Artykuły

Paroksyzmy

Wolałbym wierzyć, że Mikołaj Warionow - autor adaptacji i reżyser "Księcia Myszkina" - istnieje naprawdę, a nie jest kolejnym z pseudonimów Grzegorza Jarzyny. Ale żadnego Warionowa nie ma, jest tylko fiasko piekielnie zdolnego reżysera, poniesione w wyniku podjęcia się adaptacji i reżyserii powieści ukochanej przez wszystkich, którzy choć raz ją czytali, czyli "Idioty" Dostojewskiego.

Andrzej Wajda, wystawiając w Starym Teatrze swoje pamiętne przedstawienie z Janem Nowickim i Jerzym Radziwiłowiczem, skorzystał z gotowej adaptacji Al­berta Camus i zastosował wobec utworu Dostojewskiego technikę redukcyjną. Ograniczył miejsce akcji do mieszkania Rogożyna w którym gdzieś w sypialni leżał trup Nastasji Filipownej. Oprócz jed­ności miejsca wprowadził też jedność cza­su. Rozmowa dwóch mężczyzn nad tru­pem zabitej kobiety toczyła się tu i teraz, w niemej obecności podglądaczy, bo taką rolę mieli tam widzowie. Nie było potrze­by relacjonowania fabularnego przebiegu powieści. Intensywność emocji wystarcza­ła, kolejne skurcze Rogożyna i pogłębia­jąca się katatonia Myszkina kazały zapo­mnieć o powieści i jej skomplikowanej kompozycji i narracji. Co więcej, tytuło­wa Nastasja nie pojawiała się ani razu na scenie. Gdzieś w głębi ciemnego wnętrza majaczyło tylko rozgrzebane łóżko. Moż­na było niemal poczuć zapach płynu Żdanowa. Ale Nastasji nie było, a więc każdy mógł wyjść z teatru z własnym wyobraże­niem o tym, jaka była, jak wyglądała, mógł wyjść z przyniesionym w sercu portretem, ocalić własną konkretyzację.

HISTORIA RODEM Z MAGLA

Nie ma sensu porównywać tych dwóch przedstawień, choć tytuł "Książę Myszkin" strasznie do tego kusi. Bo jeśli inny z bohaterów uczyniony został postacią ty­tułową, to znaczy, że albo będzie on głów­nym bohaterem, albo z jego perspektywy będziemy przeżywać dramatyczne wyda­rzenia, nie może bowiem zniknąć jak Na­stasja u Wajdy, bo jako żywo nie spotyka go nic złego. Może Jarzynie chodziło o to, by odejść po prostu od tytułu powieści i móc napisać na afiszu "według", słowo, które może w teatrze wiele usprawiedli­wić. Prawdę mówiąc, mogę tylko domyślać się, o co chodziło, gdyż książę Myszkin w spektaklu Jarzyny jest siłą rzeczy jedynie jednym z głównych bohaterów, nie jest postacią główną, nie zapośrednicza oglądanego świata. Po prostu jego histo­ria, a nie na przykład Rogożyna, stała się kanwą opowieści. To jednak za mało, ty­tuł usprawiedliwiony jest jedynie zabie­giem fabularnym. Co gorsza, w tym przed­stawieniu i w tej adaptacji w ogóle nie ma głównego bohatera. A przecież "Idiota" nie jest balzakowskim portretem zbiorowym. Adaptacja, druga po "Doktorze Faustu-sie" w teatralnej karierze Jarzyny, okazała się być słabą stroną jego warsztatu. Jarzy­na w swych zabiegach dramaturgicznych dąży przede wszystkim do zrelacjonowa­nia tkanki powieściowych zdarzeń, stara się zachować logiczny ciąg przyczyn i skut­ków. Postępuje dokładnie odwrotnie niż wtedy, kiedy bierze na warsztat dramaty. Górę bierze w nim skrupulatność, będąca wrogiem artystów. Skutek? Adaptacja za­mienia się w rodzaj streszczenia, diabli biorą całą mądrość utworu. Banał historii rodem z magla: "on jej, a ona jemu i wtedy on ją" zawłaszcza domenę literackiej komplikacji. Cóż z tego, że nawet jeśli ktoś nigdy o Myszkinie nie słyszał może dzięki przed­stawieniu poznać jego dzieje, dowiedzieć się o leczeniu w Szwajcarii, wizytach u Jepanczynów, spotkaniu z Nastasja i Agłają, skoro straci z oczu filozoficzny i religijny wymiar losu Myszkina? Przyjeżdża pociąg ze Szwajcarii i Myszkin powraca do rosyj­skiego piekła namiętności. A może zresztą Myszkin wcale nigdzie nie przyjechał, może to wszystko dzieje się w jego kosz­marnym śnie, może to tylko mózg epilep­tyka produkuje straszne wizje? Za gładko to wszystko nanizane na sznu­rek logiki, za gładko toczy się na scenie, za szybko i zbyt chłodno. Motywacja zdarzeniowa musi zastąpić aktorom głęboką mo­tywację psychologiczną. Grają trochę jak w filmie wchodząc w kolejne, czasem bardzo efektowne, ujęcia. Nie budują postaci, tylko sceny i zdarzenia. Jedziemy dziwnym pociągiem, tory wiodą przez teatr Jarzyny, oglądamy coraz szybciej i sprawniej zmie­niający się krajobraz i pozostajemy właści­wie nieporuszeni. Lepiej byłoby zobaczyć z wnętrza teatru pociąg, w który nas wsa­dzono, tylko przez ułamek sekundy, i już do końca życia zastanawiać się, co to było i gdzie tak naprawdę byliśmy.

UDAWANE PAROKSYZMY

Gładkość studzi emocje, w pierwszej kolejności aktorów, a zaraz potem widzów. W książce Dostojewskiego jest takie stę­żenie namiętności, że kiedy się ją czyta, ma się ochotę porzucić ją i biec z krzy­kiem przez miasto. W "Księciu Myszkinie" emocje są konstruowane i, niestety, zbyt często widać szkielet owej konstruk­cji. Paroksyzfny są udawane, nawet te naj­bardziej udane, jak w pięknej scenie mię­dzy Myszkinem i Nastasją, kiedy Nasta­sja w rękach dziwnego narzeczonego wy­konuje pełen obrót w powietrzu, zawisa­jąc na chwilę głową w dół. Nieszczerość niszczy spektakl. Jarzyna niebezpiecznie odsłania własny warsztat, którym w swo­ich udanych przedstawieniach poraża wi­downię. Nie chcę tego warsztatu opisywać, wolę o nim jak najszybciej zapomnieć, bo czuję się tak, jakbym podejrzał sztukmi­strza. To groźne, bo można już raz na za­wsze stracić radość z oglądania jego sztuk i czarów.

Sytuacji nie polepsza obsada, a zwłasz­cza wybór aktora do roli Rogożyna. Ro­bert Więckiewicz pasuje fizycznie do tej postaci: jest krępy i mocny, daleki od uro­dy amanta, jakiś taki grubo ciosany, w czym można odnaleźć cały wstręt i urok Rogożyna, całą zgubę Nastasji. Ale na tym kończą się jego sceniczne walory. Aktor nie jest partnerem ani dla Cezarego Kosińskiego, grającego rolę tytułową ani dla Magdy Cieleckiej, obsadzonej w roli Na­stasji. Zachwianie równowagi aktorskiej tego trójkąta powoduje, że ani Myszkin, ani Nastazja nie wiedzą co grać. Rola Cie­leckiej jest zresztą bardzo jednowymiaro­wa - za wiele w niej dumy i rozpaczy, a za mało wulgarności. Niekwestionowana uroda aktorki staje się tu niespodziewaną przeszkodą w grze. Kosiński zaś swego Myszkina stara się grać w sposób lekko nawiedzony, co czyni z postaci jurodiwego, człowieka nadwrażliwego przebywa­jącego gdzieś na najdalszej orbicie rzeczy­wistości. A przecież Myszkin wkracza w życie i dokonuje wyborów, nie ucieka przed światem, wręcz przeciwnie - garnie się do niego.

W aktorskiej stawce nieszczęścia trój­kąta dyskontuje Aleksandra Popławska, grająca Agłaję. To najlepiej ustawiona rola pierwszoplanowa: Agłaja, rozpięta między poczciwością młodej dziewczyny i zabor­czością dorosłej kobiety, wymykająca się realności w tańcu i figurach stylizowanych na rosyjski folklor, który tu nabiera cech dalekowschodniej rytualności. Skoro już o aktorach mowa, fantastyczną postać Ferdyszczenki tworzy Marek Kalita, a gene­rałowa Jepanczyn Joanny Żółkowskiej z wielkim umiarem zagarnia świat "Idioty" w odmęty obyczajowego komizmu.

Jarzyna próbuje prowadzić swój spek­takl w kierunku wielkiej wizji. Trzeci akt jest właściwie w całości onirycznym zbłą­dzeniem Myszkina, jego postepileptycznym "tripem". Najpierw upiorna uczta u Jepanczynów w towarzystwie hrabiny Biełokońskiej (Maja Maj), potem ślub z sztywną jak śmierć Nastasją w białej pysz­nej sukni i złotej koronie na głowie, wresz­cie porwanie panny młodej przez Rogo­żyna i symboliczne powierzenie jej śmier­ci poprzez zarzucenie czarnego płaszcza na ramiona niedoszłej żony. I potem sce­na nad trupem Nastasji, krótka, urywana, już jakby niemożliwa, bez żadnego logicz­nego dialogu. Wreszcie pojawia się pieśń nie z tego świata, pieśń wielkorosyjska, po­chwała Rossiji Narodnej, być może w wykonaniu chóru Armii Czerwonej. Pieśń ma być przebudzeniem z koszmaru, zdmuchnięciem okropnych wizji i przywi­dzeń, ma pozwolić nabrać dystansu i ochłonąć. I pewnie spełniałaby niezawod­nie swoją funkcję, gdyby przedstawienie Jarzyny pękało w szwach od emocji i na­miętności, gdyby zabicie Nastasji było nie­uchronną ofiarą złożoną przez widzów w imię ocalenia własnej tożsamości i inte­gralności. Rzecz w tym, że "Książę Mysz­kin" mimo wielu zabiegów reżysera i wy­siłków aktorów nie wprowadza widowni w stan wysokiego rozwibrowania.

Wiele w tym spektaklu scen wielkiej urody. Pięknie wypadają trzy panie Jepan­czyn (trzecią gra Aleksandra Konieczna).

One też pomyślane zostały jako papierek lakmusowy przedstawienia, probierz na­strojów. Z aktu na akt ich kostiumy zmie­niają barwę. Zaczyna się od błękitów i zie­leni, a kończy na ciemnych, adwentowych fioletach. Detale grają. Jacek Poniedzia­łek grający Eugeniusza Pawłowicza w swym pierwszym wejściu wnosi na scenę zieloną siatkę wypełnioną pomarańczami. Potem staje się pomarańczą, podświado­mością Myszkina. Stoją na dwóch krań­cach sceny. Diaboliczne id, czyli Jacek Poniedziałek, już oderwany od swej po­przedniej roli, we wściekle pomarańczo­wym golfie, obiera spokojnie pomarańczę i zagubione ego, czyli Myszkin próbujący zjeść soczystą pomarańczę. Zaraz nadej­dzie kolejny paroksyzm. Pewnie epilep­sja Myszkina miała stanowić jeden z fila­rów konstrukcji

tam też na długo Myszkina wznoszącego kieliszek wina ku światłu, ku górze, gdzieś z boku sceny, w zapomnieniu, niezwykle Chrystusowego w tym geście, zanoszące­go prośbę o oddalenie kielicha. Ale detale nie uniosą tego przedstawienia. Nie zatu­szują pustki, jaką zieje tak poprowadzona sztuka. Animacje Piotra Dumały nie za­stąpią emocji, które powinny być w akto­rach.

Widziałem premierę spektaklu, zupełnie jeszcze niegotowego. Poszło bardzo źle. Nie pisałem recenzji w nadziei, że całość się dogra, naprawi i zabrzmi z całą mocą. Po dwóch tygodniach przedstawienie te­atralnie zostało postawione na nogi. To­czy się wartko i efektownie. Reżyser do­konał znacznych skrótów, wyrzucił kilka scen, oczyścił spektakl z nachalnej "po­ciągowej" klamry. Dodał mocy scenom, pozwolił zabrzmieć i wybrzmieć muzyce, ale to okazało się za mało. Teatralne paroksyzmy robią spore wrażenie, ale nie przekraczają granic teatru. Nastasja leży martwa na scenie, Rogożyn popada w szok i szaleństwo, Myszkin w logoreę, a ja sie­dzę i tak naprawdę nie wiem, dlaczego Nastasją została zabita. I nie byłoby w tym nic złego, gdybyśmy mieli do czynienia z tajemnicą śmierci Nastasji. Ale tym razem obcujemy jedynie z zagadką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji