Artykuły

Drogi Andrzeju, jeszcze kilka słów...

Uczyłeś, że jeśli wybraliśmy ten zawód, to zasada: "Show must go on" obowiązuje bezwzględnie. Dlatego pracujemy jak zwykle. Codziennie. Jakby się nic nie stało. Ostatnio kilku Twoim przyjaciołom marnie idzie, a termin premiery blisko. Jako szef artystyczny byłbyś zły. Wybacz. Widać - kiepscy z nas zawodowcy. Ale zdążymy, zaciśniemy zęby i zdążymy - dla Ciebie. ANDRZEJA BIENIASZA, aktora radomskiego teatru, w dniu pogrzebu żegna Jarosław Rebenda.

Przyjechałem do Radomia w grudniu 1990 roku. Obejrzałem jakiś spektakl, zobaczyłem kawałek miasta i postanowiłem czym prędzej sprawdzić, o której mam pociąg powrotny. Ale wtedy Zygmunt Wojdan zaprosił mnie na wieczorny "Mein Kampf" z Tobą w roli głównej. Już w trakcie spektaklu wiedziałem - będzie się od kogo uczyć.

Zostałem. Potem był brawurowy Cześnik w "Zemście", urzekający Riccardo w "Brzegu nieba", wzruszający Glocester w "Królu Lirze" i przede wszystkim fascynujący Osip w "Płatonowie". Patrzyłem uważnie, podglądałem z palącą zazdrością, chciałem zrozumieć, jak Ty budujesz rolę Mija siedemnasty rok nauki, dopiero zaczynam rozumieć.

Nie zdążyłem Ci podziękować za lekcje miłości do Teatru. Bezwarunkowa pokora wobec widza ("Jeśli nie masz tremy przed spotkaniem z widzami - zmień zawód" - mówiłeś), szacunek dla zawodowego doświadczenia, pamięć o jubileuszach kolegów, honorowanie surowych teatralnych zasad, wśród których była ta znamienna: "Jeśli aktor nie przyszedł na spektakl, to należy się za niego modlić, bo na pewno nie żyje. Innej możliwości nie ma".

Nie zdążyłem Ci podziękować za Twój nietuzinkowy humor, setki bawiących nas do łez opowieści o teatralnych wpadkach, za to, że byłeś duszą towarzystwa, za wspaniałe limeryki i rebusy. Kiedyś założyłem się z Tobą, że na moje nazwisko niczego nie ułożysz, bo za trudne. Przegrałem w trzy minuty. Może mniej. "Egipski bóg (Ra), arabskie imię (Ben) i że ofiaruje obietnica skora (da), razem złożysz w nazwisko radomskiego aktora".

Jutro, dzień po Twoim pogrzebie, gram kabaret o zmartwychwstańcu (sic!). Bardzo śmieszny. Terminy ustalone dawno, bilety sprzedane, nie mogę zawalić. Przecież jesteśmy zawodowcami. Zawodowca nie stać na komfort bycia człowiekiem. Tego też nas uczyłeś: "Widza nie obchodzi twój zły stan ducha, bóle, choroby, marne samopoczucie i kłopoty rodzinne - mówiłeś - bo ma swoje. A do teatru przychodzi, by o nich zapomnieć. I aktor ma obowiązek być w pełni formy. Bez wyjątków". To zagram. Najlepiej, jak potrafię. A potem się upiję i będę złorzeczył. Tyle mogę. Ale dopiero po, a nie zamiast.

Uczyłeś, że jeśli wybraliśmy ten zawód, to zasada: "Show must go on" obowiązuje bezwzględnie. Dlatego pracujemy jak zwykle. Codziennie. Jakby się nic nie stało. Ostatnio kilku Twoim przyjaciołom marnie idzie, a termin premiery blisko. Jako szef artystyczny byłbyś zły. Wybacz. Widać - kiepscy z nas zawodowcy. Ale zdążymy, zaciśniemy zęby i zdążymy - dla Ciebie.

Niedawno podjąłeś się misji ratowania naszego Teatru przed chorymi pomysłami uczynienia z niego filii warszawskiej Rampy. Bo jeśli nie Ty, to kto? Wiedzieliśmy, że pomysł z "Rampą będzie oznaczał faktyczną likwidację Teatru w Radomiu na całe dekady. Nie potrafiłbyś żyć bez teatru. To przecież drugi dom. Niekiedy, wcale nierzadko, pierwszy. A jeśli aktor związał życie z jednym teatrem, to na zawsze. Kontrakt nie przewiduje możliwości rozwodu. Aktorstwo to, jak mówiłeś, "sposób na życie". Wiem, że dzień przed śmiercią byłeś w magistracie. Nie chciałeś o tym mówić. A może Ty już wiedziałeś, że decyzje zapadły, że naszego Teatru nie da się uratować bez względu na jakość przygotowywanych przez Ciebie premier i

Nie zdążyłem Ci powiedzieć, jak bardzo byłeś dla mnie ważny. Przecież miałem jeszcze tyle czasu! Ale parę niemałych przykrości zdążyłem Ci zrobić. Nie czekałem. Przepraszam. Nawet teraz, gdy na powrót grasz w Teatrze naszego kochanego Wojdana, uczysz, przypominając, co najważniejsze: "Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą".

***

Andrzej Bieniasz

Aktor Teatru Powszechnego, od kilku tygodni p.o. dyrektora, zmarł nagle w ostatni piątek. W czwartek odbędą się uroczystości pogrzebowe. Msza św. rozpocznie się o godz. 13 w kościele Chrystusa Króla przy ul. Orląt Lwowskich, po mszy prochy artysty zostaną złożone do grobu na cmentarzu rzymskokatolickim przy ul. Limanowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji