Artykuły

Nie narzekam

- Mam to szczęście, że kiedy wychodzę na scenę na te półtorej czy dwie godziny to się całkowicie wyłączam. Tyle że jest to bardzo krótki czas - mówi PIOTR MACHALICA.

Z Piotrem Machalicą [na zdjęciu], aktorem, pieśniarzem rozmawia Renata Moroz

Teatr Miejski w Gdyni zainaugurował sezon. I na początek, zaserwował nam Machalicę śpiewającego Brassensa i Okudżawę.

- To są poeci, którzy towarzyszą mi od wielu lat. Ich twórczość mnie uwiodła, a nawet powiedziałbym, że przynosi ulgę w ciężkich chwilach. Z naszego, polskiego podwórka mógłbym wymienić - zastrzegam kolejność nie ma znaczenia - Przyborę, Młynarskiego, Wołka. Śpiewając ich teksty czuję się, jakbym opowiadał swoją historię. Inaczej rzecz nazywając - identyfikuję się z nimi. Reakcje publiczności są podobne. I to chyba najpiękniejsze chwile, jakie mogą spotkać artystę.

W wywiadach mówi pan o marzeniach młodości. Jak się ma więc marzenie o byciu kierowcą tira, do pieśni bardów, które pan wykonuje?

- Gdyby była pani mężczyzną, zapytałbym o wiek. A potem o marzenie sprzed 20 lat. Wie pani, gdy ma się 14-15 lat, to coś takiego jak bycie kierowcą tira jest naprawdę pasjonujące. Żyłem w zamkniętym kraju, nie miałem żadnej szansy wyjazdu, chyba że z Zielonej Góry do Bielska i z powrotem. I to co widziałem w strzępach - na jakichś filmach, te przestrzenie, Stany, te traki... Więc sobie tak zamarzyłem.

Porozmawiajmy o obecnych marzeniach Piotra Machalicy.

- Są rozmaite. Ale najważniejszym jest osiągnąć harmonię z samym sobą. Żeby przestać się szamotać ze sobą, przestać próbować z życiem, z innymi ludźmi, z problemami. Bo nie mam na to żadnego wpływu. Nie mam żadnej mocy żeby zmienić zewnętrzność, która jest wokół mnie. Mogę tylko zmienić siebie. Więc próbuję.

Przy pomocy religii, terapii?

- Mam to szczęście, że kiedy wychodzę na scenę na te półtorej czy dwie godziny to się całkowicie wyłączam. Tyle że jest to bardzo krótki czas. Pyta pani o religię. Jestem katolikiem, ale niepraktykującym od wielu lat. Był taki czas, gdy ta moja wiara z dziecięcych lat była podsycana przez mamę. To było dobrze poukładane. Dziś uznałem, że lepiej, jeśli będę nosić to w sobie, a nie na zewnątrz. Poza tym przyszedł taki moment, że ciężko mi już było iść na godzinę 9 rano na mszę, bo skupienie ludzi, nie wszystkich oczywiście, nie bardzo mi odpowiadało. Są takie religie, których chętnie bym dotknął. Ale na razie nie dotknąłem. Poza przeczytaniem książek Dalaj Lamy. Zresztą buddyzm jest fantastyczny. Nie każe nam wierzyć, że jesteśmy po to, by dźwigać jakiś krzyż, by się męczyć. A jesteśmy po to, by się radować, cieszyć się, po prostu żyć.

Ma pan rodzinę?

- Mam oczywiście. Dzieci są już dorosłe. Idą własną drogą. Córka wyszła za mąż.

Jest pan dziadkiem?

- Nie i radzę im, żeby się nie śpieszyli. W tym duchu z nimi rozmawiam. Akurat w tej sprawie pośpiechu nie ma. W czasach, w jakich przyszło nam żyć, bywa różnie i mamy tego dowody na każdym kroku.

Jest pan zadowolony z życia?

- Całe życie jestem zadowolony. Uważam, że wielkim frajerstwem jest narzekanie na życie, a co gorsza, zadawanie sobie pytania - po co ja żyję, przecież się tu nie prosiłem, jest mi tu źle. Ja żyję i jak wspomniałem, moim największym marzeniem jest osiągnąć pewien spokój. Choć zdaję sobie sprawę, że dla człowieka z taką osobowością, z taką przeszłością, w tym wieku, jest to słabo osiągalne. Ale... może mi się uda.

I tego panu życzę.

- Dziękuję serdecznie."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji