Artykuły

Recital aktorski z dramatem w tle

Spektakl nie wykorzystuje wszystkich możliwości, jakie daje dramat i staje się raz lepszym, raz gorszym recitalem aktorskim - o "Don Juanie według Topora" w reż. Piotra Bikonta Stowarzyszenia Teatralnego Badów w Teatrze KTO w Krakowie pisze Monika Kwaśniewska z Nowej Siły Krytycznej.

Na fotelu, tyłem do widowni siedzi mężczyzna. Wokół niego krząta się kobieta ubrana w długi, szary płaszcz z mnóstwem kieszeni. Goli go niewidzialną brzytwą. Gdy kończy, staje przodem do widowni i przeciera nieistniejące lustro. W nim przeglądać się będzie Don Juan szukając na twarzy śladów mieszkającej w jego ciele niewiasty. Jest tam już od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz dała o sobie znać. Ma na imię Joanna i jest wdową po zabitym przez Don Juana Komandorze. Jej obecność okazuje się zbawienna dla znudzonego miłosnymi podbojami mężczyzny. Zwykłe kobiety już go nie fascynują - wszystkie są przecież takie same: piersi, pośladki, nogi... Nic szczególnego. Teraz natomiast może uczynić z kobiety faktycznie swoją drugą połowę oddając jej część swojego ciała, co zostaje symbolicznie zaznaczone przez nałożenie makijażu na połowę twarzy. Jednak stałość nie jest mocną stroną Don Juana. W końcu i taki romans mu się nudzi. Tym razem jednak nie może uciec. Joanna natomiast wcale nie zamierza odejść. Wręcz przeciwnie. Zagnieździła się już na dobre, powoli przejmuje całkowitą kontrolę nad ciałem, aż w końcu przemienia je w ciało kobiece. Don Juan zastyga, Sganarel ściąga płaszcz, pod którym kryje damska bieliznę - role zostają zamienione.

"Ja i ja" - dramat francuskiego rysownika i pisarza Rolanda Topora, na podstawie którego powstał spektakl - podejmuje słynny motyw literacki w niebanalny i bardzo nowoczesny sposób. Autor odwołuje się do wiedzy na temat historii Don Juana - i rzuca nowe światło na znanego wszystkim bohatera. Redukuje liczbę postaci do dwóch i kondensuje akcję. Tematem przewodnim czyni natomiast rozdwojenie osobowości, w której walczą ze sobą dwie natury: męska i kobieca. Tekst jest świetnym materiałem scenicznym: łączy ciekawą problematykę z intrygującą, ascetyczną formą oraz daje ogromne możliwości aktorom.

Spektakl Stowarzyszenia Teatralnego Badów rozegrany jest przy użyciu minimalnej ilości środków. Całą scenografię stanowi jedynie drewniane krzesło i fotel, nad którym zawieszony jest raz opuszczany i innym razem zwijany, biały baldachim. Przypomina on kokon, w którym ma zajść przeobrażenie Don Juana. Wszystko inne zostaje zamarkowane przez aktorów - to oni skupiają na sobie całą uwagę widza. Zestawieni są na zasadzie przeciwieństw. Don Juan w strojnym, barokowym kostiumie - Sganarel w brzydkim płaszczu. Don Juan gadatliwy, ruchliwy, nadpobudliwy - Sganarel milczący i opanowany, z niezmiennie beznamiętnym wyrazem twarzy. Aktorzy budują swoje postaci przy użyciu zupełnie innych środków. Wojciech Błach jest niesamowicie ekspresyjny: wije się po scenie, skacze, tańczy, krzyczy - tak, że pod koniec spektaklu jest zlany potem. Sganarel Joanny Fidler jest natomiast statyczny, najpotrzebniejsze ruchy wykonuje metodycznie, wręcz mechanicznie. Oboje świetnie się uzupełniają - co widać już na poziome dźwiękowym - na przykład, gdy Don Juan puka w swoją klatkę piersiową, by nawiązać kontakt z mieszkającą w nim kobietą, Sganarel uderza w krzesło markując pukanie do drzwi.

Muzyka do spektaklu - skomponowana przez Joannę Fidler - jest wykonywana przez aktorkę bez użycia jakichkolwiek instrumentów muzycznych. Jej tkankę budują więc jedynie przeróżne stukoty i głos aktorki przetworzony niekiedy przez dziwną, złotą tubę. Śpiewane piosenki stanowią ciekawy komentarz do wydarzeń scenicznych, jak chociażby pieśń o Narcyzie podczas miesiąca miodowego Don Juana de facto z samym sobą.

Spektakl nie wykorzystuje wszystkich możliwości, jakie daje dramat i staje się raz lepszym, raz gorszym recitalem aktorskim. A choć role są pomyślane ciekawie - ich odtwórcom widocznie nie starcza środków, by je zróżnicować - szybko więc stają się wtórne i przewidywalne. Rażą też tautologią. Wojciech Błach nieznośnie ilustruje każde wypowiedziane przez siebie słowo, a tekst interpretuje tak dosłownie, że złożona i niejednoznaczna postać staje się jednowymiarowa. Kuleje też tempo przedstawienia, któremu brakuje odpowiedniego wypunktowania. Godzinny spektakl jest w każdym momencie jednakowy - zarówno pod względem aktorstwa, jak i stosowanych środków teatralnych. Jednostajność sprawia, że wewnętrzny konflikt i przemiana głównego bohatera zupełnie nie wybrzmiewają, tematyka dramatu schodzi więc na dalszy plan, tak że przestawienie jest właściwie o niczym.

Podczas owacji reżyser poinformował widzów, że to co zobaczyli nie jest jeszcze ostateczną wersją spektaklu, a jedynie małą cząstką szerszego projektu. Dużo może się więc jeszcze zmienić - miejmy nadzieję, że ewolucja ta pójdzie w dobrą stronę - bo potencjał zarówno tekstu, jak i, na razie nieudanego spektaklu, jest duży.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji