Artykuły

Miasto poznawałem nocą

- Chcę robić sztukę, która nie będzie ludziom odbierać nadziei. Być może są środowiska, którym nihilizm i wychodzenie w przygnębionym stanie z teatru są potrzebne. Ja sądzę jednak, że można zastanawiać się nad ciemną stroną życia, ale trzeba jednocześnie szukać sposobów na jej pokonanie - mówi EMILIAN KAMIŃSKI, aktor Teatru Narodowego w Warszawie.

JOANNA ROLIŃSKA: Jest pan warszawiakiem?

EMILIAN KAMIŃSKI: Od kilku pokoleń. Moi przodkowie ze strony ojca byli rzemieślnikami. Dziadkowie prowadzili zakład krawiecki na Grochowie, dość dobrze prosperujący.

Czyli byli przedstawicielami rdzennej ludności warszawskiej, tzw. ludku warszawskiego, który teraz z nostalgią wspominają ludzie odtwarzający historię i atmosferę dawnej Warszawy. Ma pan w zanadrzu jakąś ciekawą rodzinną historię? - Opowiem o dziadku Stanisławie. Gdy byłem małyt dziadek, człowiek dowcipny i wesoły, lubił przypominać to, co zdarzyło się w jego życiu we wrześniu 1939 roku. Brał mnie na kolana i powtarzając co jakiś czas: - Dasz wiarę Milek? Dasz wiarę? - snuł barwne historie. Ja mały Milek, dawałem oczywiście wiarę. I co się potem stało? Gdy miałem 10 lat, wpadła mi w ręce "Trylogia" Sienkiewicza. Czytam po raz pierwszy i wiem, że skądś już te wydarzenia znam, znam całą historię, wiem, jak się ona skończy! Mojemu dowcipnemu dziadkowi, który czytał "Trylogię" przynajmniej raz do roku, Sienkiewiczowskie historie tak weszły w krwiobieg, tak utożsamił się z ich bohaterami, że ułożył specjalnie dla mnie "Trylogię" o 1939 roku, przedstawiając swoje losy na wzór losów Kmicica czy Zagłoby!

Świetny przykład na to, jak Sienkiewicz władał dawniej umysłami i sercami ludzi.

- Później dowiedziałem się od babci, że dziadek w 1939 roku trafił do Radości do wojsk obwodowych. Karabin może miał, a może nie, tego nikt nie wie. W każdym razie pracował w kuchni! Później został zdemobilizowany i wrócił do domu na Grochów. Dziadek - typowy, kochany cwaniak warszawski.

Praski cwaniak.

- Ja sam miałem tendencje do ubarwiania rzeczywistości. Mając 15, 16 lat i mieszkając na Grochowie, zakładałem najgorsze swoje ubranie, smarowałem miałem węglowym twarz i ręce i jechałem tramwajem na Ząbkowską. Spędzałem tam całe wieczory, łaziłem, poznawałem ludzi, wchodziłem do knajpek.

Dlaczego charakteryzował się pan na węglarza?

- Tak było bezpieczniej. Mówiłem, że wożę węgiel na Grochowie, że jestem czeladnikiemu węglarza. Poznałem wtedy emerytowanego milicjanta, który opowiedział mi niezwykłą historię warszawską. W 1947 roku miał dyżur razem z kolegą na Ząbkowskiej. Ta ulica była wtedy brukowana, czyli taka, jaką ja jeszcze pamiętam. Zasnęli na ławce - była ciepła letnia noc. W pewnym momencie milicjant się obudził i zobaczył, że bruk się rusza! Zbaraniał, myślał, że ma halucynacje. Ale rzeczywiście bruk się ruszał, bruk szedł ulicą Ząbkowską. Obudził delikatnie kolegę, pokazał mu to i szybko się zorientowali, że to idą szczury! Szły całą Ząbkowską ze Starego Miasta. Mostem pewnie przeszły albo przepłynęły, nie wiem, jak to się mogło stać... Ten mój milicjant z kolegą siedzieli cicho i nie ruszali się. Bali się, że szczury mogą ich zaatakować. W pewnym momencie, opowiadał, zobaczyli, że na czterech szczurach, takich bardziej rosłych, jechał siwy, cały biały, wielki szczur. Prawdopodobnie ich król! To były szczury, które gnieździły się w piwnicach Starówki po Powstaniu Warszawskim. W 1947 r. była deratyzacja i one po prostu przeszły na Pragę, uciekały przed kaźnią, która miała ich tam na Starym Mieście spotkać. No, w każdym razie przedziwna historia!...

Nieprawdopodobna!

- Inna opowieść. Miałem kiedyś buty zapinane na wysokie klamry. To była zima. Przyszedłem do knajpki na Ząbkowskiej i w pewnym momencie słyszę: - Ty taki a taki synu, znam cię z Chopina, ty glino cholerna, ty wtyko itd. Myślisz, że cię nie poznaję po tych butach waszych. Ubliżała mi prostytutka. Okazało się, że nosiłem buty, które milicja miała na wyposażeniu. Na Chopina było wtedy więzienie dla kobiet. Zrobiło się niebezpiecznie, ludzie odsunęli się ode mnie. Miałem wtedy 17 lat. Powiedziałem do niej: Tak, pamiętam cię, ale teraz nie jestem na służbie, przyszedłem się napić i odpieprz się ode mnie, bo zaraz wrócisz tam, skąd wyszłaś. Barman do mnie podszedł: - Panie władzo, proszę się nie gniewać. Uciszyli ją. I już miałem szacunek. Gdybym próbował się tłumaczyć, może inaczej by było.

Czy to zamiłowanie do nocnych włóczęg i penetrowania zakamarków miasta zostało panu w dorosłym życiu?

- Oczywiście. Ale najbardziej intensywnym okresem, jeśli chodzi o poznawanie Warszawy, była szkoła teatralna. Miałem tajny układ z dozorczynią - mogłem spać w szkole. Ponieważ potrzebowałem mało snu, łaziłem po nocy. Byłem duchem Starego Miasta. Próbowałem nocą zwiedzać też warszawskie cmentarze, ogrody, parki...

Nie były pozamykane?

- Były, ale udawało mi się to. Łazienki! Przypomniała mi się znowu historia z lat chłopięcych. Uciekłem z domu. Najpierw nocowałem na Centralnym, który jeszcze wtedy był drewniany.

Drewniany?

- Taką prowizorką był. Pamiętam, że chodziło się po deskach drewnianych. Spałem tam, ale milicji to się nie podobało. Poszedłem więc do Łazienek. Tam, koło pomnika Chopina był krzaczek ładny jak daszek i ławka. Zasnąłem. W nocy spuszczono psy - wilki - i one mnie zwęszyły... Jak ja wtedy uciekałem! Balem się, że mnie zagryzą. Przy Belwederze jest taka wielka żelazna brama. Pokonałem ją! Nie wiem, jakim cudem... Co strach może zrobić!

Zmieńmy trochę nastrój. Warto chyba przenieść się w czasie i przypomnieć stan wojenny z atmosferą spektakli Teatru Domowego, których był pan twórcą.

- Świetnie znam Warszawę z pierwszych chwil stanu wojennego. Wracałem nocą od dziewczyny. Było po dwunastej. Zamieć, biało jak jasna cholera, czołgi i wozy pancerne. Nikt mnie nie zatrzymywał. Pomyślałem: Amerykanie wynajęli Warszawę i robią film wojenny. Zatrzymałem się przy jednym z żołnierzy. - Co się dzieje? A on: - Nie wiem, chyba Berlin ruszył! Zbaraniałem. A na drugi dzień dowiedzieliśmy się od Jaruzela, że to stan wojenny. Mówiąc o Teatrze Domowym, chciałbym najpierw wspomnieć o śniadaniach. My, tzn. moje środowisko aktorsko-dziennikarskie, spotykaliśmy się na tzw. śniadaniach. Była godzina milicyjna i nie można było wieczorem prowadzić życia towarzyskiego. Rano, co kto miał w domu, to brał i jechaliśmy do kogoś na śniadanie. Kupę czasu mieliśmy, bojkot był, wiadomo. Biesiadowaliśmy po kilka godzin.

A Teatr Domowy? Jak powstał?

- Była nas czwórka: Ewa Dałkowska, Andrzej Piszczatowski, Maciej Szary i ja. Graliśmy po prostu w domach, w warszawskich mieszkaniach - najróżniejszych. Na starych strychach, w piwnicach. Ile ja mieszkań wtedy zwiedziłem, ilu wspaniałych ludzi poznałem...

Wiadomości o spektaklach będą się rozchodziły pocztą pantoflową?

- Tak. Po cichutku, po malutku.

Wydaje mi się, że Kamienica - pana teatr, który niebawem ruszy - jest jakimś nawiązaniem do tej idei Teatru Domowego sprzed lat. Nie tylko przez nazwę.

- Jestem człowiekiem, który umiłował życie, i taki teatr chcę reprezentować. Chcę robić sztukę, która nie będzie ludziom odbierać nadziei. Być może są środowiska, którym nihilizm i wychodzenie w przygnębionym stanie z teatru są potrzebne. Ja sądzę jednak, że można zastanawiać się nad ciemną stroną życia, ale trzeba jednocześnie szukać sposobów na jej pokonanie.

Kamienica to też warszawska historia i świetny punkt: vis-a-vis dawnego STS, tuż przy placu Bankowym.

Adres: Solidarności 93, dawniej Leszno 13. Kamienica jest pożydowska, ufundowana w 1910 roku przez Michała Rózga, w 1933 sprzedana Powszechnemu Zakładowi Ubezpieczeń. Mieszkali w niej zamożni adwokaci i lekarze żydowskiego pochodzenia. Brała ona udział w Powstaniu Warszawskim i w powstaniu w getcie. Przez piwnice, w których będzie działał teatr, AK przerzucała ludzi z getta. Tam jest jakaś przedziwna, tajemnicza energia, a teatr przecież karmi się energią. I do tego niezwykłego miejsca będę mógł niedługo wszystkich państwa zaprosić!

***

Emilian Kamiński. aktor teatralny, filmowy i musicalowy. wokalista. Ukończył warszawską PWST w 1975 r. Jego najważniejsze role teatralne to: Janosik-Swój w "Na szkle malowane". Figaro w "Weselu Figara". Billy Flynn w musicalu "Chicago", Alfred w "Mężu i żonie", Horacy w "Szkole żon", a także monodramy "Kontrabasista", "W obronie jaskiniowca" w teatrze Studio Buffo, rola Capuleta w głośnym musicalu Janusza Józefowicza "Romeo i Julia" oraz "Niejaki Piórko".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji