Artykuły

Nieświadomi przemocy

Jesteśmy jak Baader-Meinhof. Jesteśmy jak Człowiek-Wiewiórka. Co jakiś czas zabijamy. Co jakiś czas umieramy - o "Śmierci Człowieka-Wiewiórki" w reż. Natalii Korczakowskiej w Teatrze Jeleniogórskim pisze Wojciech Wojciechowski z Nowej Siły Krytycznej.

Zło może być kuszące i atrakcyjne. Modny, markowy i pełen smaku t-shirt może stać się jego afirmacją. Zarówno trupia czaszka jak i twarz rewolucjonisty na klatce piersiowej nastrajają do buntu, rewolucji i walki z systemem, ale tylko nastrajają. To pusty trend w modzie, w której dominują twarze Che Guevary lub Ulrike Meinhof. Teraz można iść na wybieg ulicy i afiszować się z czerwonymi twarzami buntowników na zwiewnych podkoszulkach - te zazwyczaj są czerwone. Czerwone jak krew cieknąca z głowy jednej z ofiar w jednym z zamachów. Widzimy to jednak tylko wtedy, gdy odwrócimy wspomniany podkoszulek na drugą, pełną szwów i szyć stronę. Tutaj obok ideologii i poglądów jest przemoc i zło. Nie każdy chce ten podkoszulek odwrócić. Nie każdy chce dokonać "ekshumacji" idei i pomysłów rewolucjonistów. Pranie podkoszulka też nie pomoże, ponieważ czyny buntowników poszły już dawno do grobu i pozostawiły widoczne skutki w postaci na przykład wzmożonego nadzoru policyjnego, co jeszcze bardziej ogranicza wolność, o którą walczyli. W czasach konsumpcji rośnie tekstylne zapotrzebowanie na twarze buntowników. Spada zainteresowanie tym, co robili i dlaczego. Wpadliśmy w pułapkę mody, powierzchowności i marki. Wpadliśmy w pułapkę nieświadomej promocji przemocy. To tylko jedna z prawd jakie uświadamia Natalia Korczakowska, która w Jeleniogórskim Teatrze zrealizowała tekst Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk "Śmierć Człowieka-Wiewiórki".

Bohaterowie sztuki nie mają na sobie czerwonych t-shirtów. Członkowie RAF przechadzają się po scenicznym wybiegu w gustownych łaszkach i okularach. W tle słyszymy klubową muzykę i jest przyjemnie. Taki elegancki i estetyczny widok dobrze ubranych osób odpowiada nam, dopóki nie poznamy ich poglądów i zła jakie czynili. Nagle modelki i modele zaczynają cytować fragmenty tekstów Hannah Arendt i cała zabawa bierze w łeb. Słyszymy kwestie dotyczące przemocy i zła banalnego. Już nie jest miło. Ten wyjątkowy "pokaz mody" kończy się i dopiero teraz słyszymy właściwy tekst sztuki Miszczuk.

Mimo poważnego tematu jakim jest działalność RAF, nie zobaczymy spektaklu zagranego z powagą, jak przystoi na debatę o terroryzmie i przemocy. "Śmierć Człowieka-Wiewiórki" to opowieść, która wydarzyła się naprawdę. Całości towarzyszy duża dawka komizmu. Pod tym względem wyborna jest scena, w której Policjant (Andrzej Kępiński) zatrzymuje jadącego autem Antyczłowieka (Piotr Żurawski), który okaże się Andreasem Baaderem. Mimo wielu obelg kierowanych pod adresem stróża prawa rozmowa tych dwóch panów jest lekka i przypomina flirt dwóch kochanków. W tle słyszymy swobodny melodyczny utwór Prince'a i dwaj panowie przez moment czują się jakby grali w musicalu, zaczynają nawet tańczyć. Postaci Baadera w skórzanej kurtce i Policjanta w mundurze, można skojarzyć z członkami amerykańskiej grupy ery disco Village People. Mogliby jeszcze zaśpiewać "Y.M.C.A.". Zabawne są także sceny, gdy wprowadzona do spektaklu postać Reżysera (Anna Ludwicka) poucza bohaterów sztuki, jak naprawdę powinni grać postaci RAF. Te sytuacje są tylko z pozoru zabawne. Pod nimi kryje się coś okropnego, coś, czego widz nie zauważa, gdy wybiera się do teatru. Na marginesie opowieści o Frakcji Czerwonej Armii otwiera się druga i istotna przestrzeń tego spektaklu. Jest nią teatr oraz przemoc jako środek i narzędzie używane po to, aby widz uwierzył w historie, które ogląda na teatralnych scenach.

Korczakowska porusza problem przemocy jako narzędzia w sztuce. Zauważamy, że współpraca reżysera i aktora jest bardziej tresurą, pastwieniem się, a wszystko po to, aby było wiarygodnie. Sceną, która stanowi sedno przemocy w teatrze, jest sytuacja, w której Ulrike (Lidia Schneider) jest bita przez Policjanta. Przypomnijmy, że Meinhof wykonano rentgena czaszki bez jej zgody. Sytuacja ta jest powtarzana parę razy, ponieważ stojący obok sceniczny reżyser oczekuje prawdy i wciąż jest niezadowolony z efektu. Korczakowska porusza temat ludzkiej godności. Jaką drogę, walkę ze sobą samym musi przejść aktor w czasie prób, aby dać się w końcu skopać, poniżyć lub rozebrać? W "Śmierci Człowieka-Wiewiórki" jest poruszany problem, o którym się dziś zapomina, nie mówi głośno - artysta jest gotowy poświęcić siebie i innych, aby jego dzieło było jak najbardziej realistyczne. Bij mnie i kochaj mnie - to zasada powszechnie stosowana.

Spektakl Natalii Korczakowskiej jest ważny również z innych powodów. Ulrike Meinhof, Gudrun Ensslin i Andreas Baader krytykowali nie tylko kapitalizm i wyzysk Trzeciego Świata. Byli wyczuleni na zapominanie historii. Śmieszy i poraża scena rozmowy Meinhof z Szczęśliwym (Jarosław Dziedzic). Ulrike pyta o człowieka na literę "h" odpowiedzialnego za ludobójstwo, a Szczęśliwy zgaduję: Hycel, Hikler, Hunkler. Podobny proces zachodzi również w Polsce, zwłaszcza gdy chodzi o wydarzenia dla naszego narodu wstydliwe. Tutaj też widzimy różnicę między Meinhof jako intelektualistką znającą radykalne poglądy Thomasa Hobbesa, a Baaderem i Gudrun Ensslin (Magdalena Kuźniewska), którzy mając w ręku broń, zachowują się jak urodzeni mordercy. Ta trójka zagrała świetnie.

Jesteśmy jak Baader-Meinhof. Jesteśmy jak Człowiek-Wiewiórka. Co jakiś czas Zabijamy. Co jakiś czas umieramy. Schlu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji