Artykuły

Pierwszy Gangster IV RP

- To jest właśnie sens i przyjemność tego zawodu, żeby wcielać się w różne, zaskakujące nas samych role. Teraz z przyjemnością zagrałbym jakiegoś totalnego fajtłapę. Faceta, który kompletnie nie radzi sobie z rzeczywistością - mówi warszawski aktor ROBERT WIĘCKIEWICZ.

Właśnie odebrał pan nagrodę za najlepszą rolę męską na festiwalu w Gdyni. Dla filmu "Wszystko będzie dobrze" zrezygnował pan z innych propozycji. Produkcja się opóźniała, wydawało się, że w ogóle do niej nie dojdzie. Pan był wierny.

- To prawda, trwało to prawie dwa lata. A właściwie już trzy lata temu na festiwalu w Gdyni, kiedy przyjechałem z filmem 'Vinci', podszedł do mnie Tomasz Wiszniewski i poprosił o numer telefonu. O scenariuszu wspominał mi też Juliusz Machulski. Ale takich rozmów odbywa się wiele. Często nic z nich nie wynika. Tomasz rzeczywiście się odezwał, poszedłem na casting i zagrałem jedną scenę z kilkoma chłopcami, którzy startowali do roli Pawełka. Wychodząc, poprosiłem o scenariusz. Przeczytałem. A potem zrobiłem coś, na co nigdy wcześniej sobie nie pozwoliłem. Zadzwoniłem do reżysera i powiedziałem mu wprost: 'Muszę to zagrać'.

Dlaczego?

- To się czuje. Wchodzisz do sklepu, widzisz buty i wiesz, że one są dla ciebie. Natychmiastowy zachwyt. Od razu układałem sobie w głowie, jak to zagram. W końcu reżyser odezwał się: 'OK. Jesteś z nami na pokładzie'.

Najbardziej interesująca była dla mnie relacja Pawełka - dziecka, i Andrzeja - mężczyzny nie do końca dojrzałego w swoich emocjach. Jest alkoholikiem, ale mnie bardziej od zewnętrznych objawów jego choroby ciekawiło, skąd się wziął ten jego gigantyczny życiowy zakręt, z którego nie może się wydostać. Piękna opowieść o przyjaźni. Skrajne emocje, trochę śmiesznie, trochę smutno. Mnie ta historia wzruszyła. Czytając scenariusz, popłakałem się.

Przygotowując się do roli, szukał pan inspiracji?

- Tomek mnie namówił, żebym poszedł na Kolską, do zakładu wytrzeźwień. Byłem na kilku mityngach AA, na kilku zajęciach terapeutycznych. Ale nie chodziło mi o to, żeby podpatrzyć fizyczne zachowania ludzi cierpiących na alkoholizm. Interesowało mnie, co się dzieje w głowie takiego człowieka. Dlaczego nie może sobie poradzić już nie tylko z alkoholem, ale z samym sobą. Alkoholizm to konsekwencja jego problemów. Wtedy zdałem sobie sprawę, co to jest za choroba. Jak może spustoszyć wewnętrznie, zrujnować organizm i to, co się nazywa człowieczeństwem.

Pawełek biegnie do Częstochowy, bo wierzy, że w ten sposób uzdrowi swoją matkę. Andrzej jedzie za nim...

- ...na początku z pobudek egoistycznych. Walczy o siebie. Nie ma w nim współczucia ani solidarności z tym chłopakiem. Z filmu wypadła scena, która to dopowiadała. Że dla niego zawody, w których miał wziąć udział Pawełek, to być albo nie być.

I przychodzi mu do głowy szatański plan, że on może na tym wszystkim też skorzystać. Mimo że w czasie drogi przechodzi przemianę, a między nimi zawiązuje się pewna nić porozumienia, nie ma w tym cienia sentymentalizmu.

Czy jako dziecko był pan podobny do Pawełka? Pamięta pan swojego nauczyciela WF-u?

- Pamiętam, bo WF to był jeden z moich ulubionych przedmiotów. Byłem sportowcem, grałem w piłkę.Przez wiele lat piłka była osią mojego życia. I gdyby nie kontuzja, może byłbym trenerem drużyn młodzieżowych po wcześniejszej cudownej karierze piłkarskiej (śmiech). Czy byłem podobny do Pawełka? Byłem normalnym chłopakiem, nie chciało mi się chodzić do szkoły, trochę wagarowałem. Moje dzieciństwo było radosne, przy wszystkich problemach, jakie przeżywaliśmy w późnych latach 70. i na początku 80. Ale ja nie musiałem mieć w sobie tyle determinacji. Rodzina Pawełka jest naznaczona piętnem. Jego ojciec był alkoholikiem i zapił się na śmierć. Chłopiec, który zagrał Pawełka, w prywatnym życiu też nie ma za wesoło. Reżyser mówił, że specjalnie wziął właśnie takiego chłopca. Uznał, że dziecko z tzw. normalnej rodziny nie będzie w stanie wydobyć z siebie takich emocji. To był jego pierwszy raz przed kamerą, może nie tyle zagrał, ile raczej był. Chociaż w wielu scenach Adam wykazał się prawdziwym kunsztem aktorskim. Oczywiście reżyser go stymulował, prowadził, dawał uwagi. Ale gdyby Adam nie miał tego ciężkiego bagażu doświadczeń, to pewnie byłoby mu o wiele trudniej grać Pawełka. Zdarzało się, że się zamykał, niektóre sceny dużo go kosztowały. Musieliśmy być wszyscy bardzo czujni, żeby nie posunąć się za daleko.

O czym myślał pan, odbierając nagrodę w Gdyni?

- Coś tam sobie na wszelki wypadek układałem w głowie. Ale jak wszedłem na scenę, to zapomniałem. Z wrażenia nie podziękowałem ekipie drugiego filmu, za rolę w którym też zostałem wyróżniony, ba - nawet to do mnie nie dotarło. Już po wszystkim pomyślałem, że ta nagroda to dla mnie potwierdzenie, że to, co robię, ma sens.

Skąd się wzięła 'masakra'? Używał pan tego słowa tak często, że Andrzej Saramonowicz wykorzystał je później w 'Testosteronie'. To dziś kultowe powiedzenie...

- Zasłyszałem je gdzieś, kiedyś. Ale to prawda, nadużywałem go do tego stopnia, że jeszcze na długo przed "Testosteronem" Andrzej Saramonowicz czasami zwracał się do mnie per 'Pan Masakra'. To uniwersalne słowo, bo może mieć zabarwienie pozytywne i negatywne. Można powiedzieć: 'To wino było... maaaaasakra', czyli cudowne, albo to była "totalna masakra". Dopiero z intonacji czy kontekstu można się zorientować, czy to dobrze, czy źle.

Nie roszczę sobie praw autorskich, można go spokojnie używać.

Miał pan szczęście zagrać w trzech 'kultowych' czy 'przełomowych' spektaklach teatralnych. Myślę o 'Shopping and Fucking', przedstawieniu odważnym, okrutnym, które - choć ostro krytykowane - na pewno wyprzedzało swój czas. 'Testosteron' Andrzeja Saramonowicza w reżyserii Agnieszki Glińskiej to z kolei absolutny rekordzista. Zagraliście go 300 razy?

- ...chyba już 400.

Zagrał pan też w świetnym spektaklu Łukasza Kosa według sztuki Marka Modzelewskiego "Koronacja", nazywanym manifestem pokolenia 30-latków. Porozmawiamy o tych przedstawieniach? Co wtedy, w połowie lat 90., znaczyło dla pana "Shopping and Fucking"?

- To była pierwsza propozycja po przeprowadzce do Warszawy. Chwyciłem się jej kurczowo. To, że spektakl był postrzegany jako kontrowersyjny, tylko dodawało pikanterii. To przedstawienie dla mnie ważne choćby dlatego, że zaowocowało angażem do Teatru Rozmaitości. Dziś bym się na coś takiego nie zdobył. Ja robiłem naprawdę straszne rzeczy na scenie. Wtedy jeszcze mogłem, dzisiaj nie dałbym rady. W przypadku 'Testosteronu' sprawa była mniej skomplikowana. Z Andrzejem Saramonowiczem znaliśmy się dobrze. To było już po filmie 'Pół serio'. Role w 'Testosteronie' Andrzej napisał dla konkretnych aktorów. Ale w trakcie prób nawet nie przyszło nam do głowy, że to będzie aż taki hit. Liczyliśmy się z tym, że zagramy 15 spektakli i koniec. A gramy już ponad pięć lat.

A "Koronacja"?

- Sama historia, którą opisał w swojej sztuce Marek Modzelewski, jest w gruncie rzeczy banalna. Spodobało mi się, że postać głównego bohatera została rozbita na dwie osoby - Maćka i Króla, jego wewnętrzny głos. Nagle na scenie "widzimy" myśli bohatera.

A pan ma w sobie takiego króla?

- Pani też ma. Ma pani swoją królową. To głos, który mówi nam: "Nie, nie możesz zjeść tego ciastka, obiecałeś, że nie zjesz", a tymczasem ręka niebezpiecznie zbliża się do słodyczy... Każdy ma taki głos, który czasami jest rozsądkiem, czasami nas prowokuje albo próbuje bronić.

Ma pan opinię czołowego gangstera polskiego kina - Pierwszy Gangster IV RP. Lubi pan to?

- Wiedziałem, że padnie to pytanie (śmiech). Nie muszę z tym walczyć. Bo wiem, że przyjdzie taki moment, już przyszedł, że zagram kogoś zupełnie innego, na przykład biznesmena w garniturze albo trenera alkoholika. Nie boję się szufladki. A gdy ktoś mnie rozpoznaje i mówi: 'Cześć, Blacha', to jest to przyjemne.

Rozpoznają pana na spacerze z synkiem po parku?

- Nie chowam się jakoś specjalnie. Lubię, jak ktoś coś miłego powie, uśmiechnie się. U nas na Saskiej Kępie ludzie potrafią okazywać sympatię w sposób dyskretny, nie tak jak na przykład na festiwalu w Międzyzdrojach. Ostatnio usłyszałem: "O, laureat idzie", i to też było miłe.

Ale były też takie momenty, że telefon nie dzwonił. Nie było propozycji. Czy myślał pan: "Królu, nic się nie martw - wszystko będzie dobrze"? Czy raczej chciał pan zmienić zawód?

- Owszem, bywały ciężkie chwile. W pewnym momencie myślałem nawet, żeby zmienić zawód. Był alkohol i inne słabości. Np. jadłem, byłem grubasem, żarłem, bo musiałem to wszystko zabić w sobie. A jedzenie było jedyną przyjemnością. Ale na szczęście była we mnie jakaś determinacja. 'Spokojnie, będzie dobrze' - mówiłem sobie. Trudno o tym mówić z dzisiejszej perspektywy. Teraz jestem gdzie indziej. A wspomnienia wypiękniały. Patrzę do przodu. Właściwie nie do przodu - patrzę na teraz. Staram się wypełniać każdą chwilę maksymalnie, niczego nie przyspieszać, bo wtedy coś się traci. Jak człowiek cały czas patrzy do przodu, to mu umyka to, co jest teraz.

Za chwilę pojedzie pan na plan filmu "Lejdis" Andrzeja Saramonowicza i Tomasza Koneckiego. Gra pan tam postać, która się nazywa Marek Dywanik.

- Nazwisko określa tę postać. To jest taki facet, który kocha wszystkie kobiety. I jak drogocenny dywan rozwija się przed nimi, a one depczą po nim obcasami. Dziurawią go (śmiech). Ponieważ Marek Dywanik kocha wszystkie kobiety, ma problem z wyborem tej jedynej. A w momencie, kiedy już się zdecydował, okazało się, że jest za późno. Gram playboya, co też jest dla mnie zaskakujące i dosyć trudne. Muszę się strasznie gimnastykować, żeby to zagrać.

Dlaczego?

- Bo przecież taki nie jestem. Ale to jest właśnie sens i przyjemność tego zawodu, żeby wcielać się w różne, zaskakujące nas samych role. Teraz z przyjemnością zagrałbym jakiegoś totalnego fajtłapę. Faceta, który kompletnie nie radzi sobie z rzeczywistością.

***

Robert Więckiewicz

- ur. w 1967 roku. Absolwent wrocławskiej PWST (1993). Cuma w 'Vincim', Blacha w 'Świadku koronnym', Julek w filmie 'Ciało'. Znany z seriali 'Samo Życie', 'Oficer', 'Odwróceni'. Grał w Teatrze Polskim w Poznaniu oraz w Teatrze Rozmaitości, Montowni i w Narodowym w Warszawie. A także w Teatrze TV m.in. w 'Martwej królewnie' i 'Fotoplastikonie'

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji