Artykuły

Dla mnie bomba!

Właściwie nie tak powinno się o tym pisać. Nie w ten sposób. Może w ogóle nie pisać tylko przeżyć so­bie w skupieniu, wrócić do domu i poprzeżywać jeszcze raz i jeszcze, w swoim własnym teatrze wyobraź­ni. Tak długo, aż okaże się, że nie jest to osobista rzecz tego smutnego pana o wszechwiedzącym spojrze­niu, który cały czas krąży obok przedstawienia, tylko rzecz moja i rzecz pospolita, wspólna. Ten mądry w czarnym ubraniu - Tadeusz Kan­tor - jest tu, na scenie, jak jeden Bóg w paru osobach. Jest narrato­rem i chórem greckim, choć nie mó­wi ani słowa, jest tym, który nakrę­ca gadające lalki i krwią żywych znaczy upływ teatralnego czasu. Jest wszechmogący, ale tylko z pozoru, wie co się zdarzyło, być może wie co się zdarzy i pozwala na to choć nie zawsze akceptuje. Albo nie może za­pobiec. Aktorzy czasem wzrokiem szukają z nim kontaktu, czasem zwracają się wprost do niego, cza­sem potrzebują go jak smagnięcia batem, żeby znów ruszyć do przo­du. Aktorzy są ludźmi ale niezupeł­nie. Jakby towarzyszące im kukły oddały im część swojej martwoty. Nawet ta rodzinna grupa, poławia­jąca się co pewien czas w gorączkowym poszukiwaniu swojej tożsamości, swojego miejsca, swojego czasu w swoich, wspólnych wspomnie­niach, których strumień płynie na pozór bezładnie a przecież tak kon­sekwentnie. Babka, trup dziadka, ciotki, wujowie, odświętność dnia pogrzebu, pod paltotem, w kamizel­ce gołe plecy, ale szyk, ale melon, szal, jak należy. Czy to śmieszne, czy nie? Oj, chyba śmieszne! A ro­dzinne przekomarzania? A drzwi przynoszone przez chłopa na każde zawołanie? A gesty i słowa niez­mienne, codzienne, powtarzające się, rodzinne gesty i słowa z których składa się najpierw saga rozumiana tylko przez najbliższych, a potem fragment historii. Historii kraju, na­rodu, może najmniej państwa, ale trochę też. Bo historia tworzenia się Państwa wkracza tam parokrotnie tak jak wiele momentów z historii dość nowej i najnowszej. Ja wiem że powiedzieć o jakimś dziele sztuki, że uogólnia lub, że analizuje to zna­czy nie powiedzieć nic. A może na­wet gorzej. Ale tu się nic innego powiedzieć nie da. Bo naprawdę przechodzenie od szczegółu do ogółu dokonuje się na scenie, na naszych oczach, w naszej obecności, w środ­ku naszej skorupy, która okrywa wrażliwość na pewne słowa, dźwięki, melodie, obrazy, sytuacje. Mamy je zakodowane przez historię. Szare mundury, rozpoznaje nieomylnie wśród wszystkich innych, człowiek urodzony dostatecznie późno, żeby ich nigdy nie widzieć.

Spektakl Kantora odwołuje się do emocji. Takie określenie nie jest jednoznacznym komplementem. Mo­że nawet wcale nie jest komplemen­tem. Znaczyć bowiem może, iż rzecz krąży bardzo blisko kiczu i dla jed­nych granicę tę przekracza, dla in­nych nie. Kicz jest przecież sztuką wybitnie emocjonalną, antyintelektualną. Przynajmniej w najbardziej uproszczonym pojęciu. Jeśli będzie­my upraszczać trochę mniej, to się okaże, że kicz odwołuje się do emo­cji naskórkowych, a spektakl Kan­tora sięga głębiej. Ale co to za głębia, kiedy taka dostępna każdemu? Krót­ko mówiąc bajecznie kolorowy obraz z ułanem na koniku - już takie widziałem na jarmarku, na wschod­nich rubieżach zamiast jelenia - i umarła piechota z obrazu teatralne­go Kantora posługują się tym sa­mym instrumentem do wywoływa­nia wzruszeń, tylko że każdy arty­sta gra na tym swoim instrumencie tak, jak potrafi. Na swoją miarę. A więc i na miarę swego widza. I naprawdę nie ma znaczenia, że może to być ten sam widz, który przed każdym z tych obrazów będzie innym widzem.

Popularna piosenka o szarej piechocie brzmi tu przykro, szorstko, ogłuszająco. Budzi umarłych. Ich marionetkowy, sztywny krok jest ocieraniem się o śmieszność. Tak sa­mo jak upiorne próby wydobycia głosu z martwego gardła. Żeby po­wiedzieć "tak" na ślubnym kobiercu. Ożywione trupy z szarymi twarzami, nagie kukły, trzymane przez ży­wych, kukły o "młodych" jakby na­znaczonych słońcem "ciałach" wtło­czone do wagonu, skazane, razem z tamtymi, jeszcze żywymi, ale już skazanymi tak samo. Na odjeżdża­jący pociąg ksiądz kapelan, ksiądz Józef i w ogóle jakiś ksiądz litoś­ciwy sypie łopatą piach. Gest nie­odwołalny, gest chrześcijański, gest dobroci.

Warto by skończyć z mitem, że teatr Kantora jest teatrem trudnym. Chodzi w nim przecież o prawdy proste. A że nie po prostacku wyra­żone? Teatr jest w końcu sztuką a nie kazaniem niedzielnym, lekcją "wychowania obywatelskiego", czy zebraniem. Prawdy są proste i pro­sta ich wykładnia. Pojęcia znamy wszyscy. Proste aż do granic przy­zwoitości. Jak ta krótka scena z tańczącym rabinem, wielokrotnie ro­zstrzeliwanym, którego za każdym razem podnosi z ziemi katolicki ksiądz. Potem zresztą on sam będzie potrzebował pomocy i otrzyma ją. To pojęcie też wszyscy znamy. Czasem tylko się tej znajomości wstydzimy. Pierwszym sygnałem finału jest stół, długi, zasłany białym obrusem, za którym zasiądą wszyscy. Po wielkiej bieganinie w poszukiwaniu swoich miejsc, po rwetesie rodzin­nym, miłym poprzedzającym wielką ucztę - może stypę może wesele? - przychodzi czas spokoju. Stołu starczy dla wszystkich. Dla żywych, martwych i skazanych.

Pomimo, że nazwałam go spekta­klem emocji, to niewiele znalazła­bym w nim scen równie dramatycz­nych, jak moment kiedy Wszech­wiedzący podchodzi do stołu i zbiera ten olśniewający, biały, obrus. Składa go powoli i starannie. Te same załamania, ta sama biel, niczym nie­pokalana. Tej uczty nie będzie. Nig­dy nie było. I nie będzie...

Tadeusz Kantor, prócz swoich rozlicznych funkcji w tym spektaklu, spełnia również rolę sprzątaczki. Od­stawia do kąta już niepotrzebne rek­wizyty, zbiera śmieci z "poprzednie­go etapu", więc nic w tym dziwnego że zbiera obrus po uczie, która się nie odbyła. Ale robi to w taki sposób, że gest traci zwyczajność. Zyskuje znaczenie. Złowrogie znacze­nie. Nie będzie pojednania, nie bę­dzie zdrady jednego, rudego fałszy­wego żyda. W krzyżowaniu wezmą udział wszyscy. Wszyscy prócz nas. My wrócimy z teatru do domu z czystymi rękami. Ale właśnie to uwiera. Tylu ludzi przed nami tyle razy mówiło, że stali z boku i są niewinni. Zresztą ciotka-śmierć też umyła ręce. Zostawiła dzieło ludziom. Oni dokończą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji