Artykuły

Desdemona w celi śmierci

"Otello" w reż. Michała Znanieckiego w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Tę premierę przygotowano starannie - co nie jest regułą w polskich teatrach - a wszyscy sumiennie wywiązali się ze swoich zadań. Zabrakło tylko jednego istotnego składnika - ulotnił się gdzieś geniusz Verdiego.

Wystawienie Otella to dla teatru zadanie, które nie jest porównywalne z jakąkolwiek inscenizacją. Mamy kilka dzieł w całej historii opery, które od realizatorów wymagają szacunku, odwagi, ale i przekonania, że są w stanie dostarczyć widzom przeżyć naprawdę niezwykłych. Należy do nich Otello, opera stworzona przez ponadsiedemdziesięcioletniego mistrza Verdiego. Zawsze, gdy zamierzał ozdobić muzyką dramat Szekspira, odczuwał ogromny lęk, więc wkładał w tę pracę cały swój talent. W Otellu nie ma zatem ani jednej zbędnej nuty, każda coś znaczy, muzyka dopełnia słowa, pomaga w portretowaniu bohaterów tragedii.

Jeśli odrzucimy historyczne tło - kuszące często realizatorów, by zrobić z Otella wystawne widowisko - odnajdziemy w nim kipiący emocjami kameralny dramat. W Poznaniu starano się pogodzić obie te tendencje. Scenograf przyciąga uwagę publiczności efektownymi, bogatymi kostiumami, reżyser przesuwa bohaterów na proscenium, jak najbliżej widza, by przeżycia Desdemony i Otella nabrały niemal intymnego charakteru. A jednak spektaklowi brakuje napięcia. Uczucia nie przebiły się przez kostiumowe bogactwo detali, mnogość pasków, kółek, chustek i wachlarzy, przez odrealnione wizje Jean-Antoine Hierro, który bardziej niż scenografem jest projektantem mody. Michał Znaniecki reżysersko nie wykorzystał zaś możliwości, jakie daje tak bliski kontakt widza z bohaterami.

Na prawdziwie poruszający dramat trzeba czekać do ostatniego aktu i nasza wytrwałość wtedy zostaje nagrodzona. Desdemona już wie, że umrze, w sypialni - tak jak w celi śmierci - żegna się z Bogiem, z oddaną jej Emilią. Jeszcze próbuje się buntować, ale Otello wydał wyrok, więc gotowa na egzekucję nasłuchuje jego nadejścia. Ładnie plastycznie i reżysersko rozegrana scena, ale wartości dodaje jej Barbara Kubiak [na zdjęciu], przejmująco kreśląca ostatnie chwile Desdemony. Ta rola to największy sukces poznańskiej premiery. Desdemona w ujęciu Barbary Kubiak jest kobietą stanowczą, dojrzałą, momentami porywczą, a przecież w zadziwiający sposób uległą mężowi.

W jej cieniu pozostali na scenie wszyscy, także poprawny jako Jago Jerzy Mechliński oraz Sylwester Kostecki - Otello, który podobnie jak Barbara Kubiak, o konieczności występu dowiedział się parę godzin przed premierą, gdy niespodziewanie zachorowali wykonawcy obu ról. Kostecki podjął się karkołomnego zadania, zaśpiewał starannie, umiejętnie rozkładając siły, by najlepsze wrażenie zostawić po sobie w finale. Kto jednak zna Otella, wie, ile wokalnych elementów pozostało niewydobytych, bo też głos tego tenora - swą siłą i barwą - nie predestynuje go do tej roli.

Być może soliści zaprezentowaliby się lepiej, gdyby zajął się nimi dyrygent czujący muzykę operową. Choć Grzegorz Nowak także włożył w przygotowanie spektaklu dużo pracy i pod jego ręką poznańska orkiestra przeszła nader korzystną metamorfozę, to jednak muzyce zabrakło niepowtarzalnej śpiewności - mieszanki namiętności i liryzmu, żaru i słodyczy - charakterystycznej dla Verdiego. Bez niej trudno zrozumieć, dlaczego kompozytor ten bywał geniuszem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji