Artykuły

Gomułka i Jezus

"Zabijanie Gomułki" w reż. Jacka Głomba z Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze i "Osobisty Jezus" w reż. Przemysława Wojcieszka z Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy na Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Pisze Michalina Łubecka w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.

W poniedziałek na Festiwalu Prapremier można było zobaczyć dobre i słabe przedstawienie. "Zabijanie Gomułki" to aktorska wirtuozeria i dobry temat. "Osobisty Jezus" [na zdjęciu] nie przekonał widzów.

Stary magazyn na nabrzeżu Brdy wypełniło na jeden wieczór ciepło zwariowanych postaci sztuki "Zabijanie Gomułki". Reżyser Jacek Głomb wziął na warsztat powieść Jerzego Pilcha "Tysiąc spokojnych miast". Wraz z zespołem Lubuskiego Teatru z Zielonej Góry umiejętnie zbudował uroczą codzienność, oddając jednocześnie niezwykłość roku 1963.

Pan Trąba to nie trzeźwiejący alkoholik. Przed śmiercią pragnie zrobić coś pożytecznego dla ludzkości. Postanawia uśmiercić jednego z tyranów - Mao Tse-tunga. Jednak wyprawa do Chin to niemożliwe przedsięwzięcie, więc na cel bierze sobie Gomułkę!

Zamach oczywiście nie może się udać. Spektakl nie zmienia historii. Nie ona jest bowiem najważniejsza. Liczą się bohaterowie. Ci wyśmienicie się bawią, grający ich aktorzy również, a z nimi - publiczność. Zbigniew Waleryś jako panTrąba osiągnął mistrzostwo. Każdy jego gest jest niezwykle sugestywny. Słowa wypowiadane pośpiesznie, rozmarzony głos, powalający uśmiech na widok pełnego alkoholu kieliszka porywają. Widz zakochuje się w tych kolorowych postaciach, w świecie pełnym dobroci. Dopinguje ich, gdy postanawiają stać się bohaterami czyhającymi na tyrana. Zaprosili nas do świata swoich marzeń.

"Osobisty Jezus" Teatru im. Heleny Modrzejewskiej z Legnicy to nieudane przedstawienie. Autorski spektakl Przemysława Wojcieszka opowiada historię wracającego z odsiadki Ryśka. Mężczyzna dowiaduje się, że ojciec wykreślił go z testamentu, a starszy brat poślubił jego dziewczynę. Wiara w Jezusa ma mu pomóc przezwyciężyć te trudności i ułożyć sobie życie na nowo. Bliskość widowni sprawiała, że nie było mowy o markowaniu ruchów. Z tym aktorzy dobrze sobie poradzili. Drewniany kwadrat sceny niczym bokserski ring przyjmował kolejnych walczących. Aktorzy wyrzucali z siebie agresję, ale nie potrafili ani na chwilę zrzucić maski wulgarności. Nie przekonali. Polegli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji