja i Nastazja Filipowna, ale idea piękna, jakie one reprezentują. Tymczasem one kochają jak kobiety, a nie jak abstrakcyjne duchy. Na tym polega paradoks sytu­acji Myszkina.

To jest złym człowiekiem, czy nie jest?

Myszkin nie ma świadomości te­go, co robi. Jest rzeczywiście idiotą. Wariatem. Ale może właśnie dlate­go, jak mało który człowiek, za obco­wanie z pięknem i dobrem godzi się zapłacić najwyższą cenę. Nie przez przypadek Chrystus to najważniej­sza postać dla Myszkina. Mimo że ukrzyżowany, broczący krwią, jest największym symbolem piękna. Bo poświęcił się dobru.

Dlaczego chce pan marzyć z kimś, kto musi skończyć chorobą psy­chiczną?

Zgadzam się z Myszkinem, że "świat zbawi piękno".

Książę chwali sobie epilepsję. Mó­wi, że jest to co prawda choroba, ale pozwala odczuć piękno i harmonię. Zgadza się pan z tymi słowami?

Myszkin mówi więcej. W czasie epilepsji doświadcza Boga, boskie­go światła. To trwa sekundę, ale warto dla niej żyć. Tęsknimy za ta­kim spełnieniem we współcze­snym świecie. Taka jest przyczyna naszych wypraw na Wschód, piel­grzymek na Górę Kalwarię czy na­wet skrajnie negatywnych przeżyć, jakie powodują transy narkotycz­ne. To wszystko są dążenia, by przeżyć coś mistycznego, niepowtarzalnego.

Czy teatr jest dla pana takim miej­scem?

Nie mogę powiedzieć, że scena jest dla mnie miejscem świętym. Nie chcę się też odwoływać do teorii porównujących teatr z klasz­torem. Ale jest to zapewne ma­giczna przestrzeń, w której może­my bardzo dużo powiedzieć i do­świadczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji