Artykuły

Sensacyjny debiut prof. Deglera

- Zawsze marzyłem, żeby zagrać w sztuce Witkacego - sensacyjny debiut aktorski prof. JANUSZA DEGLERA podczas wykładu akademickiego.

"Idzie szare... Czy spełnią się proroctwa Witkacego? - taki tytuł miał wczorajszy wykład na benefisie Janusza Deglera, historyka literatury i teatrologa zafascynowanego Stanisławem Ignacym Witkiewiczem i jego twórczością. Pomysłodawcą benefisu był profesor Józef Dudek, gospodarz słynnego wrocławskiego salonu.

Laudację wygłosiła Ewa Michnik, dyrektor Opery Dolnośląskiej, starając się nie pominąć żadnej z zasług popularnego wrocławskiego naukowca. Sprawiała wrażenie, jakby się spieszyła z jakiegoś powodu i ukradkiem lustrowała nabitą salę... Coś wisiało w powietrzu. Kiedy bohater benefisu dziękował skromnie za lukrowane słowa, acz w każdej kropli lukru zasłużone, ktoś brutalnie zaczął łomotać w drzwi. Sala zamarła, profesor Degler zbladł. Po chwili wpadło dwóch przebierańców i zaczęli bacznie przyglądać się sali. Bosonogi stwierdził, że... idzie szare. Ustalili, że to szare to karaluchy. Mówili to patrząc nam prosto w oczy. Postanowiono zawiadomić Króla, który gdzieś wsiąkł. Tak naprawdę schował się za mikrofon. Stał tam blady jak ściana Król Degler. Grający drugoplanową rolę Króla, Janusz Degler próbuje dyskretnie włożyć koronę, o której zapomniał, ale fotoreporter był czujny. A był to fragment dramatu Karaluchy napisany przez 7-letniego Stasia Witkiewicza.

Po tym artystycznym bałaganie zaczął się wykład, który miał odpowiedzieć na pytanie - czy spełnią się proroctwa Witkacego. Prof. Degler ukazywał całą złożoność osobowości jednego z największych polskich artystów używając soczystych, czasem pikantnych anegdot. Sypał cytatami, a słuchacze przerywali mu śmiechem i brawami. Nie pamiętam, kiedy taka frywolna atmosfera panowała na akademickich wykładach.

Największy entuzjazm wśród licealistów i studentów wywołała opinia ojca Witkacego, który był wrogiem szkolnictwa i uważał, że szkoły trzeba zniszczyć, bo zabijają indywidualność.

Dawno żaden aktor we Wrocławiu nie dostał takich oklasków, jak wczorajszy wykładowca. Jestem pewien, że jeżeli ktoś z obecnych nie słyszał wcześniej o Witkacym, to na pewno się nim zainteresuje. Tak podstępnie działają dziś nawet uznane autorytety.

Wczoraj [22 września] przy pełnym amfiteatrze w witkacowskim repertuarze zadebiutował Janusz Degler. Początkujący sługa Melpomeny był znakomicie przygotowany teoretycznie, ale do roli Króla w Karaluchach podszedł zbyt emocjonalnie. Na bladym obliczu aktora malowało się porażające widzów przerażenie. Kiedy przed kulminacyjną inwazją karaluchów wykrzyknął wreszcie swoje długo tłumione: A, co? - sala odetchnęła z ulgą, a twarz aktora zarumieniła się optymistycznie. Sądzę, że ten debiut zapamięta wielu obecnych na widowni teatromanów i będą opowiadać wnukom: Widziałem, jak Degler grał Króla. Debiutanta polecamy dyrektorowi największej wrocławskiej sceny Bogdanowi Toszy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji