Artykuły

Niech to będzie cacko

- Barocco oznacza dziwnie ukształtowaną, wynaturzoną perłę... A ja do ruchu, który jest na wskroś współczesny, dołożyłem pewną ornamentykę: taką ozdobę, stylistyczny dodatek estetyki dworskiej - mówi choreograf JACEK PRZYBYŁOWICZ przed premierą Polskiego Teatru Tańca.

Premiera spektaklu Barocco Polskiego Teatru Tańca odbyła się w piątek [24 września] podczas Biennale de la Danse w Lyonie. Z autorem choreografii rozmawialiśmy tuż przed wyjazdem do Francji.

Ewa Obrębowska-Piasecka: Tytuł Barocco pachnie mi ornamentem i abstrakcją? Dobrze pachnie?

Jacek Przybyłowicz: Bardzo dobrze (śmiech). Jest abstrakcyjnie, bo nie opowiadamy żadnej historii, nie mamy żadnej literackiej kanwy. I jest ozdobnie. Ja zwykle późno decyduję się na tytuł, ale tym razem było inaczej - festiwal trochę to na mnie wymusił. Zawsze inspirowałem się muzyką barokową, szczególnie Bachem [na zdjęciu] i to on będzie nadawał ton, klimat temu spektaklowi. Barocco oznacza dziwnie ukształtowaną, wynaturzoną perłę... A ja do ruchu, który jest na wskroś współczesny, dołożyłem pewną ornamentykę: taką ozdobę, stylistyczny dodatek estetyki dworskiej.

Powstało cacko?

- Bardzo bym chciał, żeby to był cacko.

Do kogo adresujesz swoje przedstawienie?

- To spektakl dla ludzi, którzy czerpią przyjemność z prostego faktu, że idą do teatru.

Będziesz pieścił ich oczy i uszy?

- Tak. Taniec to dla mnie przede wszystkim piękno.

I bardziej interesuje Cię balet, współczesny balet niż teatr tańca...

- W jakimś sensie tak. Myślę, że sztuka tańca jest dziś bardzo zróżnicowana i każdy ma możliwość wyboru. Ja wybieram piękno ludzkiego ciała w pięknym ruchu. Jako widz lubię oglądać taniec, w którym każdy gest znaczy, w którym cały spektakl budzi określone skojarzenia. Co będzie ze mną za parę lat? Nie wiem. Być może wrócę do teatru tańca.

Przez wiele lat tańczyłeś w Kibbutz Contemporary Dance Company. Ten zespół wywarł chyba na Tobie duże piętno.

- O tak. Nie ukrywam tego. Moje pierwsze próby choreograficzne - podpisywane jeszcze zbiorowo, bo tak się tam pracuje - właśnie w Kibbutz miały miejsce. Tam poznawałem rzemiosło.

Jak trafiłeś do Kibutz?

- Zobaczyłem ich spektakl w Niemczech i pomyślałem: albo ten zespół, albo żaden innych, bo w innym taniec nie ma sensu.

Co Cię tak olśniło?

- Izraelska kultura tańca jest zupełnie inna niż to, co się dzieje w Europie. Oni zaczynali właściwie od zera - jak młode wciąż państwo. Można tam rozpoznać liczne rodowody, najsilniejsze w niemieckim dance teater, ale nie ma żadnego utartego schematu, żadnej obowiązującej szkoły: tylko czerpanie z różnych stron. Izraelski taniec pojawił się jak meteor na mapie tańca światowego i dziś paru choreografów właśnie stamtąd nadaje ton, wyznacza trendy. Całe lata 90. to ich wielki boom.

Łatwo było Ci się znaleźć - po szkole baletowej, po pracy w Teatrze Wielkim - w zespole, gdzie próby trwają do rana?

- Nie.

Bolało?

- O tak. Bolało wszystko: od głowy po palce stóp. Początek pracy, kiedy przygotowywałem zastępstwo, dał mi poczucie, że to jest jak skok w przepaść. Tancerze tańczą tam w zupełnie innej technice i odbyłem ciężką, wielomiesięczna orkę, żeby nie odstawać na scenie od reszty.

Masz tremę przed lyońską premiera?

- Pewnie, że mam. To bardzo ważny festiwal. Ale też cieszę się, że pokażę tam spektakl zrealizowany z polskim teatrem, że mogę promować za granicą polski taniec. Dotąd byłem trybikiem w kosmopolitycznym zespole.

* Jacek Przybyłowicz - ur. w 1968, tancerz, choreograf, absolwent szkoły baletowej w Warszawie, tańczył w warszawskim Teatrze Wielkim oraz w Dortmund. Przez wiele lat związany z Kibbutz Contemporary Dance Company w Izraelu."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji