Artykuły

Wykwintny tercet aktorski

"Żar" w reż. Edwarda Wojtaszka w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

"Żar" to spektakl magiczny. Trzymająca w napięciu akcja oraz Szaflarska, Gogolewski i Zapasiewicz - czyli aktorstwo najwyższej próby. Prawdziwa rozkosz dla teatromanów.

W tym spektaklu aktorów mamy niemal na wyciągnięcie ręki. W niewielkim salonie zaaranżowanym w foyer Teatru Narodowego spędzamy z nimi prawie półtorej godziny. Jesteśmy świadkami spotkania po latach dwóch mężczyzn, których przed niemal pół wiekiem łączyła miłość do jednej kobiety. Do dziś nie wygasły dawne namiętności i urazy. To spotkanie zaś ma być próbą rachunku sumienia, poznania racji drugiej strony, a może nawet wynika z potrzeby pogodzenia się z przeciwnikiem.

Sandor Marai nazywany jest węgierskim Tomaszem Mannem, ale w jego powieści "Żar" wyczuwamy także z pewnością ducha Augusta Strindberga. Pasjonująco opisuje nie tylko ludzką psychikę, także demony targające każdym z nas.

Christopherowi Hamptonowi udało się całą opowieść przełożyć na język teatru w taki sposób, że powstała pasjonująca partytura na aktorski spektakl. Potrzeba jedynie wybornych solistów. A ci, których oglądamy w Narodowym, spełniają ten warunek.

Najtrudniejsze zadanie miał Zbigniew Zapasiewicz. To na nim, gospodarzu spotkania, spoczywa główny ciężar tej opowieści. Grany przez niego Henrik mimo upływu lat żyje dawnymi wspomnieniami. Choć jest silnym mężczyzną, rozpamiętuje jedyną prawdziwą miłość, bardzo podejrzliwie traktując ludzi. Kiedy przyglądamy mu się bliżej, nie mamy wątpliwości, że jest człowiekiem owładniętym zazdrością.

Jego dawny kolega Konrad w ujęciu Ignacego Gogolewskiego to urodzony dyplomata. Aktor z dużą klasą gra człowieka pogodnego, sprawiającego wrażenie lekkoducha, którego dawne wspomnienia nic już nie obchodzą. Ale to tylko maska. Za nią kryje się cynik i samotnik. Postać ta, podobnie jak Henrik, nosi w sobie mroczną tajemnicę. Ich dialogów słucha się w wielkim skupieniu.

Jasnym punktem tej opowieści jest Nini, niania Henrika i jego powierniczka. Danuta Szaflarska zrobiła z tej niewielkiej roli prawdziwy majstersztyk. Jej Nini ma w sobie pogodę ducha. Z troską i zrozumieniem podchodzi do ludzi. Nigdy nie stara się ich osądzać. Dla Henrika jest z pewnością wielkim autorytetem i ukojeniem w najtrudniejszych chwilach.

To spektakl piękny, kameralny, poruszający. - Człowiek żyje tak długo, aż mu się znudzi - mówi jeden z bohaterów sztuki. Jeśli to prawda, o przyszłość Danuty Szaflarskiej, wielkiej damy i znakomitej aktorki, możemy być spokojni. Ona ciągle czerpie radość z życia i jako aktorka ma jeszcze wiele dopowiedzenia.

Christopher Hampton

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji