Artykuły

Parę słów w obronie nadproduktywnego dyletanta

Mój głos ma charakter czysto merytoryczny i ośmielam się go zabrać jedynie w obronie autora, który, z oczywistych względów, ma ograniczone możliwości sprostowania tego, co się na jego temat wypisuje, a nawet gdyby takie możliwości posiadał, to z powodu znanych reguł świata teatralnego, przyznających krytykowi prawo do napisania o sztuce wszystkiego, co mu się żywnie podoba, zaś autorowi co najwyżej do pokornego milczenia, oczywiście by tego nie uczynił - w obronie Dona Nigro, autora sztuki "Łucja szalona", wystawionej w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie, staje Anna Burzyńska, kierownik literacki tej sceny.

Nie zamierzam polemizować z ocenami spektaklu "Łucja szalona" prezentowanego na deskach Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, ani też - tym bardziej - ocen tych kwestionować. Chciałabym jedynie odnieść się do zawartych w niektórych recenzjach opinii na temat samej sztuki współczesnego amerykańskiego pisarza Dona Nigro - w szczególności zaś do zarzutu jego nadproduktywności (za którą rzekomo nie nadąża jakość jego twórczości) oraz do oskarżenia, że wykpił on w swoim tekście dwóch bodaj największych geniuszy pióra, jakich wydał wiek XX - Jamesa Joyce'a i Samuela Becketta.

Mój głos ma więc charakter czysto merytoryczny i ośmielam się go zabrać jedynie w obronie autora, który - z oczywistych względów - ma ograniczone możliwości sprostowania tego, co się na jego temat wypisuje, a nawet gdyby takie możliwości posiadał, to z powodu znanych reguł świata teatralnego, przyznających krytykowi prawo do napisania o sztuce wszystkiego, co mu się żywnie podoba, zaś autorowi co najwyżej do pokornego milczenia - oczywiście by tego nie uczynił.

Nie przeczę - Don Nigro faktycznie popełnił ten ciężki grzech, że dużo w swoim blisko sześćdziesięcioletnim życiu napisał. Przyznaję też - nie wszystkie jego sztuki są najwyższego lotu. Zdumiewa mnie jednak prosty wniosek, że skoro napisał dużo (100, 130, 160, 200 sztuk! - jak sensacyjnie obwieszczają autorzy recenzji) to musi to być kiepskie. Stwierdzenie to jest tyleż nieprawdziwe, co, jak sądzę, wyssane z palca, ponieważ twórczość Nigro jest u nas nie tylko mało znana, ale wręcz w ogóle nieznana. Poza jedną sztuką prezentowaną kilka lat temu w telewizji (Gry miłosne) żaden z jego dramatów nie był ani tłumaczony, ani też wystawiany na polskich scenach teatralnych, choć święci on zasłużone triumfy w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Europie, Azji, Australii i jest laureatem wielu prestiżowych nagród w dziedzinie dramaturgii. Z owej automatycznie dokonywanej oceny dorobku amerykańskiego dramatopisarza wynika, co gorsza, wniosek drugi, którego logika jest równie zdumiewająca - skoro mianowicie jest on nieokiełznanym grafomanem, to również jego dzieło pt. "Łucja szalona" jest sztuką słabą, a na domiar złego - w złym świetle przedstawiającą wspomnianych wielkich pisarzy. Ten zarzut wymaga nieco dłuższego komentarza.

Sztukę Dona Nigro uznać można za typowy utwór postmodernistyczny (co nie znaczy: postdramatyczny). Oznacza to w tym przypadku, że autor konsekwentnie i świadomie korzysta z tradycji, którą poddaje rozmaitym obróbkom artystycznym. Nigro czyni tak zresztą nie tylko w "Łucji szalonej" - ma on w swoim dorobku sztuki o Freudzie, Gogolu, Henry Jamesie, o Van Goghu, Picassie, Boschu, nie wspominając już o trawestacjach tematów szekspirowskich (jak choćby w niezwykle dowcipnych "The Girlhood of Shakespeare's Heroins" czy "How Many Children Had Lady Macbeth?"). Sztukom tym właściwy jest bez wątpienia duch zabawy literackiej, klimat pastiszu czy parodii, aluzyjność i gra konwencjami - chwyty bardzo charakterystyczne dla postmodernistycznych palimpsestów. W wielu ze swoich utworów posługuje się też Nigro jedną z ulubionych strategii tego nurtu - fikcją historyczną - i choć strategia ta wywołuje często alergię krytyków dość mocno przywiązanych do realizmu (w szczególności do realizmu psychologicznego) - zyskała już ona swoje miejsce i uznanie w ocenach znawców literatury najnowszej. Wbrew pozorom nie jestem bynajmniej wyznawczynią tej wersji postmodernizmu, zwłaszcza gdy owo korzystanie z tradycji nie poparte jest rzetelną znajomością owej tradycji.

W przypadku Dona Nigro jednak jest zgoła inaczej - jego utwory, nawet te najzabawniejsze (komedia czy tragikomedia to zresztą jego ulubione gatunki) opierają się zwykle o bardzo rzetelną wiedzę historyczną. Tak jest właśnie w przypadku Łucji szalonej - sztuka ta w wielu momentach sprawiać może wrażenie utworu niezbyt serio (co zresztą jest jednym z koronnych zarzutów jej krytyków), jednak zarówno w sposobie konstruowania postaci dramatu, jak w sposobach ukazania łączących ich związków, czy wreszcie - w języku jakim się posługują - nie ma ani nadużyć ani też zafałszowań, co zweryfikować można w licznych źródłach, istniejących także w języku polskim (polecam zwłaszcza monumentalne dzieło Richarda Ellmanna o życiu Joyce'a).

Wprost przeciwnie - zarówno postaci obu pisarzy, jak i relacje łączące Norę i Jamesa, Jamesa i Łucję, Łucję i Becketta, Becketta i MacGreevy'ego, Łucję i Junga, Joyce'a i Junga itp. - wszystko to oddane zostało w tekście bardzo precyzyjnie i z dużą znajomością rzeczy, choć niewątpliwie - z uwagi na prawa dramaturgii - w koniecznej kondensacji. Święte oburzenie niektórych recenzentów dotyczące zwłaszcza sposobu przedstawienia przez Nigro postaci Joyce'a i Becketta potwierdza raz jeszcze, że obraz wielkich pisarzy, jaki usilnie pielęgnujemy jest mocno wyidealizowany, choć dobrze znana jest stara prawda, że właśnie gdy chodzi o tych największych, mamy nierzadko do czynienia z drastyczną nieprzystawalnością życia i sztuki, człowieka i jego dzieła, że geniusz nie unosi się jedynie w obłokach własnego talentu, lecz ma często całkiem prozaiczne kłopoty, nie wspominając już o posiadaniu przez niego ciała i fizjologii. Dobrze też wiemy z historii, że nieumiejętność radzenia sobie w życiu okazywała się najczęściej wprost proporcjonalna do wielkości artysty. Przykłady można by mnożyć, a pod tym względem dzieje życia zarówno Joyce'a jak i Becketta są wręcz egzemplaryczne.

Don Nigro napisał więc sztukę o ludziach z krwi i kości, a nie o ikonach literatury, a ludzkie słabości wielkich pisarzy zostały przez niego oddane nie tylko bez szyderstwa, lecz z dużą dozą ciepła i sympatii. Dzięki temu też obaj ekscentryczni i hermetyczni twórcy stali się nam właśnie po ludzku bliżsi i to akurat, przynajmniej w moim przekonaniu, uznać należy za wielką zaletę tej sztuki. Warto też przy tym pamiętać, że Nigro nie zamierzał stworzyć i nie stworzył dokumentu biograficznego, lecz dramaturgiczną fikcję historyczną, dlatego też oceny jego dzieła, z których wyraźnie przebija domaganie się prawdy w wersji jeden do jednego - uważam po prostu za naiwne.

Nie drwi też autor sztuki z dramatu nieszczęsnej Łucji i jej rodziców, choć istotnie sytuacje tragiczne przemieszane są tu z komicznymi. Co do poziomu komizmu Don Nigro (również tu i ówdzie krytykowanego) uważam, że wpisuje się on bardzo dobrze w klimat epoki, ale ostateczny osąd pozostawmy publiczności. Jak dotąd nie wychodzi ze spektakli zgorszona. Owo skontrastowanie akcentów świadczy o dobrym rozeznaniu autora w najlepszych tradycjach dramaturgicznych, dzięki czemu szczęśliwie unika on tautologiczności (a zwłaszcza pokazywania cierpienia przez cierpienie). Warto także dopowiedzieć, że tematem tej sztuki nie była ani twórczość obu pisarzy, ani tym bardziej jej dyskredytacja (choć pojawia się w tekście, bardzo dobry skądinąd, pastisz stylu Joyce'a). Z historii Łucji, Nory, Joyce'a i Becketta uczynił natomiast Don Nigro dynamiczną i dobrze skonstruowaną opowieść, jaką oglądać może z zaciekawieniem nawet widz, który nie ma zielonego pojęcia o realiach historycznych.

Osobiście, mimo, że jestem zawodową badaczką literatury, życzyłabym sobie znacznie więcej takich właśnie sztuk, które łączą erudycję ze świetnym rzemiosłem pisarskim i w których sposób opowiadania o znanych z historii postaciach nie jest ani napuszony, ani też nużący.

Na koniec podkreślam więc raz jeszcze - nie podważam indywidualnych recenzenckich ocen spektaklu "Łucja szalona". Pragnę jedynie wyrazić zdumienie zbyt dużą łatwością ferowania wyroków o talencie autora sztuki i o jakości jego dzieła - zwłaszcza tych wyroków, za którymi kryją się jednak wyraziste niedostatki kompetencji.

Anna Burzyńska

Kierownik literacki

Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji