Artykuły

Zły dotyk na scenie

"Sprawcy" w reż. Piotra Chołodzińskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Współczesny teatr od dawna zajmuje się tematem wykorzystywania seksualnego dzieci. Sprawcy Thomasa Jonigka nie są więc efektem sezonowej mody, ale ten dramat wyróżnia otwartość: do tej pory pisano o pedofilii w sposób zawoalowany.

Kameralna sala Teatru im. Jaracza w Łodzi jest nabita do ostatniego miejsca, chociaż to środek tygodnia. Rozpiętość wieku duża: od licealistów do pięćdziesięciolatków. Na afiszu współczesna sztuka niemieckiego autora Thomasa Jonigka pod tytułem Sprawcy. To opowieść o wykorzystywaniu seksualnym dzieci, oparta na wywiadach ze sprawcami i ofiarami.

Oglądamy sceny z życia dwóch rodzin: matki wychowującej samotnie syna i małżeństwa z córką. Ale nie jest to kolejny odcinek Na dobre i na złe. Czterdziestoparoletni ojciec gwałci na kanapie nastoletnią córkę. Lekarz pediatra przeprowadza obdukcję chłopca, torturowanego przez matkę. Wynik: Otarcia w okolicach krocza, głębokie pęknięcia w okolicach odbytu. Wydzielina z odbytnicy. I najbardziej drastyczna scena: dwóch mężczyzn onanizuje się nad wózkiem, w którym leży sześciomiesięczne niemowlę. Jeden z nich jest ojcem.

Czyny nieobyczajne

Sprawcy nie są pierwszą sztuką teatralną, która dotyka problemu pedofilii. Ten temat jest obecny na scenie co najmniej od trzydziestu lat. Pojawia się m.in. w sztuce Piątek flamandzkiego pisarza Hugo Clausa z 1969 roku, przypomnianej w ubiegłym sezonie przez grupę teatralną ZT Hollandia, i w dramacie Short Eyes (to określenie pedofila w więziennym żargonie) Miguela Pinero z 1973 roku, wielokrotnie wystawianym na Broadwayu i przeniesionym na ekran.

Obie sztuki to jakby dwie strony tej samej historii: Pinero opowiada historię pedofila, odsiadującego wyrok w nowojorskim więzieniu Sing-Sing, gdzie jest prześladowany przez współwięźniów, natomiast bohater Clausa, katolik z małego miasteczka, wraca do domu po odsiedzeniu trzyletniego wyroku za czyny nieobyczajne. Więzienie nie zmieniło ani trochę Georgesa, nadal prześladują go wizje zalecającej się do niego nastoletniej córki.

Na polskich scenach dyskusję o pedofilii zainicjował w 1998 roku Piotr Machalica monodramem Eddi E. według sztuki walijskiego autora Dennisa Lumborga, która opowiada o przykładnym ojcu, posądzonym o wykorzystywanie własnego dziecka. Potem była znakomita Uroczystość Grzegorza Jarzyny w Rozmaitościach, oparta na filmie Thomasa Vinterberga i Mogensa Rukova, rzecz o uroczystym rodzinnym obiedzie, podczas którego dorosły syn publicznie wyznaje, że on i siostra byli gwałceni przez ojca.

O relacji między sprawcą a ofiarą opowiada także jednoaktówka Cynkweiss Ingmara Villqista z 2000 roku: bohaterka zaprasza na swój ślub ojca pedofila, który odsiaduje wyrok. Podczas przygotowań do uroczystości kobieta dręczy go psychicznie i mści się za doznane krzywdy.

Protokoły manipulacji

Sprawcy nie są więc efektem sezonowej mody, lecz kolejnym podejściem do problemu, z którym nie może sobie poradzić ani wymiar sprawiedliwości, ani Kościół, ani żadna instytucja społeczna czy edukacyjna. Dramat Jonigka wyróżnia otwartość: do tej pory pisano o pedofilii w sposób zawoalowany, Sprawcy mówią wprost. I nie chodzi nawet o drastyczne sceny czy dosadne słownictwo. Najbardziej drastyczne jest to, co ludzie mają w głowach. Jonigk pokazuje techniki emocjonalnej manipulacji, które stosują dorośli wobec wykorzystywanych dzieci. Nie kochasz tatusia? - pyta ojciec, kiedy córka broni się przed współżyciem. Opierając się na protokołach niemieckiej dziennikarki Karin Jackel, przedstawia cały repertuar patologicznych motywacji i samousprawiedliwień, którymi posługują się rodzice pedofile. Od stwierdzenia, że współżycie z własnym dzieckiem nie jest zboczeniem, o ile poparte jest miłością, przez zrzucanie winy na dziecko, które samo chciało, aż do poglądu, że każde dziecko ma prawo do seksu z dorosłym.

Z drugiej strony Sprawcy odsłaniają psychikę ofiary. Młodzi aktorzy: Małgorzata Buczkowska (Petra) i Kamil Maćkowiak (Paul) tworzą portret ludzi, których osobowość została zdewastowana, a uczucia - wypalone. Grają na półprywatnie, osiągając wstrząsający efekt. Schowani pod kurtkami, z kapturami naciągniętymi głęboko na głowę, zachowują się jak zastraszone zwierzęta, które chcą ukryć się przed całym światem. Scenografia Jana Kozikowskiego jeszcze pogłębia ten efekt osamotnienia i braku nadziei: to peron dworca kolejowego, z torami chaotycznie ułożonymi we wszystkich kierunkach. Z tej stacji nie można ani odjechać, ani rzucić się pod koła, można tylko czekać, patrząc na fragmenty pornograficznej mangi, puszczane na ścianach.

Córko, czyli kochanko

Elementem sprawiającym, że ten czysto reporterski materiał wyrósł na sztukę teatralną, jest groteska, którą wyostrzył jeszcze reżyser łódzkiego przedstawienia Piotr Chołodziński [na zdjęciu]. Spektakl raz po raz ucieka od patosu w absurd, kiedy na przykład pokazuje związki rodzinne między ojcem pedofilem i jego córką: raz mówią do siebie córuś i tatusiu, a raz moja kochanka, mój kochanek. Ponieważ dziewczyna jest w ciąży, rodzi się problem, kim dla ojca będzie to dziecko: synem czy wnukiem. W innej scenie matka, nagabywana przez lekarkę o obrażenia na ciele swego syna, tłumaczy się, że przecież nie ma penisa. W kolejnej - dwójka nastoletnich ofiar wymienia przedmioty, którymi byli gwałceni. Licytują się: butelka od szampana, butelka po oleju, słuchawka telefoniczna, nie, żartujesz, słuchawka telefoniczna?

Jednak na sali nikt się nie śmieje. Przez półtorej godziny na widowni panuje śmiertelna cisza, a kiedy zapalają się światła, ludzie oklaskują spektakl na stojąco. I nie jest to pusty gest, ale manifestacja. Jakby swoim zachowaniem w teatrze chcieli zademonstrować własną postawę wobec problemu, o którym codziennie piszą gazety.

Przeciw stereotypom

Po łódzkiej premierze, podobnie jak po Uroczystości, podniosły się głosy, że teatr nie powinien zajmować się problemami z pierwszych stron gazet. Że to żerowanie na tragedii ofiar.

Rzecz w tym, że między doniesieniami mediów na temat pedofilii, a jej obrazem na scenie jest głęboka przepaść. Kiedy media przeprowadzają publiczny lincz sprawców, teatr wchodzi w głąb problemu, pokazuje jego psychologiczne i społeczne konsekwencje. Hugo Claus przedstawia zakłamanie małomiasteczkowego środowiska katolików, które solidarnie broni oskarżonego o pedofilię sąsiada. Pinero tę samą bigoterię pokazuje w mikroskali celi więziennej. Villqist i Jonigk skupiają się na relacji kat - ofiara, w której molestowane dzieci stają się katami niedawnych prześladowców.

We wszystkich przypadkach mowa jest o pedofilii w rodzinie. Media ukształtowały stereotyp pedofila jako kogoś obcego, kto wkracza w życie dziecka z zewnątrz: pana z cukierkami, intruza na placu zabaw, gdy tymczasem psychologowie potwierdzają, że najczęściej do seksualnego wykorzystywania dzieci dochodzi w czterech ścianach rodzinnego domu.

Ponieważ ten rodzaj zła jest najtrudniejszy do wykrycia i ścigania, trzeba o nim mówić wszędzie, także ze sceny. Im głośniej, tym skuteczniej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji