Hece z maczugi i koszyczka
Podobnie jak obok francuskiej kuchni istnieje sieć McDonald'sa, tak obok teatru Lupy i Jarockiego istnieją zjawiska takie jak "W obronie jaskiniowca"
Autorski spektakl Emiliana Kamiń-skiego oparty jest na motywach sztuki Roba Beckera, napisanej na podstawie książki Johna Graya "Mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus". Określenie "książka" jest tu mocno na wyrost, to raczej zbiór przystępnych odpowiedzi na pytania, które dręczą czytelniczki kolorowych pism. Najogólniej rzecz biorąc, tematem zarówno poradnika, jak i spektaklu jest odkrycie, że kobiety różnią się od mężczyzn psychicznie i fizycznie. Uśmiechniecie się państwo, przecież to rzecz powszechnie znana. Chyba jednak nie wszystkim, skoro poradnik, jak odróżnić kobietę od faceta, kupiło na świecie 15 milionów osób.
Osoby niepoinformowane co do drugo- i trzeciorzędnych cech płciowych żyją także pośród nas, czego dowodem są komplety na spektaklu Emiliana Kamińskiego. Aktor przez półtorej godziny opowiada o blaskach i cieniach pożycia małżeńskiego, ubarwiając opowieść przeróżnymi anegdotami i komentarzami. Jednak nie potoczystość jego wymowy zwróciła moją uwagę, lecz reakcje widowni przypominające reakcje licealistów na filmie od 18 lat. Ci ludzie, w większości dorośli, śmiali się najgłośniej z takich słów i tekstów, jak "fiut", "dupek", "kibel", "wysikałem się", "kręci się jak gówno w przeręblu".
Pełne porozumienie między sceną a widownią nastąpiło, gdy aktor zaczął żartować z telewizji, w szczególności z brazylijskich telenowel, a stan euforii zapanował podczas wykładu o narządach płciowych nazywanych tu oględnie maczugą i koszyczkiem.
Nie dziwię się, że Emilian Kamiński na jubileusz 25-lecia pracy zawodowej bierze udział w tej paradzie dowcipów o teściowej, przy której "Kiepscy" to Szekspir. Ten utalentowany aktor po prostu przystosował się do nowej publiczności teatralnej. W paru momentach osiągnął nawet pewnego rodzaju wirtuozerię, na przykład w pantomimicznej scenie kupowania koszul w supermarkecie lub w roli dwóch mężczyzn prowadzących rozmowę bez jednego słowa, za pomocą samych mruknięć.
Jest to jednak wirtuozeria artysty, który u szwagra na imieninach zaczyna nagle odgrywać sceny z Fredry, a krewni przerywają mu, wołając: "Emilian, weź opowiedz, dlaczego blondynka nie wsiada do windy!". Pan Kamiński wychodził do oklasków pięć razy - po raz pierwszy współczułem aktorowi z powodu sukcesu.