Artykuły

Fuksówkę zostawić, ale mądrze ją prowadzić

- Osoby, które nie chcą fuksówki, często mają problem z dystansem do siebie, mają niską samoocenę lub są po prostu zbyt dojrzałe na tę zabawę - mówi warszawska aktorka ANNA SZAWIEL.

Fuksówka, czyli rodzaj otrzęsin w Akademii Teatralnej, zazwyczaj kojarzona jest wyłącznie z dobrą zabawą. Ponad tydzień temu na łamach ogólnokrajowej prasy ukazały się artykuły, w których ze strony studentów padły głosy, że tradycja zamieniła się w falę, w gnębienie młodszych studentów przez starszych.. Po publikacjach w studenckiej społeczności białostockiej Akademii Teatralnej zawrzało. O tym, jak wspomina swoją fuksówkę, rozmawiamy z Anną Szawiel, absolwentką białostockiej Akademii Teatralnej.

Emilia Romaniuk: Kiedy przeszłaś fuksówkę i jak ją wspominasz?

Anna Szawiel*: Fuksówkę miałam siedem lat temu. To było mocne przeżycie: od upokorzeń, przez świetną zabawę aż po prawdziwe wzruszenia. Czyli tak, jak później przez cztery lata studiów. Pamiętam nieprzespaną noc, którą spędziliśmy całym rokiem na lepieniu jakichś głupich masek w mieszkaniu jednej z koleżanek. Wszyscy byliśmy zmęczeni, głodni, baliśmy się, że te maski nie wyjdą i będzie "żenada". Ale było w tym poczucie wspólnej odpowiedzialności, coś bardzo w życiu rzadkiego.

Ile Twoim zdaniem jest zatem w fuksówce zabawy, a ile fali? Pojawiła się opinia ze strony studentów, że gnojenie i musztra, jak w wojsku, to podczas fuksówki norma...

- Nigdy nie słyszałam o takim przypadku. Nie wiem, jak teraz to wygląda, ale ja miałam fajnych nestorów.

...a to, że starszy rocznik nie unika "żarcików" o podtekście seksualnym?

- Tak, podteksty seksualne bywają. Do Akademii Teatralnej przychodzą ludzie pełnoletni i zdolni, więc nie rozumiem, w czym problem?

...a to, że dziewczyny z pierwszego roku muszą grać, jak się masturbują, po czym słyszą od nestorów siedzących na widowni okrzyki: "jesteś głupia, gruba, jak mogłaś się tu dostać!"

- Nie słyszałam takich obelg. Za to takie: wazelina, oferma, Jaś Fasola dwa - to tak. Trzeba mieć odrobinę dystansu do siebie, pamiętać, że fuksówka to zabawa.

Czy fuksówka bywa brutalna? Czy ktoś z twoich znajomych opowiadał ci, że dla niego to była trauma? Płakał, brał coś na uspokojenie, żeby tylko jakoś do końca dotrwać?

- Prawie każdy z nas płakał, bywało ciężko, każdego dopadały wątpliwości: po co mi to? Ale to wszystko, te emocje i ten trud jest wpisany w fuksówkę. Jak się dostałam do szkoły, to byłam strasznie dumna, że taka elitarna uczelnia, i w ogóle myślałam - będę artystką. A tu ani się umalować, ani ubrać, tylko te krowie stroje z ogromnymi, różowymi cycami [co roku fuksy chodzą w śmiesznych przebraniach, np. krów, świnek, zegarów lub much - red.]. Trzeba się wydurniać, być miłym dla złośliwych nestorek i wymyślać atrakcyjne "programiki" i wszystko to równo, całym rokiem. Dopiero później widać, że wszystko to szkoła przetrwania.

Jeden ze studentów powiedział nam, że fuksy nie unikają gnojenia, bo słyszą od starszych roczników, że ci, którzy zerwą fuksówkę, będą w artystycznym środowisku spaleni? Czy to prawda?

- Różnie to bywa. Osoby, które nie chcą fuksówki, często mają problem z dystansem do siebie, mają niską samoocenę lub są po prostu zbyt dojrzałe na tę zabawę. Spaleni, to za duże słowo, ale mogą być mniej związani z większością, jakieś skutki tego są.

Po ukazaniu się artykułów w ogólnokrajowej prasie na temat tegorocznej fuksówki stała się ona trochę tematem tabu w środowisku akademicko-aktorskim. Albo się o niej nie mówi ogólnie, albo tylko w superlatywach. Może białostocka społeczność Akademii Teatralnej jest tak hermetyczna, zamknięta i przekonana o własnej wyjątkowości, że nawet gdy coś jest nie tak, studenci nie narzekają, wypierają te negatywne obrazy? Może przyszli aktorzy boją się krytykować, nawet gdy coś ich boli, żeby nie spalić sobie drogi do przyszłej kariery?

- Trudno mi powiedzieć, jak jest teraz. Nie znam przyszłych aktorów ani teraźniejszych nestorów. Być może teraz inni ludzie przychodzą studiować do Akademii Teatralnej.

A czy spotkałaś się z komentarzami, choćby w Warszawie, że środowisko białostockiej Akademii Teatralnej jest specyficzne, że ludzie są tu nieco skrzywieni, może wylęknieni, ale i zapatrzeni w siebie?

- Tak, ta hermetyczność nie pomaga wyleczyć kompleksu prowincjonalności. Ja do tej pory bywam nieśmiała, kiedy zdarza mi się współpracować z kimś po innej szkole. Dopiero w pracy okazuje się, że - jak wszędzie - liczą się umiejętności i talent. Co do hermetyczności, trzeba się pogodzić z tym, że intensywność tych studiów trochę wyklucza życie pozauczelniane.

Zatem: fuksówka tak czy nie? Zostawić ten zwyczaj, zmienić go czy zlikwidować?

- Na pewno nie likwidować. To piękna tradycja, ale kiedy jest mądrze prowadzona.

* Anna Szawiel (25 lat), po Akademii Teatralnej skończyła dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, pracuje przy produkcji filmów dokumentalnych, grywa w teatrach offowych w Warszawie (Wytwórnia, Academia).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji