Artykuły

Rzeczywistość zła, zepsucia i degeneracji wartości

"Fedra" w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Kajetan Pieczyński w serwisie Teatr dla was.

Maja Kleczewska opowiada nam o rzeczywistości zła, zepsucia i degeneracji wartości. Reżyserka chce podjąć dyskusję z mitem, ukazać jego funkcjonalność we współczesnym świecie. W przypadku "Fedry" posłużyła się tekstami Eurypidesa, Seneki, Enquista, Tasnádiego. Czy mnogość tekstów pomogła w realizacji tego celu?

Ekspozycja ukazuje nam bohaterów we wnętrzu przypominającym szpital dla umysłowo chorych, gdzie relacje międzyludzkie już z założenia nie mogą funkcjonować na płaszczyźnie ogólnie przyjętej normalności. Widzimy Fedrę - dumną, silną, niewzruszoną "kobietę sukcesu", która jakby nie pasuje do tego środowiska, a jednak już za chwilę będzie w bólu i cierpieniu opowiadać o swoim wewnętrznym nieszczęściu. Mamy tu naprawdę mocno zarysowany portret kobiety (temat podejmowany już przez Kleczewską chociażby w "Jordan" Anny Reynolds), która nie może znaleźć porozumienia ze światem mężczyzny. Danuta Stenka stworzyła tu znakomitą rolę. Genialne studium nieszczęśliwej postaci.

Spektakl można określić jako "mocny". Działające na wyobraźnię "obrazki", które stworzyła reżyserka, równie czytelnie, co agresywnie atakują widzów. Sceny nie są przez to spójne, raczej mamy do czynienia z następującymi po sobie pomysłami na zaszokowanie odbiorcy. I nie są to rozwiązania sceniczne, które w jakikolwiek sposób wzbogacałyby treść. Mamy tylko formę napompowaną awangardowymi środkami. Aktorzy przy tym momentami błąkają się po scenie, jakby nie postawiono przed nimi żadnych zadań aktorskich. Jan Englert w roli Tezeusza, tańczący w pieluchach, wywołuje tylko uśmiech na twarzy. Teramenes (Paweł Tołwiński) komiksowo wręcz zarysowany jako "zły" (skóra i ciężkie buty), w końcowej scenie, umazany krwią, przez 5 minut wypowiada monolog, który jest tak niezrozumiały (dosłownie), że wręcz aż drażni. Czy to sposób przedstawienia degradacji mitu? Można zrozumieć argument, że odzwierciedla to postać Fedry w zepsutym świecie. Pod warunkiem, że coś z tego wynika... Przekładanie tego w stosunku 1:1 jest nieporozumieniem.

Kleczewskiej nie udało się sprzedać swojej prawdy. Tekst literacki gdzieś umknął, słowa zatraciły znaczenie. Nie dowiedzieliśmy się nic nowego o naturze ludzkiej, poza tym co widzimy na co dzień. Teatr jest po to, aby udawać rzeczywistość, a nie po to by ją kopiować. Po "Fedrze" nie zostaje nic w naszej pamięci poza Danutą Stenką i kilkoma brutalnymi "teledyskowymi" obrazami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji