Artykuły

Na ringu życia

"Osobisty Jezus" w reż. Przemysława Wojcieszka w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy. Pisze Marta Odziomek w Art Papierze.

Przemysław Wojcieszek lubi - czy to w filmie, czy na scenie - ukazywać Polaków portret własny. Polaków rozsianych po licznych wioskach naszego kraju, gdzie nawet pies z kulawą nogą nie zajrzy, a taki Polaczek (często też cwaniaczek) musi żyć. Najnowsza sztuka Wojcieszka, "Osobisty Jezus" to kolejna historia na ten właśnie temat. Opowiedziana bez zbędnych ozdobników, w minimalistyczny sposób, miejscami dosadna, ale spod której wyziera głęboka duchowość i wulkan emocji.

Historia, której kanwą jest fabuła wcześniejszego filmu Wojcieszka "W dół kolorowym wzgórzem", jest dosyć prosta. Główny bohater Rysiek po kilkuletniej odsiadce w więzieniu powraca na stare śmieci do swojej wsi i dziewczyny. Podczas "odsiadki" w jego życiu zaszła pewna zmiana - obudziła się w nim religijność, głęboka wiara w Jezusa i w Jego ingerencję w nieudaczne, jak do tej pory, życie Ryśka. Bohater ufa więc, że z pomocą Chrystusa odzyska dziewczynę i osiądą razem na ziemi darowanej Ryśkowi przez zmarłego ojca. Niestety, jak to w życiu bywa, sprawy się komplikują już na samym początku - ukochana kobieta okazuje się szwagierką, a ziemia przepisana zostaje na znienawidzonego brata. Historia zagmatwanych relacji między Ryśkiem, Agatą i "tym trzecim" odkrywana jest z każdym nowym dialogiem, jaki się toczy pomiędzy Ryśkiem, a kiedyś bliskimi mu ludźmi. A interwencji Chrystusa znikąd nie widać - przynajmniej w wymiarze rzeczywistym. W sferze duchowej zmiana się przecież dokonała: Rysiek dostąpił łaski wiary - tak, jak ślepiec (bohater biblijnej przypowieści) łaski przejrzenia na oczy. Biblijna przypowieść stała się także osobistą modlitwą Rysia, mantrą powtarzaną w ciężkich dla niego chwilach.

Rysiek - prosty czy skomplikowany wewnętrznie mężczyzna? Morderca czy jedynie ofiara niefortunnego wypadku? Gwałtownik czy romantyk? Bluźnierca i szaleniec, a może wierzący człowiek bez daru boskiej łaski objawienia? Pomiędzy tymi pytaniami balansuje Przemysław Bluszcz, wcielający się w rolę Ryśka. Ta rola jest wprost stworzona dla wykonawcy o takim emploi i umiejętnościach. Rysiek w jego wykonaniu jest typem jednoznacznym. Jego ego balansuje na granicy dwóch światów. Do tej "lepszej" rzeczywistości pozwala mu się zbliżyć głęboka wiara, którą tak silnie deklaruje, oraz chęć spotkania z Bogiem, którego istotnie silnie łaknie całym sobą, ale które nie jest mu dane. Rysiek, jak wspomina Tadek - stary kumpel, aktualnie narkotykowy dealer (takich ładnych kwiatków zakazanych w Polsce) jest niejako odbiciem postaci Jezusa - był "niezłym stolarzem" i też cierpiał za cudze winy. Na takie paralelne potraktowanie życia Jezusowego i Ryśkowego nasuwa się również scenograficznie uboga przestrzeń gry - drewniany podest oraz sprzęty: stół, krzesła i śnieżnobiały obrus podczas wieczerzy.

"Osobisty Jezus" jest moim zdaniem spektaklem "męskim", opowiadającym o świecie mężczyzn. Wszyscy trzej bohaterowie - Rysiek, jego brat i kumpel Tadzio, walczą (lub czynili to niegdyś) o względy Agaty. Agata to z kolei typ kobiety "niezbyt pięknej, ale mającej w sobie to coś". Jest kobietą, a jednocześnie przedmiotem, o który się zaciekle walczy, chociażby po to, aby wygrać, pokonać po prostu innych przeciwników. Pobrzmiewają tu więc echa odwiecznej rywalizacji w męskim świecie, gdzie odrzucenie przez kobietę, jej zdrada i niewierność bywa zwykle najbardziej upokarzająca porażką dla mężczyzny. W tej realizacji wszyscy troje są pokrzywdzeni przez czyny Agaty. Jej postać (w którą wciela się Ewa Galusińska) nie jest do końca jednoznaczna. Właściwie nie wiadomo, czy jest przebiegłą, zimną i wyrachowaną femme fatale, czy jedynie głupią, nieświadomą swoich krzywdzących czynów, gąską marzącą o niemożliwym do osiągnięcia życiowym sukcesie.

Trudno doszukać się w tej inscenizacji wyostrzonej metafizyki, którą, jak mi się wydaje, sugeruje tytuł sztuki. Oprócz kilku "kościelnych" rekwizytów (wino mszalne, kielich, dzwonki) sfera sacrum sygnalizowana jest jedynie przez subtelną, delikatną grę świateł i łagodną, ale zaskakująco obecną muzykę. Muzyka ma w tym spektaklu moc łagodzenia obrazu świata, wypełnionego wulgaryzmem, bezwzględną walką i agresją.

Pochwała dla Wojcieszka należy się przede wszystkim za minimalizm. Umieszczając akcję co rusz to w innym miejscu (dom, kościół, ring, łóżko, mieszkanie kumpla) nie stara się go za każdym razem w pełni dookreślać. Wystarczy tylko skromny jeden rekwizyt poparty słowem i gestem (a czasem nawet tylko obecną konfiguracją postaci) a już wiemy, gdzie aktualnie odbywają się zdarzenia. Ów minimalizm jest zresztą jedną z wyrazistych cech wszystkich inscenizacji reżysera.

W dramacie, oprócz pytań o istotę życia, sens jedynej miłości, czy też tajemnicę wiary, jest również pytanie o los, jaki czeka ludzi żyjących w zapyziałych miasteczkach w czasach, kiedy wszyscy chcą się bogacić, wyjeżdżać do wielkich miast, robić karierę i ..sprzedawać ziemię przybyszom z Zachodu". Tak więc, niejako przy okazji, pojawia się także wątek, wypędzonych z dolnośląskiej ziemi, naszych niemieckich sąsiadów.

"Osobisty Jezus" mógł być spektaklem o wywlekaniu brudów z przeszłości na światło dzienne, o próbie rozrachunku z krzywdami doznanymi w młodości. Mogłoby to być, modne we współczesnym teatrze, werystyczne odwzorowanie stosunków panujących "na zewnątrz". Na szczęście tak nie jest. Wojcieszek potrafił udźwignąć cały ciężar trapiących nas, doraźnych problemów i przenieść go o pułap wyżej, w sferę bliską sacrum. Nie czyni tego jednak nachalnie, a jedynie za pomocą niuansów: urywków biblijnych cytatów, fragmentów modlitw i iście boskiego nastroju, jaki wytworzył się na scenie podczas działań scenicznych w wykonaniu grupy utalentowanych artystów. Dodatkowo bliskie "granie do widza" oraz rewelacyjna gra aktorów wzmocniły atmosferę pełną skupienia i napięcia. Na uwagę zasługuje (oprócz dominujących ról męskich) rola matki Agaty, szczególnie fenomenalna scena kłótni córki z matką.

Mimo faktu, że spektakl zbudowany jest w dużej mierze ze scen mocnych, a nawet brutalnych, jednak w pamięci pozostały mi obrazy nasycone tą nikłą, niemal przeźroczystą sferą metafizyczności, która zdaje się istnieć w każdym naszym jednostkowym życiorysie pomimo udręki, bólu, niemocy i smutku, jakie życie niesie ze sobą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji