Artykuły

Serial policyjny i wiara w melodramat

"Znaki szczególne - brak" w reż. Pawła Szumca w Teatrze Nowym w Zabrzu na Festiwalu Dramaturgii Współczesnej "Rzeczywistość Przedstawiona". Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.

W Zabrzu trwa Festiwal Dramaturgii Współczesnej "Rzeczywistość przedstawiona". A rzeczywistość najwyraźniej staje się coraz większym wyzwaniem dla teatru. Widzowie nie szukają już na scenie aluzji politycznych ani paradokumentalnych obrazków z życia; mają ich dużo (czasem w nadmiarze) w telewizji i w gazetach. O tym oczywistym fakcie zdają się nie wiedzieć autorzy sztuki "Znaki szczególne - brak" [na zdjęciu] - Bartek Kurowski i Maciej Sterło-Orlicki, której inscenizacja, w wykonaniu zespołu Teatru Nowego w Zabrzu, rozpoczęła konkurs.

Oglądając to przedstawienie, trudno oprzeć się wrażeniu, że oto mamy do czynienia z telewizyjnym serialem "W-11" z niewiadomych przyczyn przeniesionym do teatru. Tekst pisany był zresztą jako scenariusz filmowy, co samo w sobie nie jest grzechem. Nie każdy jednak scenariusz dobrze znosi próbę sceny, wymagającej czegoś więcej niż tylko sprawozdania z wydarzeń na sąsiedniej ulicy. Sztuka pt. "Znaki szczególne - brak", w reżyserii Pawła Szumca, niestety nie wygląda jak "rzeczywistość przedstawiona" tylko jak "rzeczywistość żywcem skopiowana". W serii obrazków z życia komisariatu ("07 zgłoś się"?) poznajemy grupę postaci, z których każda powiela jakiś schemat. Jest więc grupa sympatycznych, ale zaharowanych policjantów, rozliczanych z liczby złapanych przestępców, jest prokurator pilotujący kilka spraw jednocześnie i jest wreszcie Mężczyzna, któremu z autorskiej "rozpiski" wypadło walczyć o wolność jednostki w starciu z przedstawicielami władzy. Teza sztuki (z grubsza biorąc: jak łatwo zniszczyć człowieka) jasna jest od pierwszych scen, więc publiczności pozostaje tylko oglądać przebieg śledztwa, z przerwą na scenę z życia prywatnego stróżów prawa. Też nie odkrywczą, bo tym razem policjanci siedzą sobie w barze, jak nie przymierzając ich koledzy po fachu z seriali amerykańskich. Finałowy krzyk głównego bohatera - któremu wprawdzie nic nie udowodniono, ale któremu pobyt w areszcie na pewno na dobre nie wyszedł - publiczność przyjmuje raczej z ulgą niż z refleksją. Na dobre słowo zasługuje natomiast zespół aktorski, który z szeleszczącego papierem tekstu wyciągnął maksimum szczerości. Policjant I w wykonaniu Jacka Wojnickiego i Sąsiadka Hanny Boratyńskiej to dobre role, podciągające słaby tekst o kilka oczek w górę.

Drugim konkursowym przedstawieniem były "Szwaczki" Pawła Sali, zrealizowane przez Andrzeja Celińskiego w Teatrze Śląskim. Dziennik Zachodni pisał już o tym przedstawieniu, przypomnijmy więc tylko, że sztuka opowiada o grupie kobiet, których jedynym duchowym pokarmem jest wiara w Matkę Boską od Cudów i... serialowe melodramaty. Tekst Pawła Sali, choć konstrukcyjnie popękany i przeładowany nadmiarem wątków, wart jest jednak uwagi. Otóż w przeciwieństwie do Kurowskiego i Sterło-Orlickiego, autor "Szwaczek" wychodząc z sytuacji realistycznych, buduje jakąś nową wieloznaczną rzeczywistość. Wpływ popkultury na myślenie, a coraz częściej także na postępowanie i życiowe wybory wielu z nas, nie jest więc w "Szwaczkach" jakimś udramatyzowanym raportem socjologicznym, tylko skomplikowaną metaforą. W wielu momentach zbyt skomplikowaną i zagmatwaną, ale na pewno lepszą niż serial policyjny na scenie. W "Szwaczkach" działania aktorskie także pomogły uwiarygodnić tekst. Gdyby nie Bogumiła Murzyńska, Anna Kadulska, Dorota Chaniecka i Ryszarda Celińska, dużo trudniej byłoby sztukę Sali obronić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji